Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Ludzie Politechniki

Drukuj

Milion złotych na badania naukowca z PWr

12.08.2014 | Aktualizacja: 27.08.2014 14:07

Dr inż Mateusz Wośko (fot. Krzysztof Mazur)

Dr inż. Mateusz Wośko jako jeden z 36 naukowców z całej Polski zyskał grant w prestiżowym programie „Lider” organizowanym przez NCBiR. Razem z grupą doktorantów zajmie się problemem połączenia dwóch warstw w układach scalonych, nad którym pracuje kilkadziesiąt zespołów badawczych na całym świecie


Lucyna Róg: - 240 młodych naukowców starało się o naprawdę duże granty od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Dostało tylko 36 z nich. Pana zespołowi przyznano ponad milion złotych. To chyba zawrotna suma?
Dr inż. Mateusz Wośko*: - Ogromna, ale i badania, którymi się zajmujemy, są bardzo drogie. Sporo kosztują aparatura i odczynniki, a i same prace badawcze trwają miesiącami, a to także koszty. 20 proc. z kwoty, jaką zyskaliśmy w „Liderze”, przejmie nasza uczelnia, co wiąże się choćby z tym, że zajmie się ona obsługą finansową naszego projektu, a przede wszystkim będziemy pracować na uczelnianym sprzęcie. Kolejne 30 proc. przeznaczymy na zakup aparatury i materiałów badawczych, a resztę na trzyletnie wynagrodzenia dla czteroosobowego zespołu badawczego i dwóch osób z personelu technicznego – laborantów przygotowujących m.in. aparaturę.
Celem „Lidera” jest nie tylko dotowanie konkretnych projektów, ale także tworzenie zespołów badawczych skupionych wokół młodego, obiecującego doktora. Pan swój zespół już uformował?
Jak najbardziej. Bazowałem na sprawdzonym zespole Wydziałowego Zakładu Mikroelektroniki i Nanotechnologii kierowanego przez profesora Marka Tłaczałę.  Nawet zaczęliśmy badania jeszcze przed przyznaniem nam grantu z „Lidera”. Pracuję z trójką doktorantów - Kornelią Indykiewicz, Tomaszem Szymańskim i Jackiem Gryglewiczem. Każde z nich jest na innym etapie swojej ścieżki zawodowej – jedni dopiero zaczynają, inni finiszują z doktoratem.
„Lider” jest uznawany w środowisku naukowym za bardzo prestiżowy program grantowy, a także dość trudny, bo konkurencja jest duża. Dla mnie była to już ostatnia szansa, by spróbować w nim swoich sił. W przyszłym roku będę miał 35 lat i wtedy – zgodnie z kryteriami konkursu - przestanę być już młodym naukowcem.
Po pierwszym etapie oceny wniosków przez recenzentów byłem na 15. miejscu. Drugim etapem była 20-minutowa rozmowa kwalifikacyjna, na której trzeba było przedstawić swój wniosek, opowiedzieć o problemach badawczych i odpowiedzieć na najróżniejsze pytania recenzentów. Prezentacja dawała połowę możliwych do zdobycia punktów.
Między pierwszą a ostatnią osoba, które zakwalifikowały się do finansowania, różnice punktowe sięgały maksymalnie kilkunastu punktów, więc nawet dziesiąte części punktu mogły zadecydować o tym, kto zdobędzie pieniądze na swoje badania.
Zajmujecie się wytworzeniem heterostruktur na podłożach krzemowych. Co to oznacza?
Wytłumaczenie naszego projektu „zwykłemu Kowalskiemu” raczej nie należy do łatwych zadań. Nie robimy rzeczy, które są namacalne w skali makro. Nie budujemy tu np. robota.
Pracujemy nad scalonymi układami elektronicznymi, czyli niewielkimi elementami o wymiarach kilkuset mikrometrów, używanymi np. w telefonach komórkowych czy laptopach. A w naszym projekcie skupiamy się na wytworzeniu heterostruktur azotków trzeciej grupy układu okresowego, które nanosimy na podłoże krzemowe, bo 98 proc. układów elektronicznych na całym świecie wykonywanych jest właśnie w krzemie.
Jednak do pewnych konkretnych zastosowań konieczne jest użycie innych materiałów, np. jeśli chce się uzyskać duże moce bądź duże częstotliwości pracy układów elektronicznych wykorzystywanych np.  we wzmacniaczach stacji komórkowych czy w stacjach radarowych. Ważnym polem zastosowań heterostruktur azotkowych na krzemie jest sensoryka.
Dążymy do tego, by połączyć standardową technologię krzemową z technologią materiałów zaawansowanych, tzw. AIIIBV, co w praktyce oznacza połączenie podłoża krzemowego z warstwą azotkową.
Efektem naszego projektu nie będzie więc wytworzenie gotowych przyrządów, ale nie są to też badania podstawowe. Stworzymy bardzo istotny element dla produkcji konkretnych przyrządów, jak tranzystory wysokich częstotliwości i mocy mogące znaleźć zastosowanie w stacjach przekaźnikowych sieci komórkowych.
O jakich problemach badawczych opowiadał Pan komisji konkursowej?
Jest ich kilka. Mówiąc kolokwialnie: warstwa krzemowa i warstwa azotkowa AlN/GaN nie lubią się. Ze względu na ich różnice strukturalne i ograniczenia technologiczne ich połączenie jest trudne. Dochodzi do tego, że po naniesieniu warstwy azotkowej cała struktura ulega zniszczeniu na skutek występujących naprężeń.
Wiecie już, jak sobie z tym poradzić czy będziecie dopiero szukali rozwiązania?
Są trzy drogi do połączenia tych materiałów. Struktura krystaliczna krzemu, czyli rozmieszczenie jej atomów w przestrzeni, różni się od struktury krystalicznej materiałów azotkowych. Dlatego w trakcie nanoszenia ich na podłoże krzemowe, czyli epitaksji, może dochodzić do popękania tej warstwy czy generacji dyslokacji w jej sieci krystalicznej. A to sprawi, że materiał, który wytworzymy, będzie kiepskiej jakości i w praktyce nie będzie się nadawał do tworzenia elementów elektronicznych.
Dlatego pierwszym sposobem jest stosowanie warstw przejściowych, które będą dopasowywać podłoże krzemowe i azotkową warstwę aktywną, jaką chcemy nanieść, i w której będzie później wytwarzany konkretny przyrząd.
Druga droga to strukturyzacja podłoża krzemowego, czyli robienie na nim „małych wysepek”.  Wyobraźmy sobie, że na stole, przy którym siedzimy, przykleilibyśmy jakąś bardzo mocną taśmę i ona zaczęłaby się kurczyć, naprężając ten stół. Naprężenia byłyby duże, chyba że taśma nie byłaby przyklejona wzdłuż całej swojej długości, a jedynie punktowo. Temu samemu służą owe „wysepki” na podłożu krzemowym.
Trzecia droga to zabiegi technologiczne, związane z inżynierią naprężeń.
Problem naprężeń wynika również z różnicy współczynników rozszerzalności obu materiałów. Oznacza to, że i warstwa krzemowa, i azotkowa rozszerzają się i kurczą w różnym tempie przy zmianie temperatury. Wytwarzamy je w wysokiej temperaturze, a kiedy schładzamy, musimy radzić sobie właśnie z tym różnym tempem kurczenia się.
Czy poza waszym zespołem ktoś jeszcze zajmuje się tymi badaniami?
Nie jesteśmy jedyni. Na całym świecie tej problematyce poświęca czas kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset zespołów.
Toczycie wyścig z czasem?
Nie patrzymy na to w ten sposób. Wiem, że wiele osób w Polsce podchodzi do projektów naukowych właśnie z nastawieniem, że musimy być najlepsi, pierwsi, najsilniejsi na świecie. I owszem – świetnie, jeśli tak jest,  ale to nie może być jedyne kryterium zaangażowania w projekt.  Trzeba też pamiętać o tworzeniu polskich technologii oraz możliwości wdrożenia do przemysłu.
Tzn.?
Wprawdzie wyniki badań prowadzonych na całym świecie są ogólnie dostępne, ale nie jest tak, że po lekturze szeregu artykułów naukowych idziemy do laboratorium i krok po kroku, jak w przepisie kulinarnym, powtarzamy badania i osiągamy te same efekty.
Naukowcy nie dają w swoich tekstach takich przepisów. Opisują badania, jakie przeprowadzili, ale tak, by nie zdradzić zbyt wiele szczegółów, bo potencjał ekonomiczny takich badań jest duży. Z drugiej strony można zaobserwować, że prace naukowe, a co za tym idzie publikacje w tej dziedzinie, dotyczą aspektów fizykalnych a nie technologicznych, a to te decydują o możliwości praktycznego zastosowania.
Dlatego posiadanie polskiej technologii jest tak ważne, a w naszym przypadku o tyle istotne, że potencjalnie będzie ona miała zastosowanie m.in. militarne, a zatem nikt by nam takiego rozwiązania nie sprzedał, a jeśli już, to za ogromne pieniądze.
Wspominał pan o zakupie aparatury do badań. Co jest wam potrzebne?
Kupimy trzy pirometry i doposażymy w nie reaktor, w którym będziemy wytwarzać warstwy azotkowe. Pomogą nam w poprawie jednorodności parametrów otrzymywanych warstw. Nasz proces technologiczny przebiega w temperaturze około 1100 stopni C. Wszelkie odchylenia od tej temperatury wpływają na jakość i jednorodność warstw. Dlatego tak ważna jest kontrola temperatury. Pirometry są w stanie mierzyć ją z dokładnością do pół stopnia.
Badania – jeśli ich wyniki będą zadowalające - zakończycie patentem. A co później?
Na pewno będziemy kontynuować ten kierunek badań. Rozważymy też komercjalizację i stworzenie spin offu, który produkowałby takie struktury albo wytwarzałby na ich bazie małe serie gotowych przyrządów wyspecjalizowanych dla konkretnego odbiorcy. Mamy trzy lata, by dobrze to sobie przemyśleć.
Rozmawiała Lucyna Róg
*Dr inż. Mateusz Wośko jest pracownikiem Wydziałowego Zakładu Mikroelektroniki i Nanotechnologii na Wydziale Elektroniki Mikrosystemów i Fotoniki Politechniki Wrocławskiej. Od lat zajmuje się epitaksją azotków trzeciej grupy układu okresowego. Laureat nagrody im. Janusza Groszkowskiego, fundowanej przez Polskie Towarzystwo Próżniowe. Wyróżniony przez Polskie Towarzystwo Wzrostu Kryształów za pracę doktorską pt. „Opracowanie konstrukcji i technologii fotodetektorów z zastosowaniem nanostruktur półprzewodnikowych AIIIBV o ciągłej zmianie składu”. Żonaty, ojciec trojga dzieci.