Rozmowa z Kamilem Nawirskim, prezesem Fundacji Rozwoju Politechniki Wrocławskiej
Lucyna Róg: - Po Fundacji Manus przejąłeś kierowanie
Fundacją Rozwoju Politechniki Wrocławskiej. Choć to także organizacja
pozarządowa działająca przy Politechnice Wrocławskiej, to jednak czekają
cię zupełnie nowe wyzwania.
Kamil Nawirski: - Tak,
bo to zupełnie inne organizacje. Fundacja Rozwoju Politechniki
Wrocławskiej powstała na początku lat 90., a dokładnie w 1993 r. Miała
zająć się pozyskiwaniem dodatkowych środków na działalność naszej
uczelni, bo wówczas dotacje rządowe były bardzo niskie. Z biegiem lat
sytuacja się zmieniała, a razem z nią zadania fundacji. Zawsze jednak
oscylowały wokół nauki i kwestii socjalnych, bo Fundacja Rozwoju PWr
wspiera przede wszystkim kadrę naukową i administrację uczelni oraz
prowadzi działalność zapomogową, np. pomagając będącym w potrzebie
pracownikom Politechniki Wrocławskiej. Prowadzi też fundusz wsparcia
dla studentów z niepełnosprawnością, którzy osiągają wysokie wyniki w
nauce.
Tymczasem Manus został powołany w 1995 r. z inicjatywy
Samorządu Studenckiego. Od samego początku fundacja miała pomagać
samorządowi i innym aktywnym studentom zrzeszonym w kołach, agendach i
organizacjach. Ta pomoc to różne działania, choćby kwestie rozliczeń
finansowych, prowadzenie klubu dziecięcego czy służenie poradami
organizacyjnymi.
Z racji specyfiki obu tych organizacji, w Fundacji
Rozwoju PWr zajmuję się innymi zadaniami i problemami niż w Manusie.
Jedno mogę powiedzieć – czeka mnie dużo pracy, ale jestem w dużo lepszej
sytuacji niż kilka lat temu, gdy zaczynałem swoją pracę w Manusie. Tam
już na początku zostałem ze wszystkimi problemami sam, bo fundację
opuściło wielu członków zarządu i trzeba ją było wyprowadzić z problemów
finansowych. W Fundacji Rozwoju PWr mogę liczyć na dużą pomoc jej
poprzedniego prezesa, Kazimierza Pabisiaka.
W ostatnich latach Fundacja Rozwoju PWr skupiła się głównie na funduszu wsparcia studentów z niepełnosprawnością.
Chcę
to rozwinąć. Mam już plany związane z otwarciem kolejnych dwóch
funduszy – wspierającego młodych naukowców i funduszu służącego poprawie
zaplecza dydaktycznego.
Na czym będą się opierać?
Podobnie jak w
przypadku funduszu wsparcia studentów z niepełnosprawnością – na
fundraisingu, czyli pozyskiwaniu pieniędzy od darczyńców – a zatem nie
od sponsorów i nie w ramach barterów, a od osób, które w dobrej wierze
chcą wesprzeć uczelnię.
Chcecie skorzystać z modelu amerykańskiego, w
którym absolwenci, w ramach podziękowań dla swojej uczelni, wpierają
ją, gdy sami osiągną sukces?
Wierzę, że taki model ma szansę rozwinąć
się także w Polsce. Skoro uczelnia dała mi solidne wykształcenie i
pozwoliła się rozwinąć, np. finansując działania mojego koła naukowego,
mój udział w międzynarodowych konkursach czy dając mi okazję do
uczestnictwa w szkoleniach i warsztatach itp., to teraz, kiedy mam dobrą
pracę i świetnie zarabiam, mogę chcieć pomóc miejscu i ludziom, którzy
pozwolili mi osiągnąć sukces.
Oczywiście wprowadzenie takiego modelu i wypromowanie takiego sposobu myślenia, będzie wymagało od nas ogromu pracy.
A tak konkretniej – w jaki sposób zamierzacie skłonić
Kowalskiego, żeby pomógł uczelni w wyposażeniu nowego laboratorium albo
wsparł doktorantów z ciekawymi projektami naukowymi?
Pozyskiwanie
darczyńców to cały proces opierający się w dużej mierze na relacjach i
na pokazywaniu, co dobrego robimy jako Politechnika Wrocławska i jako
fundacja. I uświadamianiu, ile moglibyśmy zrobić, gdybyśmy mieli ku temu
możliwości, przede wszystkim finansowe.
Od 10 lat mamy już fundusz
ze stypendiami dla studentów z niepełnosprawnością, co pokazuje, że
wokół nas są ludzie, którzy chcą nas wspierać. Mam więc nadzieję, że i
otwarcie kolejnych funduszy nam się uda. Z każdym rokiem powinno być też
łatwiej, bo w świadomości dzisiejszych studentów będziemy się starali
utrwalić przekonanie, że jest taka fundacja, która robi dobre rzeczy dla
nas wszystkich - dla ludzi, którzy związali swoje życie z Politechniką
na kilka albo i na kilkadziesiąt lat. I później ci studenci, już jako
absolwenci, będą kojarzyć nas i być może zechcą wesprzeć nasze
działania.
Zatem działania długofalowe.
To bardzo ważne, by
udowodnić, że pieniądze przekazane naszej fundacji, zwrócą się nam
wszystkim z nawiązką, bo dzięki nim rozwinie się uczelnia, a nasi
absolwenci będą mieli jeszcze większe szansę na zdobywanie nowych
doświadczeń i prowadzenie zaawansowanych projektów. W efekcie zyskamy
świetnych inżynierów i naukowców, a nasza uczelnia będzie utrzymywać
pierwsze pozycje w Polsce i zdobywać coraz wyższe w światowych
rankingach. A o to nam wszystkim chodzi.
Wydajesz się pewny powodzenia tego planu.
Przez
pięć lat działałem w Polskim Stowarzyszeniu Fundraisingu i dużo się tam
nauczyłem, a przede wszystkim poznałem zawodowych fundraiserów, m.in. z
Polskiej Akcji Humanitarnej czy osobę odpowiedzialną za zbieranie
funduszy na budowę Muzeum Historii Żydów Polskich. Miałem też okazję, by
porozmawiać z przedsiębiorcami, którzy w ramach swoich działań
CSR-owych zostają darczyńcami. To pozwoliło mi zrozumieć ich motywacje.
Oczywiście
pozyskiwanie pieniędzy na uczelnię jest zdecydowanie trudniejszym
wyzwaniem niż choćby na budowę studni w afrykańskich miejscowościach
pozbawionych wody. Łatwiej chwycić za serca i uświadomić ludziom
potrzebę wsparcia danej sprawy, gdy dotyczy np. dziecka w chorobie,
bezdomnych zwierząt czy rodziny, która straciła wszystko w pożarze. Dużo
trudniej pokazywać długofalowe efekty pomocy uczelni. Ale nie jest to
niemożliwe. Wymaga tylko więcej zaangażowania i dobrego przygotowania,
by właściwie zaprezentować potrzeby uczelni.
Ty wiesz o nich dużo, jako że z Politechniką Wrocławską jesteś związany już od ponad 10 lat.
Może
to zabrzmi nieskromnie, ale chyba mogę powiedzieć, że jak na młodą
osobę, mam relatywnie duże doświadczenie związane z naszą uczelnią.
Zbierałem je od pierwszych lat studiów, m.in. w Samorządzie Studenckim –
jako jego przewodniczący i studencki senator. Dzięki temu poznałem
funkcjonowanie uczelni od środka, a wiele uczelnianych spraw stało mi
się bliskie. Potem był już Manus i – co się z tym wiąże – zarządzanie
organizacją pozarządową z budżetem 3 mln zł, praca z ludźmi,
realizowanie projektów itd. Sporo nauczyłem się też, działając
ogólnopolsko w Parlamencie Studentów Rzeczpospolitej Polskiej i Forum
Uczelni Technicznych. Jestem pewien, że to doświadczenie będzie mi teraz
pomagać w fundacji.
Czemu zdecydowałeś się pozostać na uczelni? Z dyplomem
inżyniera i doświadczeniami menedżera nie miałbyś problemów ze
znalezieniem ciekawej pracy w biznesie.
Już na trzecim roku
studiów doszedłem do wniosku, że bliższe mi są działania
menadżersko-organizacyjne i działalność społeczna niż praca jedynie
przed komputerem jako projektant. Od bardzo dawna angażuję się w
najróżniejsze wolontariaty – jako nastolatek byłem np. związany ze
Stowarzyszeniem Edukacja pod Żaglami i wtedy po raz pierwszy, w wieku 15
lat, uczestniczyłem w organizacji targów. Później byłem harcerzem i
zajmowałem się przez siedem lat zuchami. Byłem też związany z Wielką
Orkiestrą Świątecznej Pomocy, działałem w sztabie, potem byłem zastępcą
szefa wrocławskiego sztabu, aż w końcu w 2007 r. zorganizowałem sztab
przy PWr. Myślę, że nie odnalazłbym się dzisiaj w pracy w firmie, której
jedynym celem byłoby osiągnięcie jak największego zysku.
Mówiliśmy o planach stworzenia nowych funduszy, ale to z pewnością nie jest twój jedyny pomysł na nowe działania fundacji?
Chcemy
rozwinąć naszą działalność związaną z organizacją konferencji
naukowych. Możemy nie tylko je rozliczać, czyli m.in. zajmować się tak
uciążliwymi kwestiami jak przelewy z zagranicy czy wystawianie faktur,
ale także przejąć kwestie organizacyjne – wybór gadżetów, cateringu itp.
Planuję
też organizowanie szkoleń skierowanych do przedsiębiorców i ich
pracowników, które realizowaliby nasi naukowcy. To mogłyby być branżowe -
specjalistyczne szkolenia np. w sytuacji, gdy zmienia się ustawa
regulująca jakiś ważny aspekt albo szkolenia z konkretnych umiejętności,
jak certyfikowane kursy AutoCADa czy innych specjalistycznych
programów.
Jednym z pomysłów jest też rozwinięcie wolontariatu
pracowniczego. Moglibyśmy np. poprosić emerytowanych pracowników naszej
uczelni o zaangażowanie się w promocję Politechniki Wrocławskiej w
liceach i gimnazjach, czyli na tym etapie edukacji, kiedy uczniowie
podejmują decyzję czy wolą w swoim życiu więcej matematyki i fizyki czy
może jednak nie.
Nie zabraknie też akcji charytatywnych – jak choćby
ostatnia „Książka jak lek” – organizowana przez Fundację Siła Uśmiechu,
w której włączyliśmy się w zbiórkę książek dla małych pacjentów
Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Gromkowskiego we Wrocławiu.
Udało nam się zebrać kilkaset tomów. Jesienią pewnie zaangażujemy się w
drugą edycję.
Rozmawiała Lucyna Róg