Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Ludzie Politechniki

Drukuj

Politechnika Wrocławska to mój drugi dom

19.06.2013 | Aktualizacja: 19.06.2013 12:55

Profesor Zdzisław Samsonowicz z Politechniką Wrocławską związany jest od 1945 roku (fot. Magda Furman-Turowska)

Twórcy odchodzą, ale ich dzieła pozostają - mimo wojen, zniszczeń czy zmian politycznych. Wierzę, że ta wiedza, którą tworzyłem i pozostawiam będzie służyć jedynie dobremu celowi – mówi profesor Zdzisław Samsonowicz.
W maju na Wydziale Mechanicznym Politechniki Wrocławskiej obchodził jubileusz 90-lecia. Z uczelnią związany był przez 68 lat. Zaczynał w 1945 r. od pracy w Straży Akademickiej. Jego nazwisko trafiło na tablicę Zasłużonych dla Politechniki Wrocławskiej.
Na rozmowę umówiliśmy się w domu profesora. W kącie pokoju na piętrze stoi rower rehabilitacyjny. Profesor Samsonowicz woli jednak marsze nad pobliską Odrą. Z roweru korzysta zawsze zimą. Raczej codziennie. Rozmowę dwukrotnie przerywa nam telefon: dzwoni przyjaciółka z czasów Straży Akademickiej, po chwili doktorant w trakcie habilitacji chce się poradzić w kwestiach technicznych.  Zaczynamy od planów na przyszłość.
O planach
Profesor Samsonowicz pisze kolejną książkę. Kontynuuję spisywanie swoich dziejów. Część z nich została opublikowana z okazji  jubileuszu mojego 90-lecia. Spisałem wspomnienia aktualne zwłaszcza dla uczestników konferencji. Została reszta. To znaczy trochę prywatnych spraw, prywatnego życia, także politechnicznego. Chciałbym to skończyć. Jeżeli mi się uda.
O technice i mechanice
Urodził się w Dębicy. Można powiedzieć, że techniką i mechaniką żyłem od początku, ponieważ mój ojciec Michał Samsonowicz miał w Dębicy zakład mechaniczny, który potem był wytwórnią maszyn. Dość poważne przedsiębiorstwo na tamte czasy. Urodziłem się w 1923 r., a zakład powstał w 1916 r. Żyłem produkcją ojca.
W latach 1936-39 w Polsce wybudowano Centralny Okręg Przemysłowy (COP). Ojciec profesora Samsonowicza w swoim zakładzie zmienił produkcję pod kątem potrzeb COP. Między innymi produkował urządzenia zlecane przez budowane w COP fabryki. Chodziłem do gimnazjum. Byłem dociekliwy, przysłuchiwałem się rozmowom ojca z inżynierami, którzy przychodzili do naszego zakładu z zamówieniami na konkretne urządzenia. Słuchałem tych technicznych rozmów i nabierałem doświadczenia. Mimo młodego wieku w wielu sprawach chciałem ojcu pomagać.
Po gimnazjum wybrał w Krakowie Technikum Mechaniczne, ale zanim zacząłem naukę wybuchła II wojna światowa. Stałem się mechanikiem z konieczności.
Wojska niemieckie zajęły Dębicę we wrześniu 1939 r. Gimnazjalistów „zatrudniano” w polskim wojsku. Obserwowali przeloty i rozpoznawali niemieckie samoloty, bronili mosty. W zajętym zakładzie ojca Niemcy naprawiali samochody. Zostaliśmy przymusowymi pracownikami własnego zakładu. Dostaliśmy legitymacje chroniące od wywozu do Niemiec. Wielu moich kolegów zgłosiło się tam do pracy, bo takie legitymacje niekiedy ratowały życie.
Służył w AK. Niedaleko Dębicy była wyrzutnia rakiet V2. Tam robiono pierwsze próby z tą bronią. W pewnym momencie zostałem przez Niemców przymusowo zatrudniony w Baudienst jako kierowca. Mogłem być tam, gdzie była owa wyrzutnia rakiet. Nie widziałem jej z bliska, ale dostałem pewne informacje od kolegów, którzy tam pracowali. Te informacje poszły dalej. Nie wiem dokładnie dokąd je przekazano. Do Londynu? To były ważne i niebezpieczne chwile w moim życiu.
Po maturze w lipcu 1945 r. wyjechał do Krakowa, a stamtąd z grupą naukowo-kulturalną do zniszczonego Wrocławia. Grupa miała przejąć i uruchomić tu szkoły wyższe. Przyjechaliśmy wozem ciężarowym okrężną drogą, wieczorem. Wrocław był zrujnowany. Wszędzie czuliśmy fetor, nie tylko spalenizny, ale i rozkładających się ludzkich ciał… Most Grunwaldzki był uszkodzony, podparty kolumnami drewnianymi. Obok stały przycumowane tratwy. Na nich leżały zeschnięte trupy żołnierzy, bodaj sowieckich. Koledzy pytali: - Po cośmy tu w ogóle przyjechali?
Za mostem Grunwaldzkim zaczynało się lotnisko. Kończyło się na dzisiejszym Moście Szczytnickim. Ochotników zakwaterowano w klinikach przy ul. Curie Skłodowskiej. Te budynki ocalały jako obiekt oznakowany czerwonym krzyżem.
Po dwóch tygodniach budynki politechniki przejęły polskie władze. Przeniesiono tam dziesięciu chętnych do studiowania na politechnice, powstała Straż Akademicka. Przyjął nas inż. Smoleński i przedwojenny oficer Korpusu Obrony Pogranicza kpt. Pałka. Naszym pierwszym zadaniem było odebranie karabinów od straży pilnującej budynków politechniki. To byli młodzi Niemcy, a ich karabiny były pozbawione amunicji. Amunicję otrzymaliśmy potem. Przez 24 godziny na dobę pilnowaliśmy politechniki. W dzień pracowaliśmy przy odbudowie.
O swoim udziale w kardiochirurgii
W latach 60-tych profesor Samsonowicz zaangażował się w tworzenie sztucznego serca (płuco-serca) do eksperymentalnych operacji na zwierzętach w Klinice Kardiochirurgii. Mieszkał wtedy przy ul. Smoluchowskiego. Profesor Smoleński wybrał nas do tego mieszkania, abyśmy mieli blisko na uczelnię. To była kamienica przeznaczona dla profesorów przyjeżdżających do Wrocławia ze Lwowa, z Wilna, Krakowa. Pół budynku zajęli profesorowie politechniki, drugie pół z Akademii Medycznej. Mieszkał tam też profesor Bross – chirurg ze Lwowa. Zapraszaliśmy się nawzajem na herbatkę, kawę, imieniny. Po powrocie z kongresu w USA profesor Bross opowiadał o operacji na otwartym sercu z użyciem maszyny płuco-serce. Nie widziałem wcześniej takiej maszyny, ale wiedziałem, że wykonanie projektu jest możliwe. Panowie pokazali mi szkic, a właściwie zdjęcie przedstawiające taki aparat. Wkrótce sztuczne serce było gotowe. W pierwszej wersji z napędem ręcznym. We wstępnej fazie miały się odbywać operacje małych zwierząt.
Profesor Samsonowicz uczestniczył w tych operacjach. Źle znosił tylko jedno. Wychodziłem z sali operacyjnej kiedy usypiało się psy. Nie wytrzymywałem tego nerwowo. Kiedyś na korytarzu spotkałem spacerującego profesora Koczorowskiego. Przyznał, że spaceruje z tego samego powodu.”Kiedy okazało się, że zwierzęta przeżywały wykonane zabiegi - uznano, że ekipa chirurgów jest wyszkolona do operowania pacjentów. Na początku profesor Samsonowicz trzymał się na odległość dwóch metrów od pola operacyjnego. Po pewnym czasie przyzwyczaił się i nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
Kiedyś z Ameryki dotarło do Wrocławia płuco-serce typu Key Cross bez dodatkowej aparatury. Trzeba było ją stworzyć. Profesor razem z lekarzami rozkładał i składał maszynę. Lekarze patrzyli na mnie z uwagą, bo wcześniej pracowałem jako rzemieślnik i znałem te wszystkie techniczne "chwyty". Na politechnice dorobiono elementy potrzebne do zoperowania człowieka. Pacjenta operowało się w hipotermii. Jego krew najpierw musiała być schłodzona do określonej temperatury, a po zabiegu bardzo powoli ogrzewana. Te wszystkie elementy aparatury to był mój pomysł, moja konstrukcja. Pierwsza operacja okazała się skuteczna. Przy kolejnych zabiegach profesor Bross życzył sobie mojej obecności na sali operacyjnej. Przez 7 lat współpracowałem z kardiochirurgami, nie tylko wrocławskimi. Wysłano mnie na praktykę do Düsseldorfu do najsłynniejszej kliniki kardiochirurgicznej w Niemczech do prof. Derry. Byli zaskoczeni, że inżynier wchodzi na salę operacyjną.
Pewnego razu profesor Bross przywiózł pierwszy stymulator serca. Nie chciał montować pacjentowi urządzenia bez profesora Samsonowicza. Byłem w asyście. Kiedy pojechałem do Niemiec czułem się w zespole pewnie jak chirurg.
Czym jest sukces
 Sukcesem jest zrobienie czegoś przydatnego, stwierdzenie, że coś, co się wymyśliło, poprawnie działa. Wszystko jedno, czy chodzi o sukces w dziedzinie techniki czy sukces innego typu. W pracy z kardiochirurgami pierwszym sukcesem było to, że pierwszy operowany człowiek żył, a cała operacja przebiegała dobrze.
Drugim sukcesem w dziedzinie kardiochirurgii, u prof. Derry w Niemczech, było wymyślenie drobnego elementu, który ułatwiał odbarczenie serca pacjenta już po operacji. To urządzenie powstało na podstawie mojego odręcznego szkicu i po tygodniu użyte zostało podczas operacji. Po operacji, a był to pokazowy zabieg dla chirurgów z całego świata, prof. Derra zadowolony przez mikrofon powiedział do międzynarodowego grona: Po tym ulepszeniu będziemy przeprowadzać zabieg odbarczania pacjentów właśnie w taki sposób. Polski. Wrocławski. Teraz jestem spokojny o pacjenta. Dla mnie to był duży sukces”.

Z sukcesów naukowych jeden ceni wyjątkowo. Ministerstwo powołało mnie i sześć innych osób z Polski do komisji wprowadzającej kierunek Robotyka. Podczas pierwszego spotkania w Warszawie poprosiłem przewodniczącego – profesora Moreckiego o dodanie  „Automatyki” do nazwy kierunku. Bo Robotyka nie może istnieć sama dla siebie. Wtedy usłyszałem, że Komitet Centralny PZPR dał polecenie utworzenia kierunku o nazwie Robotyka. Odpaliłem natychmiast: Ale Komitet Centralny nie zna się na tych sprawach! Robotyka i Automatyka jednak powstała i tak jest do dziś. Prowadzący ten kierunek wiedzą o tym, że moja krótka wypowiedź miała wpływ na kierunek nauczania.
O polityce
Profesor Samsonowicz nigdy nie należał do żadnej partii. Z domu wyniósł zasadę, że dobrym Polakiem czy pracownikiem bywa się nie tylko z powodu przynależności partyjnej. Polityka mnie nie interesowała, choć często miała wpływ na moje życie, ale nie bałem się i głosiłem, że po to mnie zrobili profesorem, abym przedstawiał swoje opinie zgodnie z własnymi przekonaniami.
O dzisiejszej technologii
Komputer, Internet, szybki dostęp do wiedzy, biblioteki, literatury - Ja się tego wszystkiego uczyłem, kiedy byłem stary. Przepraszam za wyrażenie, ale to była zasada małpy. Ktoś musiał mi powiedzieć, pokazać i tyle. Dzisiaj młody człowiek, student, przeskakuje starsze pokolenie. Ma dostęp do tego wszystkiego. Ważne, aby ten dostęp był kontrolowany, aby nie robić plagiatów. Z jednej strony mamy bardzo duży postęp techniczny, a z drugiej pewne niebezpieczeństwo. Wytwarza się odruch „brania wszystkiego jako swoje”.  Promotor powinien na takie zasady zwracać uwagę swoim doktorantom. Zasada jest prosta: podaj źródło!” Uczciwość i skromność są ważne.
O rodzinie
Miałem to szczęście, że moja żona mnie rozumiała. Ciężko dochodziłem do tego kim jestem. Takie były czasy. Wszystko wymagało mnóstwa czasu. To się łączyło z opuszczaniem rodziny na rzecz nauki, pracy. A taka postawa wymaga zrozumienia. Ja to miałem w domu. Obserwuję rodziców, którzy nie potrafią dotrzeć do swoich dzieci. Lubię młodzież. Młodych trzeba zrozumieć, starać się zrozumieć ich motywacje. Wtedy oni zrozumieją starszych.
O Politechnice Wrocławskiej
Ja żyję Politechniką Wrocławską. Ta uczelnia to jest mój drugi dom. Mam wielu byłych studentów, wychowanków, do dzisiaj mamy kontakt przez Internet. Często piszą, że cieszą się z tego, że są wychowankami tej uczelni. Radzą sobie dobrze. Nie tylko w Polsce, ale na świecie. Życzę Politechnice, aby parła do przodu, choć to nie jest łatwe.
Ma jednak pewne zastrzeżenia. Powtarza opinię na temat wprowadzania do pracy dydaktycznej młodych ludzi. Na takie osoby za mało zwraca się uwagę. Wrzuca się je na szerokie wody bezkrytycznie: ”idź i prowadź zajęcia!”.  Moim zdaniem na pierwszych zajęciach powinien być wychowawca debiutanta. Potem, nie przy studentach, powinni omówić razem styl pracy. Wychowawca może zwrócić uwagę na ewentualne błędy.
O recepcie na długowieczność
Nie wiem czy to recepta, czy geny. Mój ojciec umarł nie dożywając takiego wieku jak ja. Matka natomiast dożyła 90 urodzin. A ja? Staram się żyć spokojnie. Nigdy nie ganiałem tylko za pieniędzmi. Moją zasadą było zawsze to, że nie muszę mieć wszystkiego. Wystarczy to, co jest potrzebne do dobrego życia. A w dobrym życiu ważni są przyjaciele i partnerskie relacje z nimi. Tak zostałem wychowany.

Profesor dr hab. Zdzisław Samsonowicz jest autorem ponad 296 publikacji naukowych, 8 książek, podręczników i monografii, 8 skryptów, 17 patentów krajowych i 8 zagranicznych, kilkudziesięciu ważniejszych opracowań technicznych typu projektowego; współtworzył specjalność „Odlewnictwo” na Wydziale Mechanicznym PWr, zainicjował uruchomienie w Polsce kierunku studiów Automatyka i Robotyka, był członkiem wielu zespołów zajmujących się dydaktyką na szczeblu ministerstwa, uczelni i wydziału. Promował 11 doktoratów, ocenił 69 prac doktorskich, habilitacyjnych, profesorskich i ocenił dorobek do godności doktora honoris causa. Przez 7 lat współpracował z kardiochirurgami polskimi i niemieckimi. Jego innowacje maszyny płuco-serce w Niemczech doczekały się nazwy Szkoły Wrocławskiej. W 2010 został doktorem honoris causa AGH w Krakowie. Ostatnią ocenę pracy doktorskiej napisał w 2012 r. 
Na Politechnice Wrocławskiej jest kilka razy w tygodniu, wciąż działa na rzecz środowiska akademickiego. 22 maja na Wydziale Mechanicznym obchodził jubileusz 90-lecia.
Magda Furman-Turowska
Bibliografia: Biuro Rektora AGH w Krakowie: Profesor Zdzisław Samsonowicz doktorem honoris causa Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanislawa Staszica w Krakowie, Kraków 2009,  Zdzisław Samsonowicz: Wspomnienia o Straży Akademickiej Politechniki we Wrocławiu, Wrocław 2010, Zdzisław Samsonowicz : Moje dzieje, Wydział Mechaniczny Politechniki Wrocławskiej, Wrocław 2013, Politechnika Wrocławska: Jubileusz 90-lecia urodzin prof. zw.dr.hab.inż. Zdzisława Samsonowicza, doktora honoris causa AGH, Wrocław 2013