Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Z Klubu Seniora

Drukuj

Emeryci zwiedzali Księstwo Jaworskie

25.08.2014 | Aktualizacja: 10.10.2014 15:06

Emeryci PWr we Wleniu (fot. Maria Lewowska)

Rezydencje magnackie, szlacheckie i  inne zabytki dawnego Księstwa Jaworskiego oglądali emeryci Politechniki Wrocławskiej w przedostatnią sobotę sierpnia. To już czwarta w tym roku wyprawa szlakiem dolnośląskich zabytków
Pierwszą miejscowością, którą odwiedziliśmy, były położone o 5 km od Legnicy Warmątowice Sienkiewiczowskie. Majątek ten, początkowo własność rodziny Zedlitzów, w XIX w. stał się własnością zniemczonej rodziny von Olszewskich. Jeden z członków tej rodziny, Alfred, nauczył się języka polskiego dopiero z powieści Henryka Sienkiewicza.  W dowód wdzięczności zapisał majątek pisarzowi, który jednak tego spadku nie przyjął. Po II wojnie światowej renesansowy pałac był użytkowany przez przypadkowe osoby. Od 1995 r. jest własnością prywatną i odzyskuje dawny blask. Organizowane są tu m.in. wesela, przyjęcia komunijne i inne uroczystości. Tradycją Warmątowic są też coroczne rekonstrukcje bitwy nad Kaczawą z 1813 r., na które przyjeżdżają znawcy epoki napoleońskiej. Atrakcją (nie tylko) dla dzieci jest też mini zoo. Właściciele trzymają tu m.in. kury, kaczki, kozy i daniele, wychodząc z założenia, że współczesne dzieci widują te zwierzęta właściwie tylko na talerzach.
Z pięknych Warmątowic udaliśmy się do Winnicy, niegdyś własności cystersów z Lubiąża. Niestety dwór po wojnie należał do PGR, a od jego zlikwidowania nie ma właściciela i popada w coraz większą ruinę – wszystkie okna straszą pustymi otworami, część dachu się zapadła, a wewnątrz budynku rosną drzewa – samosiejki.
Kolejnym etapem wędrówki był Jawor. Tu mieliśmy czas na samodzielne zwiedzanie. Jedni udali się więc do Kościoła Pokoju, inni wybrali się na Rynek, a kilka osób poszło na miejski targ. Wszyscy byliśmy zauroczeni czystością i zadbaniem miasteczka. Żałowaliśmy tylko, że nie trafiliśmy na Święto Chleba, które odbędzie się w Jaworze w ostatni weekend sierpnia.


Z Jawora powędrowaliśmy do założonej przez Bolka I Świdnickiego Świerzawy. To miasteczko, zbudowane na planie wrzeciona, ma w herbie uniesioną prawicę rycerską (był to też znak rodu Zedlitzów). Tu zwiedziliśmy pochodzący z XIII wieku kościół cmentarny św. Jana i św. Katarzyny, obecnie służący jako miejsce wystaw. Odsłonięto tu duże fragmenty malowideł średniowiecznych.
W dalszej drodze minęliśmy Sokołowiec. W tej miejscowości dawny zamek jest zrujnowany. Znajduje się tu jednak dobrze utrzymany XIX-wieczny pałacyk. Nie jest on udostępniany do zwiedzania, gdyż część jest mieszkaniem właściciela, a reszta jest przeznaczona do produkcji wina z miejscowych winnic. Bywalcy twierdzą, że świetnie udają się tu rieslingi, pinot noir i beaujolais.
Podziwiając panoramy gór udaliśmy się w kierunku Wlenia. Po drodze zatrzymaliśmy się w maleńkiej Bystrzycy, by zobaczyć ponad osiemsetletni cis, drugie pod względem wieku najstarsze żyjące drzewo na Dolnym Śląsku. Ma w nim gniazda około 40 gatunków ptaków.
Wleń był ostatnim etapem naszej wędrówki. Niestety z powodu trwających właśnie prac remontowych nie udało nam się wejść do zamku piastowskiego, w którego lochach Bolesław Rogatka przetrzymywał m.in. wrocławskiego biskupa Tomasza i swojego krewniaka Henryka Probusa z Wrocławia. Jednak wynagrodziły to nam widoki z sąsiadującego z zamkiem wzniesienia: widzieliśmy panoramę całych Karkonoszy ze szczytami m.in. Szrenicy i Śnieżki.
Na zakończenie udaliśmy się na kawę i herbatę do Pałacu Książęcego we Wleniu. Przez kilka wieków była to luksusowa siedziba rodu Zedlitzów (w średniowieczu nazwisko to brzmiało Czedlicz).  W XVIII wieku majątek przejął austriacki kapitan Hans Kloss, który po uzyskaniu szlachectwa zmienił nazwisko na Close. W 1894 r. jego potomkowie sprzedali majątek Wilhelmowi Rohrbeckowi z Berlina. Wilhelm – wielki miłośnik drzew i krzewów, który zorganizował przy swojej siedzibie piękny ogród - zmarł w 1914 r., a jego jedyna córka Dorothea została zamordowana jako szesnastolatka na początku 1921 r. Po wojnie mieścił się tu PGR, a potem ośrodek kolonijny. Niestety – jak wiele innych – także i ten obiekt stopniowo niszczał. W 2004 r. kupił go przedsiębiorca z Gdańska, który rozpoczął remont. Prace nad nim dalej trwają, ale już od kilku lat przyjmowani są tu goście. Na ścianach parteru i klatki schodowej wymalowane są herby wszystkich dotychczasowych mieszkańców. Niewątpliwą atrakcją jest możliwość spotkania z duchem Dorothei. Obecny właściciel rezydencji twierdzi, że sam wielokrotnie doświadczał jej obecności: była zawsze życzliwa, budziła go lekkim pukaniem do drzwi, kiedy musiał wstać wyjątkowo wcześnie. Kiedyś podobno nawet uratowała mu życie dobijając się do drzwi, kiedy nad ranem w jego pokoju w wyniku spięcia instalacji elektrycznej pojawił się ogień.
Pałac jest przyjazny także dla miłośników zwierząt: można tu przyjechać ze swoimi czworonogami.
Z Wlenia ruszyliśmy do Wrocławia, planując już kolejną wycieczkę. Odbędzie się ona 4 października.
Maria Lewowska