Trójka naukowców z Wydziału Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii badała Arktykę. Wyprawa pod kierownictwem prof. Wojciecha Ciężkowskiego spędziła na Spitsbergenie blisko trzy tygodnie. O lodowcach arktycznych, niedźwiedziach polarnych i tajemniczej Piramidzie rozmawiamy z prof. Wojciechem Ciężkowskim.
To nie był Pana pierwszy pobyt na Spitsbergenie? Byłem wcześniej dwa razy. Wtedy robiłem rozeznanie, jakie prace badawcze są już tam prowadzone i jak wygląda życie na wyspie. Chciałem znaleźć taką dziedzinę, która nie jest jeszcze wystarczająco opracowana i której zgłębienie będzie pomocne również w innych badaniach. Ponoć z Polski jeździ tam dużo ekip naukowych i ciągle coś badają.
Zgadza się, nawet z Wrocławia – w końcu Uniwersytet Wrocławski ma tam swoją bazę, tzw. Baranówkę, w sąsiedztwie lodowca Werenskiølda. Okazało się, że nikt nie robił jeszcze badań termowizyjnych i nie interesował się morenami czołowymi z jądrem lodowym. Przy niskich temperaturach i wielkich wahaniach temperatur wszystko, co dzieje się w ziemi, powinno być bardzo dobrze widoczne, czyli wypływy wód przed czołem lodowca, jak również różne rodzaje lodu. Moreny z kolei zawierają duże objętości lodu. Wszyscy badają bilanse wodne zlewni lodowcowych, ale nikt nie uwzględnia takich moren, jako źródła wody w takich bilansach. I to właśnie była nasza działka do zbadania. Czy może Pan już coś powiedzieć o wynikach waszych obserwacji? Jeszcze je analizujemy i opracowujemy. Naszym punktem odniesienia była zrobiona przed ponad 50 laty przez Polaków szczegółowa mapa moreny czołowej. Powtórzyliśmy te badania i już ze wstępnej oceny wynika, że zmniejszenie objętości moren może też być pewnym wskaźnikiem istnienia globalnego efektu cieplarnianego. Bo w sumie wszystko się na to przelicza. Efekt cofania się lodu i ocieplania się klimatu na terenach o dużych szerokościach geograficznych jest bardzo atrakcyjnym obszarem badań, gdyż niesie ze sobą różne ekonomiczne konsekwencje. Trzecim tematem naszych badań było precyzyjne określenie przebiegu czoła lodowca Werenskiølda, co pozwoli na określenie prędkości jego cofania się. Oczywiście nasze wyniki badań będziemy publikować. Długo przygotowywaliście się do tej wyprawy? I dlaczego właśnie na taki skład – czyli dr Paweł Zagożdżon i mgr Katarzyna Sienicka – Pan się zdecydował? Zacznę od ekipy. Wybrałem, moim zdaniem, najwłaściwsze osoby z naszego Zakładu Geologii i Wód Mineralnych i chyba się nie pomyliłem. Sprawdzili się w arktycznych warunkach znakomicie. A przygotowania rozpoczęliśmy w lutym 2012 roku, kiedy ogłoszono datę rejsu polskiego statku przewożącego na Spitsbergen sprzęt i prowiant. Zaczęliśmy gromadzić jedzenie, które zapakowane w beczkach popłynęło już wiosną, razem z częścią naszego wyposażenia. A w sumie dużo bagażu zabraliście ze sobą? Mieliśmy kamerę termowizyjną, bardzo precyzyjny tachimetr i odbiornik GPS, ale też specjalne ubrania, odpowiednie do panujących tam warunków. I to wcale nie była zima – bo większości Spitsbergen kojarzy się tylko z lodem i mrozem. W porze letniej temperatury wahają się tam między 2 a 6 °C, raz zdarzyło się nawet przez chwilę w słońcu 12 °C. Nie potrzebowaliśmy żadnego profesjonalnego sprzętu do poruszania się w lodzie, bo nasze badania prowadziliśmy przed lodowcem. Czy Politechnika Wrocławska była głównym sponsorem wyprawy? Tak. Pieniądze częściowo pochodziły z naszych wydziałowych badań statutowych, a częściowo zostały pokryte z funduszy poszczególnych prorektorów, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. Jeżeli chodzi o ubiór, to z pieniędzy uczelnianych kupiliśmy tylko jednakowe kurtki, natomiast w specjalną przeciwwiatrową i przeciwdeszczową odzież oraz odpowiednie obuwie musieliśmy już zaopatrzyć się sami. Gdzie „urzędowaliście” tam na miejscu? Mieszkaliśmy w dwóch bazach. Około tygodnia spędziliśmy w Polskiej Stacji Polarnej PAN na południu Spitsbergenu, a większość czasu przebywaliśmy w stacji polarnej Uniwersytetu Wrocławskiego. Odległość między nimi wynosi ponad 20 km i sprzęt trzeba było przetransportować albo pontonami, albo na plecach. Podczas takiej wędrówki można np. spotkać renifery, lisy polarne czy natknąć się na opuszczoną chatkę trapera. Nasi koledzy z Uniwersytetu pamiętają jeszcze ostatniego jej mieszkańca, który polował m.in. na niedźwiedzie. Od wielu lat większość terenu wyspy objęta jest ścisłą ochroną, więc chatka służy teraz za schronienie ekipom naukowym. Czym urzekł Pana ten nieprzystępny i surowy Spitsbergen – bo słuchając Pańskich opowieści, nie ma wątpliwości, że urzekł? Na pewno zachwyciła mnie fantastyczna widoczność. Najczęściej pogoda jest taka, że chmury znajdują się na wysokości 300-350 m i ich podstawa tworzy linię prostą. W tej bezchmurnej wąskiej przestrzeni panuje natomiast widoczność sięgająca 100 km. Do tego jeszcze klarowne i czyste powietrze. To daje naprawdę niesamowity efekt. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie moreny – wyobrażałem je sobie jako kupy kamieni, gdzieniegdzie poprzetykane kawałkami śniegu. A to są olbrzymie bryły lodu posypane tylko kamieniami. Mimo że lodowiec arktyczny należy do tego samego typu lodowców górskich, co alpejski, to jednak jest zupełnie inny. Spitsbergen kryje też w sobie mnóstwo tajemnic. Jak choćby opuszczone rosyjskie miasto Piramida. Wygląda tak, jakby w dużym pośpiechu mieszkańcy z niego uciekli. Dlaczego? Oficjalna wersja mówi, że ze względów ekonomicznych – w pobliżu znajduje się kopalnia węgla i ponoć nie opłacało się już jego wydobycie. Nieoficjalnie mówi się, że coś w tej kopalni się wydarzyło albo prowadzono jakieś badania, nad którymi nie udało się zapanować. Dlatego ściągnięto wszystkie statki, jakie były w pobliżu, zapakowano w nie ludzi i ewakuowano się. Teraz można miasteczko zwiedzać jako atrakcję turystyczną. Przekonałem się też na własne oczy, że Spitsbergen ma różne oblicza. Nie tylko śnieg i lód, ale też ciekawą roślinność i zwierzęta – zobaczyć niedźwiedzia polarnego w środowisku naturalnym to naprawdę wielkie przeżycie, a spotkałem ich w sumie siedem.
- Prof. dr hab. inż. Wojciech Ciężkowski – kieruje Zakładem Geologii i Wód Mineralnych na PWr, jest autorem i współautorem ponad 250 prac naukowych, zajmuje się m.in. hydrogeologią wód krasowych oraz ochroną środowiska w zakresie przyrody nieożywionej, współpracuje z wieloma ośrodkami naukowymi w kraju i za granicą (m.in. Międzynarodową Agencją Energii Atomowej w Wiedniu). Zorganizował i kierował Pierwszą Wyprawą Politechniki na Spitsbergen lipiec/sierpień 2012, w której uczestniczyli też dr Piotr Zagożdżon i mgr inż. Katarzyna Sienicka.
- Spitsbergen (Ostre Góry) – wyspa należąca do Norwegii (na mocy Traktatu Spitsbergeńskiego z 1920 r.), położona na archipelagu Svalbard, na Morzu Arktycznym. Powierzchnia ok. 39 tys. km², górzysta, pokryta w 60% lodowcami. Stolicą regionu jest Longyearbyen. Wyspę zamieszkuje ok. 3 tys. mieszkańców. Najniższa temperatura to ok. -35 °C, najwyższa +13 °C. Znajdują się tu dwie polskie stacje badawcze. Pierwsi Polacy dotarli na Spitsbergen w 1899 r.
Iwona Szajner
|