Entuzjastycznie przyjęli artystę pracownicy i studenci naszej uczelni. Środowy koncert na inaugurację roku akademickiego zgromadził prawdziwe tłumy
Nie co dzień zdarza się, by muzyczna gwiazda światowego formatu występowała w murach uczelni. Dlatego zainteresowanie koncertem było ogromne. Aula gmachu głównego Politechniki Wrocławskiej pękała w szwach. Większość miejsc siedzących była zajęta na długo przed koncertem. Ci mniej zapobiegliwi musieli zadowolić się miejscami stojącymi z tyłu lub usiąść na dywanie w przejściu między rzędami.
Koncert był bardzo klimatyczny. Aulę zaciemniono, a nastrój tworzyło czerwone oświetlenie. Muzyk poprosił wcześniej poprzez organizatorów, by publiczność nie robiła w czasie koncertu zdjęć z użyciem flesza. Pamiątkowe fotografie można było wykonywać jedynie w ciągu pięciu pierwszych minut koncertu. Dzięki temu nic nie rozpraszało później słuchaczy, którzy mogli skupić się na kompozycjach artysty.
Możdżer zaczął od "She Said She Was A Painter". - Czyli powiedziała, że była malarką. Choć w rzeczywistości wcale nią nie była. Ale to opowieść na zupełnie inną okazję - mówił do publiczności.
Zagrał także m.in. "Polskę" ze swojego ubiegłorocznego albumu o takim samym tytule, czy połączone motywy muzyczne skomponowane przez Krzysztofa Komedę.
Publiczność gorąco oklaskiwała muzyka. Do tego stopnia, że doczekała się bisu.
Po koncercie można było kupić płyty Leszka Możdżera, a nawet zdobyć jego autograf.
Występ muzyka zakończył oficjalne uroczystości związane z inauguracją nowego, siedemdziesiątego już roku akademickiego Politechniki Wrocławskiej.
l
|