Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Ludzie Politechniki

Drukuj

Muzyka i matematyka to prawie to samo

02.01.2014 | Aktualizacja: 23.01.2014 10:04

Elżbieta Osakiewicz-Dołęga i Cezary Dołęga. Kamery w takich obudowach działają w stacjach ważenia pojazdów we Wrocławiu i w systemach monitorowania przejazdu na czerwonym świetle, np. przy skrzyżowaniu ul. Armii Krajowej ze Ślężną (fot. Mateusz Augustyn)

Dobrą uczelnię poznać po tym, że ma wykładowców trzech różnych klas: ekspertów, dydaktyków i inspiratorów. Mamy to szczęście, że na Politechnice od zawsze można było spotkać takie osoby – mówią Elżbieta Osakiewicz-Dołęga i Cezary Dołęga. Absolwenci PWr stworzyli firmę, która zatrudnia już 60 osób, a w styczniu wchodzi do Australii. 
znaczek_absolwenci-politechniki.jpg
W nowym cyklu "Im się udało" prezentujemy absolwentów i pracowników Politechniki Wrocławskiej, którzy potrafili połączyć wiedzę i pasję naukową z biznesem. 

----
Rozmowa z Elżbietą Osakiewicz-Dołęgą i Cezarym Dołęgą z firmy Neurosoft
Pracujecie na sztucznych sieciach neuronowych, które są imitacją tego, co dzieje się w naszych mózgach. Skąd pomysł, żeby zająć się sztuczną inteligencją?
Cezary Dołęga: Miało to związek z tym, czym interesowałem się jeszcze jako student. Nazwa, która kiedyś brzmiała bardzo futurystycznie, w rzeczywistości jest dziedziną informatyki, jest zbiorem technik obliczeniowych wzorowanych na obserwacji mózgu. Wykorzystując sztuczne sieci neuronowe możemy rozpoznawać pismo, analizować mowę i obrazy, przetwarzać język naturalny. Tak, żeby móc to praktycznie zastosować.
Jak wyglądał debiut biznesowy?   
CD: Prapoczątki to lata 80., gdy jako student elektroniki, specjalność systemy informatyczne, w każde wakacje pracowałem w Niemczech, m.in. jako pomocnik w sklepie elektronicznym. Dorabiałem też w spółdzielni studenckiej „Robot”, ale nie myciem okien, tylko pisząc oprogramowania. W 1986 roku stworzyłem mój pierwszy projekt: oprogramowanie systemu kadrowo-płacowego dla szpitala psychiatrycznego we Wrocławiu. To było pierwsze prawdziwe doświadczenie zawodowe. W czasach, gdy na studiach uczyliśmy się na komputerze Odra, który był wielkości pokoju; dopiero potem pojawiły się ZX Spectrum.
Napisałem pracę magisterską o rozpoznawaniu pisma drukowanego i zdecydowałem się pozostać na Politechnice. Byłem asystentem i jednocześnie zabrałem się za studiowanie informatyki. Zwyczajnie chciałem się jeszcze czegoś nauczyć.
Jeszcze na studiach poznałem Janusza Wróbla, informatyka po Uniwersytecie Wrocławskim. Wszedłem w krąg młodych zapaleńców. To były początki naszej dorosłości, początki prawdziwej informatyki w Polsce.
I początki nowej Polski.
CD: Początki nowego ustroju, nowej gospodarki. Bardzo dynamiczny czas. Z grupą znajomych działaliśmy też w spółdzielni pracy Inel. To była śmietanka informatyczna obu wrocławskich uczelni.
Razem z Januszem w 1990 roku rozpoczęliśmy wspólny projekt, który rozrósł się w firmę Neurosoft. Potem dołączyła do nas Elżbieta. Byliśmy pełni entuzjazmu i naiwnego przekonania, że wszyscy będą kupować nasz produkt. Wymyśliliśmy, że na bazie mojej pracy magisterskiej stworzymy oprogramowanie do rozpoznawania pisma. Takie, które druk, na przykład jakiś dokument, zamienia w plik komputerowy i dzięki temu można m.in. digitalizować dane. Myśleliśmy, że wystarczy zapakować i sprzedać.
Złudzenia szybko prysły: rynek nie był przygotowany na innowacyjne produkty, projekt był czasochłonny, szukaliśmy odpowiednich ludzi do współpracy. Mozolnie uczyliśmy się kapitalizmu i pokory. Było trudniej niż się spodziewaliśmy. Te pierwsze lata nie były dochodowe, utrzymywałem się dzięki pracy na Politechnice.
Kiedy nastąpił przełom?
CD: Któregoś dnia Bogdan Szlachetko, nasz kolega z Politechniki, z ówczesnego I-28, Instytutu Telekomunikacji i Akustyki, Wydział Elektroniki PWr, podsunął pomysł, żeby stworzyć program, który tekst zapisany na komputerze będzie potrafił wypowiedzieć głosem. Tak w 1994 roku powstał syntezer mowy. Tani, łatwy w obsłudze, nie wymagający dodatkowego sprzętu i pierwszy naprawdę polski.
Elżbieta Osakiewicz-Dołęga: Zakładaliśmy, że będzie masowym produktem, a sprzedawał się słabo, bo ludzie nie wiedzieli, co z nim zrobić. Zaskoczyła dopiero druga, poprawiona wersja. Podchwycił to RMF FM, który zaczął się bawić tym głosem w swoim radiowym przerywniku.
Czyim głosem?
EO-D: Bodka, ale przetworzonym, brzmiącym syntetycznie. Po drugie SynTalk czytający na głos bardzo spodobał się niewidomym. Otworzył im okno na świat. Zaczęliśmy współpracować z Polskim Związkiem Niewidomych. Sprzedaliśmy 60 tys. licencji, to był pierwszy komercyjny sukces. Optimus zdecydował się przez kilka lat dodawać ten program do swoich produktów, jako standardowe wyposażenie.
CD: Wtedy, w drugiej połowie lat 90. zaczęliśmy zatrudniać kolejnych ludzi, ale każdą zarobioną złotówkę wciąż wkładaliśmy w firmę, która rozwijała się powoli. Stworzyliśmy drugi produkt dla niewidomych. AutoLektor był „skrzynką”, do której wystarczyło włożyć książkę, wcisnąć guzik, skaner fotografował druk i urządzenie czytało tekst na głos. W urządzeniu najważniejszym elementem był nasz moduł BIP, który automatycznie przekształcał obraz na tekst.
Kolejnym przełomem okazało się dla was nowe millenium, postrach informatyków.
CD: Wejście w rok 2000 mogło sparaliżować komputery, bo w bazach danych nie przewidziano tej daty. Komputery rozumiały ją jako rok 1900. Można sobie wyobrazić chaos, jaki nastąpiłby, gdyby nie wdrożono nowych systemów. Tym właśnie się zajęliśmy w różnych firmach niemieckich, z którymi współpracował wcześniej Janusz. Jednocześnie odszedłem z uczelni, firma pochłonęła mnie na tyle, że doktorat leżał odłogiem.
EO-D: Z wejściem w XXI wiek zaczęły się dla nas dziać najważniejsze rzeczy. Powoli wychodziliśmy na prostą, stworzyliśmy zupełnie nowe technologie.
Spośród których okrętem flagowym stał się NeuroCar.
CD: Zaczęło się od kolegi, informatyka z Bielska-Białej. On podsunął pomysł, my rozwiązanie. Chodziło o program, który będzie czytał tablice rejestracyjne samochodów przekraczających dozwoloną prędkość.
Na wysięgniku jest zainstalowana kamera, radar mierzy prędkość. Samochód, który przejeżdża, jest fotografowany, dane są wprowadzane do systemu i przetwarzane. 200 milisekund - tyle czasu wystarcza mu na analizę zdjęcia. Jeśli samochód nie zwolni, kilkaset metrów dalej na tablicy wyświetla się napis ostrzegawczy. Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, jakość rozpoznania wynosi blisko 99 procent.
Czyli łapiecie kierowców.
EO-D: Chodziło nam raczej o prewencję, o efekt wychowawczy. Pierwszy taki inteligentny system monitoringu drogowego został zainstalowany na skrzyżowaniu pod Sycowem w 2006 roku, potem w innych miejscach. Ludzie zorientowali się, że nie skutkuje to żadnymi represjami, więc zaczęli go ignorować i nadal łamali przepisy. Technicznie system działał bez zarzutu, wychowawczo natomiast tak sobie.
Dziś z naszych systemów korzysta policja, straż miejska, inspekcja transportu drogowego, pracujemy dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W Polsce fotoradary może teraz wykorzystywać Główny Inspektorat transportu Drogowego (na drogach krajowych) lub straż miejska. GITD zbudował system, w ramach którego w ciągu ostatniego roku zamontował 300 nowych fotoradarów. Wszystkie są wyposażone w nasze urządzenia do analizy obrazu.
Zdarzyło wam się zapłacić mandat przez własny system?
CD: Tak, mamy mandaty na koncie i nie mamy wyrzutów wobec kierowców. Wystarczy popatrzeć na statystyki, na liczby zabitych na drogach. 
Ciągle ulepszamy NeuroCar, czyli inteligentny system monitoringu drogowego, który ma kilka zastosowań. NeuroCar wykrywa pojazd, wylicza jego prędkość, kierunek ruchu, mierzy i w końcu dokładnie identyfikuje go. Rozpoznaje nie tylko tablicę rejestracyjną i kraj pochodzenia samochodu, ale również jego markę, model i kolor. Jest to jedyny system na świecie, który potrafi rozpoznać te wszystkie elementy wyłącznie na podstawie analizy strumienia wideo z jednej kamery.
W 2009 na zlecenie Zarządu Dróg i Utrzymania Mostów zamontowaliśmy we Wrocławiu system ważenia preselekcyjnego, który działa na pięciu wlotach do miasta: na ulicy Krakowskiej, Opolskiej, Solskiego, Średzkiej i Żmigrodzkiej. Chodzi o to, żeby znaleźć samochody przeciążone, które są zagrożeniem. Po pierwsze są niebezpieczne, mają długą drogę hamowania, po drugie niszczą ulice.
ED-O: Proszę sobie wyobrazić, że pod tym względem przejazd jednego przeładowanego tira odpowiada osobówce, która przejechała 160 tys. razy! W sumie NeuroCar to: inteligentne skrzyżowanie, system analizy ruchu i wykrywania zdarzeń drogowych, system wykrywania pojazdów przeciążonych i ponadgabarytowych, system kontroli przejazdu na czerwonym świetle, system kontroli średniej prędkości pojazdów na odcinku, system dostępu do wydzielonych obszarów miejskich i przemysłowych, punkty pomiarów i analizy ruchu pojazdów. Za jedno z rozwiązań z grupy NeuroCar - system kontroli przejazdu na czerwonym świetle - dostaliśmy statuetkę Krajowego Lidera Innowacji i Rozwoju jako najbardziej innowacyjny produkt roku 2011 w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Oraz nominację w dziedzinie bezpieczeństwa na Międzynarodowych Targach Infrastruktury Inter Traffic 2012.
NeuroCar wszedł do kilku krajów. Na przykład w Kolonii jest właśnie montowany na moście, żeby wykrywać pojazdy, które nie mają prawa tamtędy przejeżdżać. Zainteresowała się nim Bawaria, wygraliśmy przetarg ogłoszony przez tamtejszą generalną dyrekcję dróg na kompleksowe pomiary ruchu na autostradach w 2014 roku. Działa już w Niemczech, gdzie w tym roku otworzyliśmy biuro, w Norwegii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Czechach. W styczniu wchodzimy do Australii. 
Jednego z waszych systemów używają sądy w Polsce. Na czym polega?
ED-O: W sądach codziennie wydaje się tysiące wyroków i obywatele mają prawo wglądu do nich, z tym że sąd nie może ujawnić pewnych danych. Nasz system jest taką elektroniczną gumką, która wymazuje te wrażliwe informacje - usuwa z orzeczenia nazwiska, adresy, nazwy. NeuroCourt, czyli system do anonimizacji danych od półtora roku jest używany przez wszystkie sądy apelacyjne i okręgowe w Polsce oraz niektóre rejonowe. Robimy to dla Ministerstwa Sprawiedliwości, portal jest ogólnodostępny dla wszystkich: orzeczenia.ms.gov.pl.
Stworzyliśmy również oprogramowanie umożliwiające poprzez Internet dostęp pełnomocnikom i stronom do informacji związanych ze sprawą prowadzoną w sądzie. Natomiast dla biznesu powstał NeuroBiz, system informacji gospodarczej. Na podstawie Monitora Sądowego, Gospodarczego, Polskiego oraz Spółdzielczego zebraliśmy dane na temat podmiotów gospodarczych działających w Polsce. Można tam zamówić m.in. raporty osobowe, sprawozdania finansowe. Zajęliśmy się również digitalizacją dokumentów, łącznie ze starymi wydaniami, np. Dziennikami Ustaw wydawanymi od 1918 roku. Żeby dać sobie radę z dokumentami bardzo słabej jakości albo o nietypowych formatach, skonstruowaliśmy własny skaner dziełowy. Na zlecenie Urzędu Patentowego zeskanowaliśmy i opracowaliśmy elektronicznie wszystkie polskie patenty oraz wzory użytkowe wydane w latach 1924-1991. W sumie zdigitalizowaliśmy i umieściliśmy w sieci już ponad pięć milionów stron dokumentów.
Rozmawiacie o biznesie w domu?
EO-D: Bardzo często. Nie ma u nas podziału na życie prywatne i zawodowe, bo dla nas Neurosoft to samo życie, to pasja. Cały czas coś tworzymy, a to daje napęd. Życie bez pasji jest nic nie warte. Bez pasji i bez wizji. To one nas prowadziły i pomagały. Zwłaszcza w latach 90., które były dla nas szczególnie trudne, bo Polacy jeszcze nie byli przygotowani na odbiór nowych technologii.
CD: Ludzie przemęczeni pracą mają w sobie sporo niechęci, mnóstwo skumulowanych napięć, są nieefektywni. My całe życie uczymy się zarządzania stresem, dbamy o higienę psychiczną. Bardzo inspiruje mnie TED [konferencja organizowana przez amerykańską fundację, która popularyzuje naukowe, kulturalne, polityczne, społeczne „idee warte rozpowszechniania"; każdy z mówców ma 18 minut, żeby przekonać innych do swoich racji – red.]. TED odświeża myślenia, otwiera klapki w głowie; właściwie wszystko inne mnie nudzi. Ostatnio słuchałem tam wykładu o stresie, który zmienił moje nastawienie. Właściwie stres to dobra sprawa: mózg dotleniony, ciało w mobilizacji, lepsze i skuteczniejsze decyzje. Stres nie jest zły, trzeba tylko umieć się nim posługiwać jak narzędziem.
EO-D: Stresem dla mojego męża jest odcięcie go od firmy, urlopy są dla niego stratą czasu. Często mnie pytają, jak się żyje z mężem pracoholikiem. To złe określenie, nie jesteśmy pracoholikami. Przychodzimy do pracy wciąż z pomysłami i energią, mimo że zdarza nam się pracować nad projektem dwie doby niemal bez przerwy. Staramy się też przekazać ten entuzjazm innym, zachęcić naszych pracowników do twórczego podejścia.
Ile dajecie im swobody?
CD: Szanujemy indywidualności, na przykład jeden z naszych najzdolniejszych informatyków regularnie medytuje. Czas pracy traktujemy elastycznie, jeśli ktoś musi w ciągu dnia odebrać dziecko, to może odpracować to później.
EO-D: Na potrzeby danego projektu zawiązują się małe zespoły, maksymalnie siedmioosobowe; każdy z liderem. Codziennie zespół zbiera się na spotkanie, które nie przekracza kwadransa. Podsumowuje etap, ustala kolejne, małe kroki. Potem pracuje w grupach; ważna jest cisza, kto chce pogadać przez telefon, wychodzi na korytarz. Pracujemy w open space, ale są również miejsca bardziej zaciszne, wyizolowane, tak, żeby ludzie dobrze się czuli.
Walczymy o młodych, oferując im ciekawe tematy i samodzielność, o którą niełatwo w dużych koncernach, gdzie często jest się tylko trybikiem.
Brakuje młodych zdolnych?
CD: Wciąż ich szukamy. Ciężko jest znaleźć naprawdę dobrych informatyków, bo są wyłapywani przez duże koncerny jeszcze na studiach. Trafiają potem do Google, Nokia Siemens Networks i innych.
EO-D: Albo emigrują. Jeden ze studentów, który sporo u nas pracował i napisał pracę magisterską z NeuroCar, wyjechał do Niemiec. Zatrudniamy przede wszystkim ludzi z Politechniki Wrocławskiej, ponad połowa naszego zespołu badawczego to jej absolwenci.
Co wam dała uczelnia?
CD: Wyposażyła nas w wiedzę i umiejętności, z których korzystamy i które stale rozwijamy. Wie pani, po czym poznać dobrą uczelnię? Powinna posiadać wykładowców trzech różnych klas: ekspertów, dydaktyków i inspiratorów. Ekspert to mistrz, choć niekoniecznie dobry nauczyciel, nie zawsze umie podzielić się wiedzą. Dydaktyk potrafi wyjaśnić trudne rzeczy w przystępny sposób. Natomiast inspirator motywuje, nadaje kierunek, jest trochę wizjonerem. Mamy to szczęście, że na Politechnice od zawsze można było spotkać osoby ze wszystkich tych klas.  
EO-D: Z Politechniki wyszliśmy oboje, studiowaliśmy ten sam kierunek, choć wtedy nie byliśmy jeszcze parą. Z uczelnią łączy nas nie tylko sentyment i to, że nasze obie bliźniaczki też ją wybrały, jedna architekturę, druga elektronikę i informatykę.
Wciąż jesteśmy z Politechniką w kontakcie. Jej wykładowcy realizują z nami różne zlecenia, a studenci przychodzą do nas na staże. Piszą tu prace magisterskie, podsuwamy im tematy. Fundujemy także nagrody za najciekawsze projekty w ramach Konferencji Projektów Zespołowych realizowanej na Wydziale Elektroniki.
Kiedy macie dość rozmów biznesowych…
EO-D: Wtedy przełączamy się na muzykę. Jeszcze podczas studiów śpiewałam w Zespole Pieśni i Tańca Jedliniok, sporo wyjeżdżałam, potem śpiewałam z zespołem jazzowym, także w duecie z gitarzystą klasycznym. Gdyby nie Politechnika i Neurosoft, pewnie związałabym się z muzyką również zawodowo. 
CD: Jestem po średniej szkole muzycznej, fortepian i klarnet. Dawno temu grałem w grupie First Stage, m.in. jazz inspirowany Orientem. Muzyka zawsze szła równolegle ze studiami. Zdarzyło mi się też podgrywać Elżbiecie na wspólnym koncercie w domu kultury. Ma słuch doskonały.
Muzyka a matematyka?
CD: Są do siebie bardzo zbliżone. Metrum, kontrapunkt, harmonia są przecież ściśle określone, są próbą uporządkowania chaosu dźwięków, tak jak reguły matematyczne dyscyplinują świat liczb. Dla mnie muzyka jest formą matematyki, jej emanacją.
EO-D: Muzyka jest, po rodzinie i Neurosoft, naszym najważniejszym światem. Jak tylko podchowaliśmy dzieci, ponownie zeszliśmy się w starej paczce i znów gramy. Bez wielkich ambicji, raczej dla przyjemności. Pogranicze rocka, bluesa i jazzu przede wszystkim. Sporo tu miejsca na improwizację, na własną swobodną twórczość, na kreację. Jak w firmie.
Jak często gracie?
EO-D: Próby przynajmniej raz w tygodniu obowiązkowe. Ja śpiewam, mąż ostatnio jest głównie akustykiem. Nasz zespół TBB to farmaceuta w roli klawiszowca, ekonomista jako gitara prowadząca, specjalista od zarządzania – gitara basowa, elektronik z IBM jest u nas perkusistą, a drugą z wokalistek jest studentka budownictwa lądowego na Politechnice. Jak widać, uczelnia towarzyszy nam na każdym kroku.
rozmawiała Aneta Augustyn

-----
* Elżbieta Osakiewicz-Dołęga - dyrektor ds. administracji spółki Neurosoft. Magister inżynier elektronik, absolwentka Politechniki Wrocławskiej oraz Komunikacji Społecznej i Public Relations w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu.
* Cezary Dołęga - wiceprezes zarządu, współzałożyciel, dyrektor ds. badań i rozwoju w Neurosoft. Absolwent III LO we Wrocławiu, magister inżynier elektronik, ukończył studia na Politechnice Wrocławskiej w 1990 roku. Pracownik naukowy Instytutu Cybernetyki Technicznej od 1990 do 1999 roku. Prywatnie niespełniony muzyk jazzowy (absolwent szkoły muzycznej I stopnia oraz uczeń szkoły II stopnia w klasie klarnetu). Z zamiłowania także żeglarz. Wraz z Januszem Wróblem, prezesem zarządu, tworzą firmę Neurosoft, która zatrudnia 60 osób i w 2012 roku miała 12 mln złotych przychodu i 1,7 mln złotych zysku.

Nagrodzeni m.in.:  

Stowarzyszenie ITS Polska; coroczny konkurs LIDER ITS 2013 (w ramach Kongersu ITS): - wyróżnienie w kategorii Najlepszy Produkt za "moduł NeuroCar Dangerous Goods – wideoidentyfikacja tablic ADR, który umożliwia automatyczną identyfikację pojazdów przewożących materiały niebezpieczne". 

INTERTRAFFIC 2012 Amsterdam – Międzynarodowe targi ITS w Holandii:  - nominacja w kategorii innowacja/bezpieczeństwo ruchu drogowego za "NeuroCar RedLight – red light monitoring and enforcement".  

Stowarzyszenie ITS Polska; coroczny konkurs LIDER ITS 2012 (w ramach Kongersu ITS): - tytuł Lidera ITS w kategorii najlepszy produkt za "System NeuroCar RedLight służący do automatycznego wykrywania i identyfikacji wykroczeń związanych z przejazdem na czerwonym świetle". 

Międzynarodowe Targi Innowacji Brussels Innova 2011 (Belgia): - srebrny medal za "ISKIP - Inteligentny System Kompleksowej Identyfikacji Pojazdów" (wspólnie z Instytutem Badawczym Dróg i Mostów z Warszawy).

Międzynarodowe Targi Innowacji iENA 2011 w Norymberdze (Niemcy): - złoty medal za "ISKIP - Inteligentny System Kompleksowej Identyfikacji Pojazdów" (wspólnie z Instytutem Badawczym Dróg i Mostów z Warszawy),