O
pracy naukowca, sukcesach, szwedzkich laboratoriach i przyszłej
współpracy z noblistą Alanem Heegerem rozmawiamy z laureatem Stypendium
im. Barbary Skargi dr inż. Piotrem Hańczycem z Wydziału Chemicznego
Politechniki Wrocławskiej.
Małgorzata Jurkiewicz: Optyczne badania liniowe i nieliniowe biopolimerów, co to takiego?Dr inż. Piotr Hańczyc: - To
był temat mojej pracy doktorskiej. To nic innego, jak badanie
oddziaływania między światłem, czyli wiązką fotonów a materią, czyli w
moim wypadku biopolimerami takimi, jak wyżej wspomniane DNA i białka.
Nadal brzmi skomplikowanie...Zacznę
może od tego, że nigdy nie pociągały mnie badania czysto biologiczne i
medyczne lub z drugiej strony opisywanie zjawisk w fizyce albo procesów
chemicznych. Szukałem swojego miejsca, gdzieś pomiędzy tymi światami i
na początku postanowiłem zająć się fundamentalnym elementem, na którym
opiera się życie czyli DNA. Tylko że inaczej, bo starając się spojrzeć
na ten biologiczny materiał od strony fizyko-chemicznej, a nie
biologicznej. Dzięki temu, że w kodzie genetycznym są różnice, możemy
często zlokalizować choroby, na przykład nowotwory. Badając zatem DNA,
na przykład przy pomocy światła, możemy wychwycić błędy podczas
replikacji, czyli powielania się uszkodzonego materiału. Na tym
skomplikowanym etapie powielania DNA wchodzą do gry również inne
biologicznie ważne cząsteczki, czyli białka. Również i te struktury są
niedoskonałe i w pewnych okolicznościach mogą tworzyć toksyczne agregaty
w wyniku błędów podczas fałdowania. To właśnie naświetlanie
specyficznych struktur białkowych, zwanych włókienkami białkowymi, jest
istotą moich badań. Pracowałem pod kierunkiem profesora Marka Samocia z
Politechniki Wrocławskiej i profesora Bengta Nordena z Uniwersytetu
Technologicznego Chalmers w Szwecji. Wyniki naszych starań
opublikowaliśmy w czasopiśmie „Nature Photonics”. Udowodniłem, że dzięki
odpowiedniemu naświetleniu można odróżnić zdrowe białko od chorych
włókien, które są bezpośrednio odpowiedzialne za występowanie chorób
mózgu, na przykład Parkinsona i Alzheimera.
Jak wygląda mechanizm działania pańskiej metody?Zdrowe
białka są przy naświetleniu optycznie niewidoczne, tzn. światło nie
jest absorbowane przez ten materiał. Chore białka tworzą bardzo duże
struktury w porównaniu ze zdrowym białkiem, dlatego to światło zachowuje
się zupełnie inaczej w procesie opisanym przez dział fizyki zwany
optyką nieliniową. Przy odpowiednim naświetleniu laserem widoczne są
tylko chore białka, te zdrowe są niezauważalne. Żeby dojść do takich
wniosków w swoich badaniach musiałem połączyć kilka dziedzin nauki:
fotonikę, biologię, fizykę i chemię. To, co odkryliśmy, to dopiero
początek. Badania nadal trwają.
Będzie ich dalszy ciąg?Za
kilka miesięcy wybieram się do Stanów Zjednoczonych, żeby kontynuować
swój projekt razem z noblistą profesorem Alanem Heegerem, fizykiem z
Uniwersytetu w Santa Barbara, który jest ogromnie zainteresowany
badaniami nad strukturami biologicznymi. To jest człowiek, który w 2000
roku otrzymał Nagrodę Nobla za polimery przewodzące. Powoli uczę się tej
dziedziny. To są polimery, które przewodzą prąd. To właśnie profesor
Heeger i dwóch innych noblistów pokazali, że struktury organiczne mogą
przewodzić prąd elektryczny. Wiele matryc telefonów komórkowych jest
zbudowanych właśnie z polimerów przewodzących, które wypierają ciekłe
kryształy.
Ja natomiast chciałbym używać tych polimerów do zupełnie
innych celów. Mianowicie poprzez odpowiednią modyfikację ich struktury
chemicznej można je spróbować wykorzystać jako potencjalne znaczniki do
włókienek białkowych. Czyli mówiąc wprost, chciałbym je wykorzystać do
obrazowania i wczesnego diagnozowania tych toksycznych włókienek.
Jak nawiązał pan współpracę z noblistą?Promotor
mojej pracy doktorskiej, profesor Bengt Norden z Uniwerystetu
Technologicznego Chalmers w Szwecji, był przewodniczącym komisji
noblowskiej z chemii i obaj są bardzo dobrymi przyjaciółmi. Szwedzi, ze
względu na Nagrodę Nobla, przyciągają do siebie bardzo dużo osobistości
ze świata nauki. Dzięki promotorowi spotkałem się z Alanem Heegerem już
kilka lat temu. Wtedy tylko rozmawialiśmy. Później mój promotor zapytał
Heegera, czy ten nie byłby zainteresowany naszymi badaniami. Heeger to
bardzo otwarty człowiek.
Znalazł pan godnego partnera.Z nim mogę rozwijać swój projekt.
Wracając jednak do pańskich badań, one mają doprowadzić do tego, żeby....Znaleźć
nieinwazyjną technikę wczesnego obrazowania zwłóknień amyloidowych,
czyli struktur, które w dalszej perspektywie powodują te niebezpieczne
choroby mózgu, na które nie ma do tej pory lekarstwa. Są to choroby
powstałe w wyniku błędów w procesie fałdowania białek. Dlatego celem
działania tej techniki są właśnie białka, a nie DNA.
Jeżeli jesteśmy
w stanie wcześnie zobaczyć, że coś złego zaczyna się dziać z pacjentem,
to wtedy możemy innymi technikami próbować przeciwdziałać, bo w tego
typu chorobach najważniejszy jest czas. Jeżeli wykryjemy chorobę późno,
nie jesteśmy w stanie już nic zrobić. Farmakologicznie możemy zablokować
rozwój choroby, ale nigdy nie możemy cofnąć jej przebiegu.
Jeżeli
zatem nie ma jeszcze, tak jak w chorobie Parkinsona, widocznych efektów
choroby, czyli drżenia rąk lub zaników pamięci w przypadku Alzheimera i
jesteśmy w stanie ten etap wyprzedzić i wykryć chorobę, to może będziemy
potrafili również farmakologicznie zablokować postęp choroby.
Naszym
głównym celem jest diagnostyka, a często wyniki naszych badań są
pokazywane w ten sposób, że strzelamy wiązką laserową w głowę i pacjent
jest wyleczony. Niestety, tak to nie działa.
Wczesna diagnostyka chorób mózgu, dzięki waszemu odkryciu, jest możliwa już teraz?W
chwili obecnej jeszcze nie jest możliwa, my zaproponowaliśmy dopiero
wstępne sugestie. Potrzebne jest jeszcze wiele badań komplementarnymi
technikami do tej, którą już zaproponowaliśmy.
Nasza technika jest
bardzo pobieżna, bo nas interesowały efekty optyczne, nieliniowe i
scharakteryzowanie materiału bardziej niż sama możliwość diagnostyki.
Lekarze są bardzo ciekawi, czy jesteśmy w stanie wykryć zwłóknienia
chorobowe w płynie rdzeniowo-mózgowym. Musimy sprawdzić, czy nasza
technika jest na tyle czuła, żeby sprostać temu zadaniu, czy wystarczą
lasery jakie już mamy, czy potrzebny jest lepszy sprzęt.
Jeżeli za kilka lat wszystko się uda, jak mogłaby wyglądać w przyszłości technika diagnostyki Alzheimera? Idealistycznie
patrząc na sytuację, wyglądałoby to podobnie, jak tomografia mapująca
cały mózg pacjenta i pokazująca tylko miejsca, gdzie pojawiły się
zwłóknienia, sugerujące chorobę. Reszta mózgu byłaby niewidoczna dla tej
metodologii. Będzie to metoda całkowicie nieinwazyjna. To badanie
stanie się czymś w rodzaju wstępnego testu dla osób obarczonych dużym
ryzykiem, w których rodzinie występowały choroby Parkinsona i
Alzheimera.
Takie badanie będzie drogie?Sama
tomografia jest dosyć drogim eksperymentem. Nie potrafię przewidzieć,
jakie będą koszty. O tym więcej wiedzą lekarze. Jednak minie jeszcze
wiele lat, zanim takie badanie będzie możliwe. Na razie jest pewna idea
wśród naukowców, niektóre grupy badawcze próbują powtórzyć lub zmienić
naszą technikę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jak wygląda rozwój takich badań w Polsce, a przede wszystkim u nas na Politechnice?W
Polsce z takim kierunkiem badań, jak mój, jest spory problem, bo nie
mamy zaplecza medyczno-biologicznego, więc badania prawdopodobnie
przeniosą się do Stanów Zjednoczonych i Szwecji. Natomiast u nas
naukowcy mają duże doświadczenie, jeśli chodzi o badanie samych
materiałów, co jest bardzo pomocne. Dlatego teraz z doktorem Lechem
Sznitko z Wydziału Chemicznego będziemy próbowali innego podejścia do
moich badań. Włókna białkowe, podobnie, jak DNA, można znakować
farmakologicznie. Stworzyliśmy takie struktury, które będą wyłapywały
włókna amyloidowe (białkowe). Będziemy również badać to, jak ten
materiał zachowuje się pod wpływem naświetlania wiązką laserową. Wtedy
będziemy bardziej celować w znaczniki biologiczne niż w samo włókno.
Ta część badań daje zatem nadzieję na wynalezienie w przyszłości lekarstwa na choroby mózgu?To
prawda. Te eksperymenty, które próbujemy teraz robić, to wytworzenie
akcji laserowej na materiale biologicznym. Chciałbym stworzyć
indywidualny znacznik każdego rodzaju włókna. Jeżeli mamy już oznakowane
włókno białkowe, to strzelając na niego wiązką laserową, w zależności
od tego, jakie to jest włókienko, sygnał zawsze powinien być inny.
Czyli, jeżeli mamy do czynienia z białkiem odpowiedzialnym za chorobę
Parkinsona, to będzie ono miało zupełnie inny sygnał niż białko
odpowiedzialne za Alzheimera. Będziemy wtedy w stanie wykryć konkretną
chorobę i potem ją leczyć.
W jaki sposób narodził się pomysł na takie badania? Pojawił się już w trakcie studiów?W
pewnym sensie tak. Do trzeciego roku studiowałem biotechnologię na
Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej. Potem wybrałem
specjalizację międzynarodową „Molecular nano-and bio-photonics for
biotechnologiesand telecomunications”. Na tych studiach spędziłem
semestr we Francji pod Paryżem, później przyjechałem do Polski, ale na
Uniwersytet Wrocławski. Na piątym roku wróciłem na PWr. Te studia nie
miały wiele wspólnego z biotechnologią. To była już bardziej
nanobiofotonika - studia bardzo interdyscyplinarne. Wykłady obejmowały
wiele dziedzin nauki. Wszystko było dla mnie na początku bardzo trudne,
bo chociaż na biotechnologii mieliśmy podstawy matematyki, fizyki,
chemii i biologii, to na tych studiach wykłady były naprawdę na wysokim
poziomie.
Studia łączyły zatem kilka nauk, ale były jednocześnie
bardzo specjalistyczne, na przykład mieliśmy zajęcia z profesorem
zajmującym się wyłącznie badaniami z dziedziny optyki nieliniowej.
Profesor mówił specyficznym językiem, oczywiście po angielsku.
Grupa
na tych studiach składała się z fizyków, chemików, biologów,
elektroników, biotechnologów. Wszyscy musieliśmy się ze sobą dogadać.
Najlepiej dogadywali się fizycy, trochę gorzej chemicy, a reszta
kompletnie nie wiedziała, co się dzieje. Przez dwa lata takich studiów
udało nam się wypracować język porozumienia między wieloma dziedzinami
nauki.
Czemu miała służyć ta kombinacja ludzi z kilku kierunków?Sytuacja,
w jakiej się znaleźliśmy, miała z jednej strony pokazać nam, jak bardzo
te dziedziny się różnią, a z drugiej zwrócić naszą uwagę na fakt, jak
poprzez odpowiednie nakierowanie przez specjalistów, można wspólnie
ustalić obszary porozumienia. To jest podobna sytuacja, jak z nauką
języka angielskiego. Nigdy nie będziemy mówili, jak brytyjska
arystokracja, ale musimy mieć pewien zasób słów, żeby swobodnie
porozumieć się po angielsku. Tak jest również z językiem nauki. Nigdy
nie będę świetnym optykiem, fizykiem lub biologiem, znającym każdą
tajemnicę muszek owocowych. Umiem jednak poszukiwać możliwości łączenia
tych dziedzin. To bardzo ważne, bo najwięcej miejsca na odkrycia naukowe
jest między tymi dziedzinami.
Łączenie nauk staje się trendem przyszłości?Tak,
ale jest to bardzo trudne. Często naukowcy wolą zajmować się tylko
jedną dziedziną nauki, którą dobrze znają. Wchodzą w rolę eksperta i
jest im z tym wygodnie. Z czasem przestają być otwarci na nowości. Dla
młodych ludzi to pułapka. Dlatego trzeba umożliwić im mobilne
studiowanie i pokazać, że w badaniach trzeba łączyć kilka dziedzin
nauki.
Taka forma studiowania staje się coraz bardziej modna?W
Stanach Zjednoczonych to standard, że młodzi poruszają się między
ośrodkami akademickimi. Jeżeli kończysz studia na jednej uczelni, to
doktorat powinieneś robić już na innej, a po obronie pracy doktorskiej
musisz znaleźć pracę na kolejnej uczelni. Dobrze widziane jest też
działanie w obszarze kilku nauk. Im wcześniej zaczniesz zmieniać
środowisko pracy i nauki, tym lepiej.
U pana też tak było?Ja
skończyłem biotechnologię, ale w międzyczasie udało mi się zrobić
dyplom magistra fizyki na Ecole Superierure de Cachan we Francji. Nie
czuję się w pełni ani biotechnologiem, ani fizykiem, ani chemikiem.
Pracuję na pograniczu tych trzech dziedzin.
Robił pan doktorat w Szwecji. Jakie są różnice w pracy w laboratoriach szwedzkich i polskich?Polska
powoli przystosowuje się do tego, że świat nauki opiera się na systemie
grantowym i dobrzy naukowcy ściągają na uczelnie duże pieniądze.
Ścierają się u nas dwa modele pracy: grantowy i tradycyjny, któremu
pozostaje wierna starsza kadra. Zobaczymy, które podejście zwycięży.
W
Szwecji i na całym świecie, inaczej niż w Polsce, dużo bardziej ceni
się pracę jednostek. Jeżeli naukowiec nie jest w stanie wykazać się
innowacyjnością i odkryciami w dziedzinie oddalonej od promotora
doktoratu, to jest mu bardzo trudno przyciągnąć granty. Jeżeli ma się
dużo prac z przełożonym, to recenzenci, którzy przyznają granty,
zapisują sukcesy na konto szefa. W Szwecji istotne jest to, żeby pokazać
swoją niezależność i zaprezentować nowość, którą daje się światowej
nauce. Konkurencja jest bardzo duża i panuje silny indywidualizm.
W
Polsce stawia się na współpracę. Jednak chcąc być konkurencyjnym w
świecie w systemie grantowym patrzeć trzeba na jednostkę i na to, co ona
wnosi do światowej nauki. Oczywiście możemy się zadowolić grantami,
które mamy w kraju. Charakterystyczne jest to, że beneficjentami
największych grantów, jakie przyznaje Unia Europejska, bardzo rzadko są
Polacy.
Dlaczego tak się dzieje?Skupiamy się na
swoim własnym podwórku, zamiast patrzyć na ligę światowej nauki.
Pracując ściśle w jednej grupie, nigdy nie będziemy tak otwarci na to,
co się dzieje w świecie. Musimy być na głębokiej wodzie sami. Wtedy
człowiek musi ciągle poszukiwać. W grupie jest raźniej, łatwiej i
bezpieczniej. Mija 20 lat, stajemy się specjalistami w wąskiej
dziedzinie. Jednak w świecie nikt nie da takim naukowcom dużych
pieniędzy na badania.
Drugim ważnym trendem jest łączenie przez
badaczy dziedzin nauki i pokazywanie wynalazków z pogranicza science
fiction. To robią moi koledzy ze Szwecji i USA i tego się nie boją.
Profesor
Heeger, który jest specjalistą od przewodnictwa elektrycznego, jest
zainteresowany tym, jak diagnozować i leczyć choroby mózgu. Taka
otwartość i zaangażowanie to klucz do sukcesu.
Co z finansowaniem badań? Tutaj też mamy wiele do zrobienia?Nie
będziemy w stanie zrobić badań na odpowiednim poziomie bez konkretnych
pieniędzy i laboratoriów. Laboratorium w Szwecji miało na tyle dobre
zaplecze, że mogłem w trakcie swojej pracy pozwolić sobie na wiele
błędów i prób. Nie musiałem się martwić, że skończą się fundusze. Na PWr
natomiast był do dyspozycji sprzęt na najwyższym światowym poziomie:
lasery femtosekundowe, które posiada profesor Marek Samoć z Wydziału
Chemicznego. To kolejny przykład, jak należy szukać różnych ścieżek,
żeby realizować swoje badania.
Wygląda na to, że pracuje pan 24 godziny na dobę.Tak, ale w międzyczasie gram w piłkę, często podróżuję. Trzeba dać głowie odpocząć. Najlepsze pomysły przychodzą właśnie wtedy.
Na pana badania zwróciła uwagę Fundacja na rzecz Nauki Polskiej.
Stypendium
Barbary Skargi, przyznawane przez Fundację na Rzecz Nauki Polskiej, to
docenienie tego, co młody naukowiec już zrobił. To bardzo miły fakt,
który pozwala nabyć przekonania, że idzie się we dobrym kierunku. Nie
uważam jednak, że to co robię dzisiaj wystarczy mi na dwadzieścia lat.
Chcę się rozwijać naukowo i szukać nowych dróg.
Rozmawiała Małgorzata JurkiewiczDr inż. Piotr Hańczyc w
2009 r. ukończył studia na Wydziale Chemicznym Politechniki
Wrocławskiej uzyskując stopień magistra inżyniera biotechnologii.
Równocześnie w ramach programu „Molecular nano-and bio-photonics for
biotechnologies and telecommunications” otrzymał stopień magistra fizyki
Ecole Normale Superierure de Cachan we Francji. Po studiach odbył staż w
Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberze pod opieką profesora
Marka Samocia. Po powrocie do Polski rozpoczął studia doktoranckie na
Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej w grupie profesora Marka
Samocia oraz w Chalmers University of Technology w grupie profesora
Bengta Nordena. W 2010 r. odbył staż na Uniwersytecie Kalifornijskim w
Berkeley w grupie profesora Paula Alivisatosa. W 2013 roku uzyskał
stopień doktora Uniwersytetu Technologicznego Chalmers oraz w 2014
stopień doktora Politechniki Wrocławskiej. Jest autorem kilku publikacji
o zasięgu międzynarodowym, w tym między innymi w Nature Photonics. W
ramach projektu na temat fibryli amyloidowych współpracuje z
laboratoriami w Szwecji oraz USA, w tym z noblistą profesorem Alanem
Heegerem z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara.
Stypendia START są
przyznawane przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej. To roczne stypendia
dla wybitnych młodych uczonych na początku kariery naukowej. W tym roku
po raz pierwszy zostało przyznane
Stypendium im. Barbary Skargi,
które może otrzymać osoba, której dorobek naukowy i plany badawcze,
przedstawione w konkursie o stypendium START, zostały bardzo wysoko
ocenione i której badania wyróżniają się jednocześnie odważnym
przekraczaniem granic pomiędzy różnymi dziedzinami nauki, otwierają nowe
perspektywy badawcze i tworzą nowe wartości w nauce.