O etyce dziennikarskiej, obiektywizmie i rzetelności mediów oraz zmieniających się standardach pracy dziennikarzy rozmawiali na Politechnice Wrocławskiej najbardziej znani pracownicy mediów w Polsce. Okazją był II Dzień MediówPierwszymi gośćmi konferencji byli
Aleksandra i Piotr Stanisławscy, twórcy portalu Crazy Nauka.
To Ola wymyśliła nazwę Crazy Nauka. - To nasze trzecie dziecko – śmieje się. Strona ma dziś 170 tysięcy użytkowników. Stanisławscy prowadzą też audycję w TOK FM.
Ale wszystko tak naprawdę zaczęło się od Facebooka. Dziś mają tam prawie 45 tys. fanów.

Popularyzacją nauki Stanisławscy zajmują się od około 10 lat. Ola pracowała m.in. w Rzeczpospolitej, Piotr w Przekroju. Pisywali też do działu nauki Gazety Wyborczej.
Stali się blogerami. Dla dziennikarzy nie było to łatwe. Czym różni się bloger od dziennikarza prasowego? Bloger sam sobie wytycza kierunek i ma do czynienia z natychmiastową weryfikacją swojej pracy. – To czasem bolesne doświadczenie – śmieje się Ola. Bloger zna też – np. na Facebooku - czytelnika z imienia i nazwiska. To też jest bardzo cenne.
youtubeDwa dni temu na Facebooku osiągnęli swój rekord - 2,5 tys. polubień postu. Internauci polubili tak bardzo obrazek, na którym bałwan, obserwując padający śnieg, mówi do drugiego bałwana: „Patrz komórki macierzyste”. – Nasi czytelnicy lubią inteligentny, dobrze dawkowany humor – przekonuje Ola. – Chociaż na początku nie było ani śmiesznie, a miało być, ani ciekawie. Fani nauczyli nas, co jest dobre, co im się podoba, co nie – opowiada Piotr.
Polacy lubią czytać o Polakach, o naszych rodzimych sukcesach. – A że jesteśmy idealistami i lokalnymi patriotami, promujemy rzeczy, które wydają nam się ważne – podkreślają.
Z blogowania da się wyżyć? – Tak – twierdzą Stanisławscy.
***
Czy dziennikarze
w ogóle są jeszcze potrzebni?– zastanawiali się kolejni goście
Dnia Mediów na PWr. Mistrzowie felietonów Monika Piątkowska i
Leszek Talko, którzy „przewinęli się chyba przez wszystkie
rodzaje mediów”, opowiadali o tym, jak obecnie wygląda sytuacja
polskiego dziennikarstwa. – Niestety coraz więcej dziennikarzy
odchodzi od zawodu, pojawia się za to wielu tzw. „pracowników
mediów” – mówiła Monika Piątkowska. - Jest coraz mniej
specjalistów, którzy znają się na konkretnych dziedzinach, za to
więcej wyrobników czy celebrytów. Co za tym idzie, poziom
dziennikarstwa znacznie się obniża. Największą czytalnością i
klikalnością cieszą się tytuły w stylu: „Ale ona zbrzydła!”.
Leszek Talko: - Dziennikarze zapraszają
gościa, o którym nic nie wiedzą i zadają mu pytanie: Co pan sądzi
o… i tu można włożyć dowolny temat – o aferze podatkowej,
prezydencie czy japońskiej kuchni.
W Ameryce zrobiono badania na najlepszy
i najgorszy zawód. Na czele były takie jak matematyk i statystyk.
Dziennikarz był prawie na samym końcu, wyprzedził jedynie
pracownika platformy wiertniczej i kelnerkę.

Monika Piątkowska: - Można by się
zastanowić, po co nam dziennikarze, skoro do mnóstwa informacji
możemy dotrzeć sami. Nie muszą już za nas robić tego
dziennikarze. Od czego jest facebook, blogi czy portale różnych
instytucji. Potrzebni są nam więc pośrednicy?
Okazuje się, że tak. Pod warunkiem,
że będą to specjaliści, osoby, którym będzie się chciało
poszperać i popytać. To dlatego np. The New Yorker ma
dobrą sprzedaż. Oni wychowali sobie czytelników, którzy chcą
czytać dobre i wartościowe teksty.
Leszek Talko: - Niski poziom naszego
dziennikarstwa jest podyktowany także finansami. Dziennikarze
zarabiają mało, nie mają też czasu na to, żeby tematem zająć
się dogłębnie. Korzystają z gotowców, kradną cytaty. Pamiętam,
że kilka lat temu pisałem tekst o blogerach. W sumie chyba miałem
na niego trzy miesiące. Teraz to luksus, na który media nie stać.
Potem ten tekst przez długi czas cytowano w wielu innych
publikacjach. Nieważne, że blogi, o których wtedy była mowa,
dawno już nie istniały!
Goście opowiadali o swoich
doświadczeniach przy powstawaniu konkretnych tekstów, np. jak Leszek
Talko pisał o wojnie w Macedonii i o tym, kto tak naprawdę zarabia
na takich konfliktach, albo reportaż o tym, jak działa u nas
przemysł filmów pornograficznych. Monika wspominała, jak w czasach
studenckich została oddelegowana do pisania relacji z nudnych
posiedzeń rady miasta. – Raz uczestniczyłam w obradach komisji
mieszkaniowej, na którą przyszła pewna pani, żeby się poskarżyć
na swoje warunki lokalowe. Urzędnicy bardzo źle ją potraktowali.
Jako młoda idealistka nie mogłam na to patrzeć, zrobiłam o niej
serię tekstów. Po tygodniu nowe mieszkanie dla tej pani się
znalazło. Jej życie się odmieniło. I tak sobie myślę, że
właśnie takie dziennikarstwo ma sens.
Monika uważa, że bez prawdziwych
dziennikarzy nie da się trzymać w ryzach lokalnych polityków. -
Gdyby nie dziennikarze, nie mielibyśmy lokalnej demokracji, kto patrzyłby ważnym osobistościom na ręce i rozliczał ich z
obietnic?
- Jaka przyszłość czeka więc nasze
media? Co stanie się z tym powierzchownym dziennikarstwem? – padło pytanie od publiczności. – Mamy nadzieję, że to się zmieni,
że będziemy czerpać z takich wzorców jak przywoływany już New
Yorker. Bo tak naprawdę to właśnie media powinny zrobić pierwszy
krok, żeby wychować nowych, mądrzejszych czytelników.
- Ale przecież mediom to się nie
opłaca – drążyli studenci. Leszek Talko przywołał artykuł
Mariusza Szczygła o nauczycielce, która zabiła swojego pasierba, a
potem robiła karierę w kuratorium. – Ten tekst, który ukazał
się w dodatku Duży Format, odbił się szerokim echem. Taki strzał,
który trafił do wielu. Dlaczego? Bo to była świetnie opowiedziana
historia, ludzie kupowali gazetę, żeby go przeczytać – mówiła
Monika Piątkowska. – Wierzymy, że właśnie na takie dziennikarstwo
jest zapotrzebowanie.
***
Spotkanie dziennikarzy - Seweryna Blumsztajna z Gazety Wyborczej i Tomasza Machały z NaTemat.pl - gości trzeciego panelu, było zderzeniem dwóch wizji funkcjonowania mediów.
- Dziennikarstwo to próba naprawiania świata. Kiedy przez dziesięć lat prowadziłem lokalne wydania gazety jako naczelny, codziennie stawialiśmy sobie z moim zespołem pytania: "czy to, co opublikujemy w jutrzejszej gazecie, jest ważne dla miasta i jego mieszkańców?", "czy jest wiarygodne?","co chcemy w ten sposób osiągnąć?". Staraliśmy się poprawiać świat. Media powinny zadawać sobie pytanie: "Co jest ważne dla Polski?" - mówił Seweryn Blumsztajn.
- Ale dla jakiej Polski? - pytał Tomasz Machała. - Dla Polski Ewy Kopacz czy dla Polski Jarosława Kaczyńskiego, dla Polski A czy dla Polski B, dla Polski dużych miast czy dla Polski z małych miejscowości?

- W ten sposób można wszystko zrelatywizować - odpadł Blumsztajn.
Tomasz Machała przyznawał z kolei, że pytanie o etos pracy dziennikarza drażni go. - Jest dramatycznym upraszczaniem niezwykle skomplikowanej sytuacji, jaka występuje teraz na rynku medialnym - podkreślał. - Nie ma na nie prostej odpowiedzi.
Mówił także, że irytują go wpisy internautów pod każdym tekstem, obwieszczające, że jest on artykułem sponsorowanym i złośliwe komentarze w stylu "zatrudnijcie korektę" albo "najpierw się czegoś naucz, zanim zaczniesz pisać"", itp. - Albo bierzecie odpowiedzialność za media i za nie płacicie, albo nie macie prawa wymagać - mówił. - Osoba, która płaci, jest dla nas klientem, osoba niepłacąca produktem - mówił, tłumacząc zasady działania swojego portalu.
Pytani o definicję dziennikarza, Blumsztajn i Machała mieli problemy z jej stworzeniem. Redaktor naczelny NaTemat.pl opowiedział o zwyczajnym dniu pracy dziennikarzy w TVN 24. Stażyści zbierają tam wypowiedzi posłów na konkretny temat, a potem poszukują odpowiednich materiałów wideo w archiwum stacji, by posłużyły do zilustrowania materiałów. Całość kompilują z przygotowanych materiałów doświadczeni redaktorzy. - Czy to jest dziennikarstwo? To jest agregacja kontentu do wieczornego wydania...
***
Dzień Mediów zakończył się spotkaniem z Tomaszem Terlikowskim. Opowiadał on, że żyjemy w czasach rewolucji komunikacyjnej, w której symbole są ważniejsze niż słowa. - Dziennikarstwo jako sztuka słowa musiało się zmienić. Dziś jego zadaniem jest głównie wywoływanie, kontrolowanie i dystrybuowanie emocji - przekonywał.
Mówił też, że jego zdaniem 95 proc. tego, co powstaje w mediach, jest informacyjną watą oraz że postępuje stopniowa deprofesjonalizacja zawodu dziennikarza, spowodowana umieraniem prasy. Bo to w mediach drukowanych dziennikarz miał czas na weryfikowanie informacji i wyszukiwanie ciekawych tematów.

- Z drugiej strony wiele zależy od tego, czego się od nas oczekuje. Mówi się, że to media obniżają poziom, ale tak naprawdę ludzie lubią czytać sensacyjne treści - opowiadał Terlikowski. - Kiedy pracowałem w radiu, wymyśliliśmy sobie, że co drugą godzinę będziemy emitować serwis informacyjny z samymi pozytywnymi wiadomościami. W badaniach okazało się, że słucha takich serwisów o połowę mniej ludzi. Szybko musieliśmy więc zrezygnować z nich i powrócić do normalnych z wypadkami, awariami i innymi ludzkimi dramatami.
Zapytany o obiektywizm dziennikarzy, Terlikowski odpowiedział, że w niego nie wierzy. - Wielokrotnie powtarzałem, że nie widzę powodu, dla którego dziennikarz miałby być obiektywny, tak samo jak takiego, dla którego wódka miałaby być bezalkoholowa - mówił. - Nie pijam wódki, ale rozumiem, że jej istotą nie jest to, żeby była smaczna, ale żeby waliła po łbie. Dlatego nie wymagam od swoich dziennikarzy, żeby byli obiektywni, ale rzetelni, czyli żeby nie pomijali faktów. Nie mam nic do tego, żeby je interpretowali.
Dzień Mediów zorganizowały wspólnie Radio Luz, Telewizja Styk i redakcja Pryzmatu.
Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz, Iwona Szajner, lucy