Dobrą
uczelnię poznać po tym, że ma wykładowców trzech różnych klas:
ekspertów, dydaktyków i inspiratorów. Mamy to szczęście, że na
Politechnice od zawsze można było spotkać takie osoby – mówią Elżbieta
Osakiewicz-Dołęga i Cezary Dołęga. Absolwenci PWr stworzyli firmę, która
zatrudnia już 60 osób, a w styczniu wchodzi do Australii.
W
nowym cyklu "Im się udało" prezentujemy absolwentów i pracowników
Politechniki Wrocławskiej, którzy potrafili połączyć wiedzę i pasję
naukową z biznesem.
----
Rozmowa z Elżbietą Osakiewicz-Dołęgą i Cezarym Dołęgą z firmy Neurosoft
Pracujecie
na sztucznych sieciach neuronowych, które są imitacją tego, co dzieje
się w naszych mózgach. Skąd pomysł, żeby zająć się sztuczną
inteligencją?
Cezary Dołęga: Miało to związek z tym, czym
interesowałem się jeszcze jako student. Nazwa, która kiedyś brzmiała
bardzo futurystycznie, w rzeczywistości jest dziedziną informatyki, jest
zbiorem technik obliczeniowych wzorowanych na obserwacji mózgu.
Wykorzystując sztuczne sieci neuronowe możemy rozpoznawać pismo,
analizować mowę i obrazy, przetwarzać język naturalny. Tak, żeby móc to
praktycznie zastosować.
Jak wyglądał debiut biznesowy?
CD:
Prapoczątki to lata 80., gdy jako student elektroniki, specjalność
systemy informatyczne, w każde wakacje pracowałem w Niemczech, m.in.
jako pomocnik w sklepie elektronicznym. Dorabiałem też w spółdzielni
studenckiej „Robot”, ale nie myciem okien, tylko pisząc oprogramowania. W
1986 roku stworzyłem mój pierwszy projekt: oprogramowanie systemu
kadrowo-płacowego dla szpitala psychiatrycznego we Wrocławiu. To było
pierwsze prawdziwe doświadczenie zawodowe. W czasach, gdy na studiach
uczyliśmy się na komputerze Odra, który był wielkości pokoju; dopiero
potem pojawiły się ZX Spectrum.
Napisałem pracę magisterską o
rozpoznawaniu pisma drukowanego i zdecydowałem się pozostać na
Politechnice. Byłem asystentem i jednocześnie zabrałem się za
studiowanie informatyki. Zwyczajnie chciałem się jeszcze czegoś nauczyć.
Jeszcze
na studiach poznałem Janusza Wróbla, informatyka po Uniwersytecie
Wrocławskim. Wszedłem w krąg młodych zapaleńców. To były początki naszej
dorosłości, początki prawdziwej informatyki w Polsce.
I początki nowej Polski.
CD:
Początki nowego ustroju, nowej gospodarki. Bardzo dynamiczny czas. Z
grupą znajomych działaliśmy też w spółdzielni pracy Inel. To była
śmietanka informatyczna obu wrocławskich uczelni.
Razem z Januszem w
1990 roku rozpoczęliśmy wspólny projekt, który rozrósł się w firmę
Neurosoft. Potem dołączyła do nas Elżbieta. Byliśmy pełni entuzjazmu i
naiwnego przekonania, że wszyscy będą kupować nasz produkt.
Wymyśliliśmy, że na bazie mojej pracy magisterskiej stworzymy
oprogramowanie do rozpoznawania pisma. Takie, które druk, na przykład
jakiś dokument, zamienia w plik komputerowy i dzięki temu można m.in.
digitalizować dane. Myśleliśmy, że wystarczy zapakować i sprzedać.
Złudzenia
szybko prysły: rynek nie był przygotowany na innowacyjne produkty,
projekt był czasochłonny, szukaliśmy odpowiednich ludzi do współpracy.
Mozolnie uczyliśmy się kapitalizmu i pokory. Było trudniej niż się
spodziewaliśmy. Te pierwsze lata nie były dochodowe, utrzymywałem się
dzięki pracy na Politechnice.
Kiedy nastąpił przełom?
CD:
Któregoś dnia Bogdan Szlachetko, nasz kolega z Politechniki, z
ówczesnego I-28, Instytutu Telekomunikacji i Akustyki, Wydział
Elektroniki PWr, podsunął pomysł, żeby stworzyć program, który tekst
zapisany na komputerze będzie potrafił wypowiedzieć głosem. Tak w 1994
roku powstał syntezer mowy. Tani, łatwy w obsłudze, nie wymagający
dodatkowego sprzętu i pierwszy naprawdę polski.
Elżbieta
Osakiewicz-Dołęga: Zakładaliśmy, że będzie masowym produktem, a
sprzedawał się słabo, bo ludzie nie wiedzieli, co z nim zrobić.
Zaskoczyła dopiero druga, poprawiona wersja. Podchwycił to RMF FM, który
zaczął się bawić tym głosem w swoim radiowym przerywniku.
Czyim głosem?
EO-D:
Bodka, ale przetworzonym, brzmiącym syntetycznie. Po drugie SynTalk
czytający na głos bardzo spodobał się niewidomym. Otworzył im okno na
świat. Zaczęliśmy współpracować z Polskim Związkiem Niewidomych.
Sprzedaliśmy 60 tys. licencji, to był pierwszy komercyjny sukces.
Optimus zdecydował się przez kilka lat dodawać ten program do swoich
produktów, jako standardowe wyposażenie.
CD: Wtedy, w drugiej połowie
lat 90. zaczęliśmy zatrudniać kolejnych ludzi, ale każdą zarobioną
złotówkę wciąż wkładaliśmy w firmę, która rozwijała się powoli.
Stworzyliśmy drugi produkt dla niewidomych. AutoLektor był „skrzynką”,
do której wystarczyło włożyć książkę, wcisnąć guzik, skaner fotografował
druk i urządzenie czytało tekst na głos. W urządzeniu najważniejszym
elementem był nasz moduł BIP, który automatycznie przekształcał obraz na
tekst.
Kolejnym przełomem okazało się dla was nowe millenium, postrach informatyków.
CD:
Wejście w rok 2000 mogło sparaliżować komputery, bo w bazach danych nie
przewidziano tej daty. Komputery rozumiały ją jako rok 1900. Można
sobie wyobrazić chaos, jaki nastąpiłby, gdyby nie wdrożono nowych
systemów. Tym właśnie się zajęliśmy w różnych firmach niemieckich, z
którymi współpracował wcześniej Janusz. Jednocześnie odszedłem z
uczelni, firma pochłonęła mnie na tyle, że doktorat leżał odłogiem.
EO-D:
Z wejściem w XXI wiek zaczęły się dla nas dziać najważniejsze rzeczy.
Powoli wychodziliśmy na prostą, stworzyliśmy zupełnie nowe technologie.
Spośród których okrętem flagowym stał się NeuroCar.
CD:
Zaczęło się od kolegi, informatyka z Bielska-Białej. On podsunął
pomysł, my rozwiązanie. Chodziło o program, który będzie czytał tablice
rejestracyjne samochodów przekraczających dozwoloną prędkość.
Na
wysięgniku jest zainstalowana kamera, radar mierzy prędkość. Samochód,
który przejeżdża, jest fotografowany, dane są wprowadzane do systemu i
przetwarzane. 200 milisekund - tyle czasu wystarcza mu na analizę
zdjęcia. Jeśli samochód nie zwolni, kilkaset metrów dalej na tablicy
wyświetla się napis ostrzegawczy. Wszystko dzieje się w czasie
rzeczywistym, jakość rozpoznania wynosi blisko 99 procent.
Czyli łapiecie kierowców.
EO-D:
Chodziło nam raczej o prewencję, o efekt wychowawczy. Pierwszy taki
inteligentny system monitoringu drogowego został zainstalowany na
skrzyżowaniu pod Sycowem w 2006 roku, potem w innych miejscach. Ludzie
zorientowali się, że nie skutkuje to żadnymi represjami, więc zaczęli go
ignorować i nadal łamali przepisy. Technicznie system działał bez
zarzutu, wychowawczo natomiast tak sobie.
Dziś z naszych systemów
korzysta policja, straż miejska, inspekcja transportu drogowego,
pracujemy dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W Polsce
fotoradary może teraz wykorzystywać Główny Inspektorat transportu
Drogowego (na drogach krajowych) lub straż miejska. GITD zbudował
system, w ramach którego w ciągu ostatniego roku zamontował 300 nowych
fotoradarów. Wszystkie są wyposażone w nasze urządzenia do analizy
obrazu.
Zdarzyło wam się zapłacić mandat przez własny system?
CD:
Tak, mamy mandaty na koncie i nie mamy wyrzutów wobec kierowców.
Wystarczy popatrzeć na statystyki, na liczby zabitych na drogach.
Ciągle
ulepszamy NeuroCar, czyli inteligentny system monitoringu drogowego,
który ma kilka zastosowań. NeuroCar wykrywa pojazd, wylicza jego
prędkość, kierunek ruchu, mierzy i w końcu dokładnie identyfikuje go.
Rozpoznaje nie tylko tablicę rejestracyjną i kraj pochodzenia samochodu,
ale również jego markę, model i kolor. Jest to jedyny system na
świecie, który potrafi rozpoznać te wszystkie elementy wyłącznie na
podstawie analizy strumienia wideo z jednej kamery.
W 2009 na
zlecenie Zarządu Dróg i Utrzymania Mostów zamontowaliśmy we Wrocławiu
system ważenia preselekcyjnego, który działa na pięciu wlotach do
miasta: na ulicy Krakowskiej, Opolskiej, Solskiego, Średzkiej i
Żmigrodzkiej. Chodzi o to, żeby znaleźć samochody przeciążone, które są
zagrożeniem. Po pierwsze są niebezpieczne, mają długą drogę hamowania,
po drugie niszczą ulice.
ED-O: Proszę sobie wyobrazić, że pod tym
względem przejazd jednego przeładowanego tira odpowiada osobówce, która
przejechała 160 tys. razy! W sumie NeuroCar to: inteligentne
skrzyżowanie, system analizy ruchu i wykrywania zdarzeń drogowych,
system wykrywania pojazdów przeciążonych i ponadgabarytowych, system
kontroli przejazdu na czerwonym świetle, system kontroli średniej
prędkości pojazdów na odcinku, system dostępu do wydzielonych obszarów
miejskich i przemysłowych, punkty pomiarów i analizy ruchu pojazdów. Za
jedno z rozwiązań z grupy NeuroCar - system kontroli przejazdu na
czerwonym świetle - dostaliśmy statuetkę Krajowego Lidera Innowacji i
Rozwoju jako najbardziej innowacyjny produkt roku 2011 w dziedzinie
bezpieczeństwa ruchu drogowego. Oraz nominację w dziedzinie
bezpieczeństwa na Międzynarodowych Targach Infrastruktury Inter Traffic
2012.
NeuroCar wszedł do kilku krajów. Na przykład w Kolonii jest
właśnie montowany na moście, żeby wykrywać pojazdy, które nie mają prawa
tamtędy przejeżdżać. Zainteresowała się nim Bawaria, wygraliśmy
przetarg ogłoszony przez tamtejszą generalną dyrekcję dróg na
kompleksowe pomiary ruchu na autostradach w 2014 roku. Działa już w
Niemczech, gdzie w tym roku otworzyliśmy biuro, w Norwegii, Wielkiej
Brytanii, Belgii, Czechach. W styczniu wchodzimy do Australii.
Jednego z waszych systemów używają sądy w Polsce. Na czym polega?
ED-O:
W sądach codziennie wydaje się tysiące wyroków i obywatele mają prawo
wglądu do nich, z tym że sąd nie może ujawnić pewnych danych. Nasz
system jest taką elektroniczną gumką, która wymazuje te wrażliwe
informacje - usuwa z orzeczenia nazwiska, adresy, nazwy. NeuroCourt,
czyli system do anonimizacji danych od półtora roku jest używany przez
wszystkie sądy apelacyjne i okręgowe w Polsce oraz niektóre rejonowe.
Robimy to dla Ministerstwa Sprawiedliwości, portal jest ogólnodostępny
dla wszystkich: orzeczenia.ms.gov.pl.
Stworzyliśmy
również oprogramowanie umożliwiające poprzez Internet dostęp
pełnomocnikom i stronom do informacji związanych ze sprawą prowadzoną w
sądzie. Natomiast dla biznesu powstał NeuroBiz, system informacji
gospodarczej. Na podstawie Monitora Sądowego, Gospodarczego, Polskiego
oraz Spółdzielczego zebraliśmy dane na temat podmiotów gospodarczych
działających w Polsce. Można tam zamówić m.in. raporty osobowe,
sprawozdania finansowe. Zajęliśmy się również digitalizacją dokumentów,
łącznie ze starymi wydaniami, np. Dziennikami Ustaw wydawanymi od 1918
roku. Żeby dać sobie radę z dokumentami bardzo słabej jakości albo o
nietypowych formatach, skonstruowaliśmy własny skaner dziełowy. Na
zlecenie Urzędu Patentowego zeskanowaliśmy i opracowaliśmy
elektronicznie wszystkie polskie patenty oraz wzory użytkowe wydane w
latach 1924-1991. W sumie zdigitalizowaliśmy i umieściliśmy w sieci już
ponad pięć milionów stron dokumentów.
Rozmawiacie o biznesie w domu?
EO-D:
Bardzo często. Nie ma u nas podziału na życie prywatne i zawodowe, bo
dla nas Neurosoft to samo życie, to pasja. Cały czas coś tworzymy, a to
daje napęd. Życie bez pasji jest nic nie warte. Bez pasji i bez wizji.
To one nas prowadziły i pomagały. Zwłaszcza w latach 90., które były dla
nas szczególnie trudne, bo Polacy jeszcze nie byli przygotowani na
odbiór nowych technologii.
CD: Ludzie przemęczeni pracą mają w sobie
sporo niechęci, mnóstwo skumulowanych napięć, są nieefektywni. My całe
życie uczymy się zarządzania stresem, dbamy o higienę psychiczną. Bardzo
inspiruje mnie TED [konferencja organizowana przez amerykańską
fundację, która popularyzuje naukowe, kulturalne, polityczne, społeczne
„idee warte rozpowszechniania"; każdy z mówców ma 18 minut, żeby
przekonać innych do swoich racji – red.]. TED odświeża myślenia, otwiera
klapki w głowie; właściwie wszystko inne mnie nudzi. Ostatnio słuchałem
tam wykładu o stresie, który zmienił moje nastawienie. Właściwie stres
to dobra sprawa: mózg dotleniony, ciało w mobilizacji, lepsze i
skuteczniejsze decyzje. Stres nie jest zły, trzeba tylko umieć się nim
posługiwać jak narzędziem.
EO-D: Stresem dla mojego męża jest
odcięcie go od firmy, urlopy są dla niego stratą czasu. Często mnie
pytają, jak się żyje z mężem pracoholikiem. To złe określenie, nie
jesteśmy pracoholikami. Przychodzimy do pracy wciąż z pomysłami i
energią, mimo że zdarza nam się pracować nad projektem dwie doby niemal
bez przerwy. Staramy się też przekazać ten entuzjazm innym, zachęcić
naszych pracowników do twórczego podejścia.
Ile dajecie im swobody?
CD:
Szanujemy indywidualności, na przykład jeden z naszych najzdolniejszych
informatyków regularnie medytuje. Czas pracy traktujemy elastycznie,
jeśli ktoś musi w ciągu dnia odebrać dziecko, to może odpracować to
później.
EO-D: Na potrzeby danego projektu zawiązują się małe
zespoły, maksymalnie siedmioosobowe; każdy z liderem. Codziennie zespół
zbiera się na spotkanie, które nie przekracza kwadransa. Podsumowuje
etap, ustala kolejne, małe kroki. Potem pracuje w grupach; ważna jest
cisza, kto chce pogadać przez telefon, wychodzi na korytarz. Pracujemy w
open space, ale są również miejsca bardziej zaciszne, wyizolowane, tak,
żeby ludzie dobrze się czuli.
Walczymy o młodych, oferując im ciekawe
tematy i samodzielność, o którą niełatwo w dużych koncernach, gdzie
często jest się tylko trybikiem.
Brakuje młodych zdolnych?
CD:
Wciąż ich szukamy. Ciężko jest znaleźć naprawdę dobrych informatyków,
bo są wyłapywani przez duże koncerny jeszcze na studiach. Trafiają potem
do Google, Nokia Siemens Networks i innych.
EO-D: Albo emigrują.
Jeden ze studentów, który sporo u nas pracował i napisał pracę
magisterską z NeuroCar, wyjechał do Niemiec. Zatrudniamy przede wszystkim
ludzi z Politechniki Wrocławskiej, ponad połowa naszego zespołu
badawczego to jej absolwenci.
Co wam dała uczelnia?
CD:
Wyposażyła nas w wiedzę i umiejętności, z których korzystamy i które
stale rozwijamy. Wie pani, po czym poznać dobrą uczelnię? Powinna
posiadać wykładowców trzech różnych klas: ekspertów, dydaktyków i
inspiratorów. Ekspert to mistrz, choć niekoniecznie dobry nauczyciel,
nie zawsze umie podzielić się wiedzą. Dydaktyk potrafi wyjaśnić trudne
rzeczy w przystępny sposób. Natomiast inspirator motywuje, nadaje
kierunek, jest trochę wizjonerem. Mamy to szczęście, że na Politechnice
od zawsze można było spotkać osoby ze wszystkich tych klas.
EO-D: Z
Politechniki wyszliśmy oboje, studiowaliśmy ten sam kierunek, choć
wtedy nie byliśmy jeszcze parą. Z uczelnią łączy nas nie tylko sentyment
i to, że nasze obie bliźniaczki też ją wybrały, jedna architekturę,
druga elektronikę i informatykę.
Wciąż jesteśmy z Politechniką w
kontakcie. Jej wykładowcy realizują z nami różne zlecenia, a studenci
przychodzą do nas na staże. Piszą tu prace magisterskie, podsuwamy im
tematy. Fundujemy także nagrody za najciekawsze projekty w ramach
Konferencji Projektów Zespołowych realizowanej na Wydziale Elektroniki.
Kiedy macie dość rozmów biznesowych…
EO-D:
Wtedy przełączamy się na muzykę. Jeszcze podczas studiów śpiewałam w
Zespole Pieśni i Tańca Jedliniok, sporo wyjeżdżałam, potem śpiewałam z
zespołem jazzowym, także w duecie z gitarzystą klasycznym. Gdyby nie
Politechnika i Neurosoft, pewnie związałabym się z muzyką również
zawodowo.
CD: Jestem po średniej szkole muzycznej, fortepian i
klarnet. Dawno temu grałem w grupie First Stage, m.in. jazz inspirowany
Orientem. Muzyka zawsze szła równolegle ze studiami. Zdarzyło mi się też
podgrywać Elżbiecie na wspólnym koncercie w domu kultury. Ma słuch
doskonały.
Muzyka a matematyka?
CD: Są do siebie
bardzo zbliżone. Metrum, kontrapunkt, harmonia są przecież ściśle
określone, są próbą uporządkowania chaosu dźwięków, tak jak reguły
matematyczne dyscyplinują świat liczb. Dla mnie muzyka jest formą
matematyki, jej emanacją.
EO-D: Muzyka jest, po rodzinie i Neurosoft,
naszym najważniejszym światem. Jak tylko podchowaliśmy dzieci, ponownie
zeszliśmy się w starej paczce i znów gramy. Bez wielkich ambicji,
raczej dla przyjemności. Pogranicze rocka, bluesa i jazzu przede
wszystkim. Sporo tu miejsca na improwizację, na własną swobodną
twórczość, na kreację. Jak w firmie.
Jak często gracie?
EO-D:
Próby przynajmniej raz w tygodniu obowiązkowe. Ja śpiewam, mąż ostatnio
jest głównie akustykiem. Nasz zespół TBB to farmaceuta w roli
klawiszowca, ekonomista jako gitara prowadząca, specjalista od
zarządzania – gitara basowa, elektronik z IBM jest u nas perkusistą, a
drugą z wokalistek jest studentka budownictwa lądowego na Politechnice.
Jak widać, uczelnia towarzyszy nam na każdym kroku.
rozmawiała Aneta Augustyn
-----
* Elżbieta Osakiewicz-Dołęga - dyrektor ds.
administracji spółki Neurosoft. Magister inżynier elektronik,
absolwentka Politechniki Wrocławskiej oraz Komunikacji Społecznej i
Public Relations w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu.
* Cezary Dołęga
- wiceprezes zarządu, współzałożyciel, dyrektor ds. badań i rozwoju w
Neurosoft. Absolwent III LO we Wrocławiu, magister inżynier elektronik,
ukończył studia na Politechnice Wrocławskiej w 1990 roku. Pracownik
naukowy Instytutu Cybernetyki Technicznej od 1990 do 1999 roku.
Prywatnie niespełniony muzyk jazzowy (absolwent szkoły muzycznej I
stopnia oraz uczeń szkoły II stopnia w klasie klarnetu). Z zamiłowania
także żeglarz. Wraz z Januszem Wróblem, prezesem zarządu, tworzą firmę
Neurosoft, która zatrudnia 60 osób i w 2012 roku miała 12 mln złotych
przychodu i 1,7 mln złotych zysku.
Nagrodzeni m.in.:
Stowarzyszenie ITS Polska; coroczny konkurs LIDER ITS 2013 (w ramach
Kongersu ITS): - wyróżnienie w kategorii Najlepszy Produkt za "moduł
NeuroCar Dangerous Goods – wideoidentyfikacja tablic ADR, który
umożliwia automatyczną identyfikację pojazdów przewożących materiały
niebezpieczne".
INTERTRAFFIC 2012 Amsterdam – Międzynarodowe targi ITS w Holandii: -
nominacja w kategorii innowacja/bezpieczeństwo ruchu drogowego za
"NeuroCar RedLight – red light monitoring and enforcement".
Stowarzyszenie ITS Polska; coroczny konkurs LIDER ITS 2012 (w ramach
Kongersu ITS): - tytuł Lidera ITS w kategorii najlepszy produkt za
"System NeuroCar RedLight służący do automatycznego wykrywania i
identyfikacji wykroczeń związanych z przejazdem na czerwonym świetle".
Międzynarodowe Targi Innowacji Brussels Innova 2011 (Belgia): -
srebrny medal za "ISKIP - Inteligentny System Kompleksowej Identyfikacji
Pojazdów" (wspólnie z Instytutem Badawczym Dróg i Mostów z Warszawy).
Międzynarodowe Targi Innowacji iENA 2011 w Norymberdze (Niemcy): -
złoty medal za "ISKIP - Inteligentny System Kompleksowej Identyfikacji
Pojazdów" (wspólnie z Instytutem Badawczym Dróg i Mostów z Warszawy),