Twórcy
odchodzą, ale ich dzieła pozostają - mimo wojen, zniszczeń czy zmian
politycznych. Wierzę, że ta wiedza, którą tworzyłem i pozostawiam będzie
służyć jedynie dobremu celowi – mówi profesor Zdzisław Samsonowicz. W
maju na Wydziale Mechanicznym Politechniki Wrocławskiej obchodził
jubileusz 90-lecia. Z uczelnią związany był przez 68 lat. Zaczynał w
1945 r. od pracy w Straży Akademickiej. Jego nazwisko trafiło na tablicę
Zasłużonych dla Politechniki Wrocławskiej. Na rozmowę umówiliśmy się
w domu profesora. W kącie pokoju na piętrze stoi rower rehabilitacyjny.
Profesor Samsonowicz woli jednak marsze nad pobliską Odrą. Z roweru
korzysta zawsze zimą. Raczej codziennie. Rozmowę dwukrotnie przerywa nam
telefon: dzwoni przyjaciółka z czasów Straży Akademickiej, po chwili
doktorant w trakcie habilitacji chce się poradzić w kwestiach
technicznych. Zaczynamy od planów na przyszłość. O planach Profesor Samsonowicz pisze kolejną książkę. Kontynuuję
spisywanie swoich dziejów. Część z nich została opublikowana z okazji
jubileuszu mojego 90-lecia. Spisałem wspomnienia aktualne zwłaszcza dla
uczestników konferencji. Została reszta. To znaczy trochę prywatnych
spraw, prywatnego życia, także politechnicznego. Chciałbym to skończyć. Jeżeli mi się uda. O technice i mechanice Urodził się w Dębicy. Można
powiedzieć, że techniką i mechaniką żyłem od początku, ponieważ mój
ojciec Michał Samsonowicz miał w Dębicy zakład mechaniczny, który potem
był wytwórnią maszyn. Dość poważne przedsiębiorstwo na tamte czasy.
Urodziłem się w 1923 r., a zakład powstał w 1916 r. Żyłem produkcją
ojca. W latach 1936-39 w Polsce wybudowano Centralny Okręg
Przemysłowy (COP). Ojciec profesora Samsonowicza w swoim zakładzie
zmienił produkcję pod kątem potrzeb COP. Między innymi produkował
urządzenia zlecane przez budowane w COP fabryki. Chodziłem do
gimnazjum. Byłem dociekliwy, przysłuchiwałem się rozmowom ojca z
inżynierami, którzy przychodzili do naszego zakładu z zamówieniami na
konkretne urządzenia. Słuchałem tych technicznych rozmów i nabierałem
doświadczenia. Mimo młodego wieku w wielu sprawach chciałem ojcu
pomagać. Po gimnazjum wybrał w Krakowie Technikum Mechaniczne, ale zanim zacząłem naukę wybuchła II wojna światowa. Stałem się mechanikiem z konieczności. Wojska
niemieckie zajęły Dębicę we wrześniu 1939 r. Gimnazjalistów
„zatrudniano” w polskim wojsku. Obserwowali przeloty i rozpoznawali
niemieckie samoloty, bronili mosty. W zajętym zakładzie ojca Niemcy
naprawiali samochody. Zostaliśmy przymusowymi pracownikami własnego
zakładu. Dostaliśmy legitymacje chroniące od wywozu do Niemiec. Wielu
moich kolegów zgłosiło się tam do pracy, bo takie legitymacje niekiedy
ratowały życie. Służył w AK. Niedaleko Dębicy była wyrzutnia
rakiet V2. Tam robiono pierwsze próby z tą bronią. W pewnym momencie
zostałem przez Niemców przymusowo zatrudniony w Baudienst jako kierowca.
Mogłem być tam, gdzie była owa wyrzutnia rakiet. Nie widziałem jej z
bliska, ale dostałem pewne informacje od kolegów, którzy tam pracowali.
Te informacje poszły dalej. Nie wiem dokładnie dokąd je przekazano. Do
Londynu? To były ważne i niebezpieczne chwile w moim życiu. Po
maturze w lipcu 1945 r. wyjechał do Krakowa, a stamtąd z grupą
naukowo-kulturalną do zniszczonego Wrocławia. Grupa miała przejąć i
uruchomić tu szkoły wyższe. Przyjechaliśmy wozem ciężarowym okrężną
drogą, wieczorem. Wrocław był zrujnowany. Wszędzie czuliśmy fetor, nie
tylko spalenizny, ale i rozkładających się ludzkich ciał… Most
Grunwaldzki był uszkodzony, podparty kolumnami drewnianymi. Obok stały
przycumowane tratwy. Na nich leżały zeschnięte trupy żołnierzy, bodaj
sowieckich. Koledzy pytali: - Po cośmy tu w ogóle przyjechali? Za
mostem Grunwaldzkim zaczynało się lotnisko. Kończyło się na dzisiejszym
Moście Szczytnickim. Ochotników zakwaterowano w klinikach przy ul.
Curie Skłodowskiej. Te budynki ocalały jako obiekt oznakowany czerwonym
krzyżem. Po dwóch tygodniach budynki politechniki przejęły polskie
władze. Przeniesiono tam dziesięciu chętnych do studiowania na
politechnice, powstała Straż Akademicka. Przyjął nas inż. Smoleński i
przedwojenny oficer Korpusu Obrony Pogranicza kpt. Pałka. Naszym
pierwszym zadaniem było odebranie karabinów od straży pilnującej
budynków politechniki. To byli młodzi Niemcy, a ich karabiny były
pozbawione amunicji. Amunicję otrzymaliśmy potem. Przez 24 godziny na
dobę pilnowaliśmy politechniki. W dzień pracowaliśmy przy odbudowie. O swoim udziale w kardiochirurgii W
latach 60-tych profesor Samsonowicz zaangażował się w tworzenie
sztucznego serca (płuco-serca) do eksperymentalnych operacji na
zwierzętach w Klinice Kardiochirurgii. Mieszkał wtedy przy ul.
Smoluchowskiego. Profesor Smoleński wybrał nas do tego mieszkania,
abyśmy mieli blisko na uczelnię. To była kamienica przeznaczona dla
profesorów przyjeżdżających do Wrocławia ze Lwowa, z Wilna, Krakowa. Pół
budynku zajęli profesorowie politechniki, drugie pół z Akademii
Medycznej. Mieszkał tam też profesor Bross – chirurg ze Lwowa.
Zapraszaliśmy się nawzajem na herbatkę, kawę, imieniny. Po powrocie z
kongresu w USA profesor Bross opowiadał o operacji na otwartym sercu z
użyciem maszyny płuco-serce. Nie widziałem wcześniej takiej maszyny, ale
wiedziałem, że wykonanie projektu jest możliwe. Panowie pokazali mi
szkic, a właściwie zdjęcie przedstawiające taki aparat. Wkrótce sztuczne
serce było gotowe. W pierwszej wersji z napędem ręcznym. We wstępnej
fazie miały się odbywać operacje małych zwierząt. Profesor Samsonowicz uczestniczył w tych operacjach. Źle znosił tylko jedno. Wychodziłem
z sali operacyjnej kiedy usypiało się psy. Nie wytrzymywałem tego
nerwowo. Kiedyś na korytarzu spotkałem spacerującego profesora
Koczorowskiego. Przyznał, że spaceruje z tego samego powodu.”Kiedy
okazało się, że zwierzęta przeżywały wykonane zabiegi - uznano, że ekipa
chirurgów jest wyszkolona do operowania pacjentów. Na początku profesor
Samsonowicz trzymał się na odległość dwóch metrów od pola operacyjnego.
Po pewnym czasie przyzwyczaił się i nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Kiedyś z Ameryki dotarło do Wrocławia płuco-serce typu Key Cross bez dodatkowej aparatury. Trzeba
było ją stworzyć. Profesor razem z lekarzami rozkładał i składał
maszynę. Lekarze patrzyli na mnie z uwagą, bo wcześniej pracowałem jako
rzemieślnik i znałem te wszystkie techniczne "chwyty". Na
politechnice dorobiono elementy potrzebne do zoperowania człowieka.
Pacjenta operowało się w hipotermii. Jego krew najpierw musiała być
schłodzona do określonej temperatury, a po zabiegu bardzo powoli
ogrzewana. Te wszystkie elementy aparatury to był mój pomysł, moja
konstrukcja. Pierwsza operacja okazała się skuteczna. Przy kolejnych
zabiegach profesor Bross życzył sobie mojej obecności na sali
operacyjnej. Przez 7 lat współpracowałem z kardiochirurgami, nie tylko
wrocławskimi. Wysłano mnie na praktykę do Düsseldorfu do najsłynniejszej
kliniki kardiochirurgicznej w Niemczech do prof. Derry. Byli
zaskoczeni, że inżynier wchodzi na salę operacyjną. Pewnego razu
profesor Bross przywiózł pierwszy stymulator serca. Nie chciał montować
pacjentowi urządzenia bez profesora Samsonowicza. Byłem w asyście. Kiedy pojechałem do Niemiec czułem się w zespole pewnie jak chirurg. Czym jest sukces Sukcesem
jest zrobienie czegoś przydatnego, stwierdzenie, że coś, co się
wymyśliło, poprawnie działa. Wszystko jedno, czy chodzi o sukces w
dziedzinie techniki czy sukces innego typu. W pracy z kardiochirurgami
pierwszym sukcesem było to, że pierwszy operowany człowiek żył, a cała
operacja przebiegała dobrze. Drugim sukcesem w dziedzinie
kardiochirurgii, u prof. Derry w Niemczech, było wymyślenie drobnego
elementu, który ułatwiał odbarczenie serca pacjenta już po operacji. To
urządzenie powstało na podstawie mojego odręcznego szkicu i po tygodniu
użyte zostało podczas operacji. Po operacji, a był to pokazowy
zabieg dla chirurgów z całego świata, prof. Derra zadowolony przez
mikrofon powiedział do międzynarodowego grona: Po tym ulepszeniu
będziemy przeprowadzać zabieg odbarczania pacjentów właśnie w taki
sposób. Polski. Wrocławski. Teraz jestem spokojny o pacjenta. Dla mnie
to był duży sukces”.
Z sukcesów naukowych jeden ceni wyjątkowo. Ministerstwo powołało
mnie i sześć innych osób z Polski do komisji wprowadzającej kierunek
Robotyka. Podczas pierwszego spotkania w Warszawie poprosiłem
przewodniczącego – profesora Moreckiego o dodanie „Automatyki” do nazwy
kierunku. Bo Robotyka nie może istnieć sama dla siebie. Wtedy
usłyszałem, że Komitet Centralny PZPR dał polecenie utworzenia kierunku o
nazwie Robotyka. Odpaliłem natychmiast: Ale Komitet Centralny nie zna
się na tych sprawach! Robotyka i Automatyka jednak powstała i tak jest do dziś. Prowadzący ten kierunek wiedzą o tym, że moja krótka wypowiedź miała wpływ na kierunek nauczania. O polityce Profesor Samsonowicz nigdy nie należał do żadnej partii. Z domu wyniósł zasadę, że
dobrym Polakiem czy pracownikiem bywa się nie tylko z powodu
przynależności partyjnej. Polityka mnie nie interesowała, choć często
miała wpływ na moje życie, ale nie bałem się i głosiłem, że po to mnie
zrobili profesorem, abym przedstawiał swoje opinie zgodnie z własnymi
przekonaniami. O dzisiejszej technologii Komputer, Internet, szybki dostęp do wiedzy, biblioteki, literatury - Ja
się tego wszystkiego uczyłem, kiedy byłem stary. Przepraszam za
wyrażenie, ale to była zasada małpy. Ktoś musiał mi powiedzieć, pokazać i
tyle. Dzisiaj młody człowiek, student, przeskakuje starsze pokolenie.
Ma dostęp do tego wszystkiego. Ważne, aby ten dostęp był kontrolowany,
aby nie robić plagiatów. Z jednej strony mamy bardzo duży postęp
techniczny, a z drugiej pewne niebezpieczeństwo. Wytwarza się odruch
„brania wszystkiego jako swoje”. Promotor powinien na takie zasady
zwracać uwagę swoim doktorantom. Zasada jest prosta: podaj źródło!”
Uczciwość i skromność są ważne. O rodzinie Miałem
to szczęście, że moja żona mnie rozumiała. Ciężko dochodziłem do tego
kim jestem. Takie były czasy. Wszystko wymagało mnóstwa czasu. To się
łączyło z opuszczaniem rodziny na rzecz nauki, pracy. A taka postawa
wymaga zrozumienia. Ja to miałem w domu. Obserwuję rodziców, którzy nie
potrafią dotrzeć do swoich dzieci. Lubię młodzież. Młodych trzeba
zrozumieć, starać się zrozumieć ich motywacje. Wtedy oni zrozumieją
starszych. O Politechnice Wrocławskiej Ja
żyję Politechniką Wrocławską. Ta uczelnia to jest mój drugi dom. Mam
wielu byłych studentów, wychowanków, do dzisiaj mamy kontakt przez
Internet. Często piszą, że cieszą się z tego, że są wychowankami tej
uczelni. Radzą sobie dobrze. Nie tylko w Polsce, ale na świecie. Życzę
Politechnice, aby parła do przodu, choć to nie jest łatwe. Ma jednak pewne zastrzeżenia. Powtarza opinię na temat wprowadzania do pracy dydaktycznej młodych ludzi.
Na takie osoby za mało zwraca się uwagę. Wrzuca się je na szerokie wody
bezkrytycznie: ”idź i prowadź zajęcia!”. Moim zdaniem na pierwszych
zajęciach powinien być wychowawca debiutanta. Potem, nie przy
studentach, powinni omówić razem styl pracy. Wychowawca może zwrócić
uwagę na ewentualne błędy. O recepcie na długowieczność Nie
wiem czy to recepta, czy geny. Mój ojciec umarł nie dożywając takiego
wieku jak ja. Matka natomiast dożyła 90 urodzin. A ja? Staram się żyć
spokojnie. Nigdy nie ganiałem tylko za pieniędzmi. Moją zasadą było
zawsze to, że nie muszę mieć wszystkiego. Wystarczy to, co jest
potrzebne do dobrego życia. A w dobrym życiu ważni są przyjaciele i
partnerskie relacje z nimi. Tak zostałem wychowany.
Profesor
dr hab. Zdzisław Samsonowicz jest autorem ponad 296 publikacji
naukowych, 8 książek, podręczników i monografii, 8 skryptów, 17 patentów
krajowych i 8 zagranicznych, kilkudziesięciu ważniejszych opracowań
technicznych typu projektowego; współtworzył specjalność „Odlewnictwo”
na Wydziale Mechanicznym PWr, zainicjował uruchomienie w Polsce kierunku
studiów Automatyka i Robotyka, był członkiem wielu zespołów zajmujących
się dydaktyką na szczeblu ministerstwa, uczelni i wydziału. Promował 11
doktoratów, ocenił 69 prac doktorskich, habilitacyjnych, profesorskich i
ocenił dorobek do godności doktora honoris causa. Przez 7 lat
współpracował z kardiochirurgami polskimi i niemieckimi. Jego innowacje
maszyny płuco-serce w Niemczech doczekały się nazwy Szkoły Wrocławskiej.
W 2010 został doktorem honoris causa AGH w Krakowie. Ostatnią ocenę
pracy doktorskiej napisał w 2012 r. Na Politechnice Wrocławskiej
jest kilka razy w tygodniu, wciąż działa na rzecz środowiska
akademickiego. 22 maja na Wydziale Mechanicznym obchodził jubileusz
90-lecia. Magda Furman-Turowska Bibliografia: Biuro
Rektora AGH w Krakowie: Profesor Zdzisław Samsonowicz doktorem honoris
causa Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanislawa Staszica w Krakowie,
Kraków 2009, Zdzisław Samsonowicz: Wspomnienia o Straży Akademickiej
Politechniki we Wrocławiu, Wrocław 2010, Zdzisław Samsonowicz : Moje
dzieje, Wydział Mechaniczny Politechniki Wrocławskiej, Wrocław 2013,
Politechnika Wrocławska: Jubileusz 90-lecia urodzin prof. zw.dr.hab.inż.
Zdzisława Samsonowicza, doktora honoris causa AGH, Wrocław 2013
|