Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości
Drukuj

Żadne oświetlenie nie wygra z neonem

28.07.2014 | Aktualizacja: 29.08.2014 11:54

Neon z Wrocławskich Zakładów Drobiowych przy ul. Paprotnej (fot.Paweł Ziarko/SocWroc.blox.pl)

​Gdybyśmy pozostawili wiele spośród fantastycznych neonów, które dawniej zdobiły wrocławskie budynki, moglibyśmy teraz oprowadzać po mieście ich szlakiem. Przewodnicy opowiadaliby mieszańcom i turystom jak działają neony, jak je tworzono i dlaczego są takie wyjątkowe – opowiada dr inż. Bogusław Molecki
Rozmowa z dr. inż. Bogusławem Moleckim z Katedry Logistyki i Systemów Transportowych Politechniki Wrocławskiej


Lucyna Róg: - Ostatnio we Wrocławiu znowu głośniej o neonach. Głównie za sprawą ich galerii, którą przy ul. Ruskiej tworzy fundacja Neon Side Wrocław. Takie miejsce to chyba wreszcie krok w dobrym kierunku - sposób na powstrzymanie znikania neonów z naszego miasta?
Dr inż. Bogusław Molecki: - Inicjatywa przy ul. Ruskiej jest bardzo interesująca, przyznaję, ale to nadal prezentowanie neonów w podwórku, czyli miejscu schowanym między kamienicami. Moim zdaniem nie w takim kierunku powinniśmy iść.
Jeszcze kilka lat temu mogłem po godz. 21 wziąć swoje dzieci albo odwiedzającą mnie rodzinę na nocny spacer po Wrocławiu „neonową trasą”. Szliśmy np. na plac Kościuszki i tam pokazywałem im jak działają neony. Dziś niestety na takiej wyprawie opowiadałbym raczej, czego nie możemy już zobaczyć we Wrocławiu. I to mi się nie podoba.
Wielokrotnie postulował pan zresztą, by pl. Kościuszki stał się czymś w rodzaju muzeum na otwartym powietrzu.
Bo było to miejsce wyjątkowe! Kościuszkowska Dzielnica Mieszkaniowa, czyli KDM była długo najbardziej neonową we Wrocławiu. Na wielu budynkach przez lata można było oglądać przykłady bardzo ciekawych reklam świetlnych, które dobierano z gustem i odpowiednio do charakteru tego miejsca. Niestety dzisiaj po wielu z nich nie został żaden ślad, a inne są tylko częściowymi pozostałościami po dawnych instalacjach. Ogromna szkoda, że na to pozwoliliśmy. Straciliśmy część naszej historii i wydaje się, że niestety bezpowrotnie. Sugerowałem, by objąć KDM ochroną, tak aby wspierać dalszą eksploatację istniejących neonów, a nowe elementy pojawiające się na fasadach budynków były dostosowane do otoczenia. Można było nawet nakazać montowanie tu wyłącznie reklam w formie neonów. Proszę sobie wyobrazić, jakież to mogłoby być wyjątkowe miejsce na mapie Wrocławia! Atrakcja i dla mieszkańców i dla turystów.

neony4_28.07.2014.jpgfot. 1
Czyli jest pan za prezentowaniem neonów w ich „naturalnym środowisku”, a nie zamykaniem w galeriach i muzeach?
Ratowanie neonów poprzez odkręcanie ich z różnych miejsc i gromadzenie w jednym, zupełnie mi nie odpowiada. To wyrywanie ich z kontekstu. Przecież neony powstawały dla konkretnej lokalizacji, dla której były projektowane. Niosą też ze sobą jakąś historię, bo reklamowały dany sklep, hotel czy inne miejsce, którego czasem już nie ma i tylko neon o nim przypomina. Takie szyldy w niektórych przypadkach można zaadaptować do nowych funkcji – jak słynny neon „Kino Wanda” w Krakowie, obecnie reklamujący delikatesy.
Z drugiej strony miasto żyje. Budynki zmieniają właścicieli i funkcje i trudno oczekiwać od banku, by godził się na neonowy szyld reklamujący np. aptekę, której nie ma tam od 20 lat. Co w takim przypadku zrobić z neonem, dla którego nie ma już miejsca? Jeśli nie muzeum to co?
Wchodzimy w trudną dyskusję o muzealnictwie i prezentowaniu historii. Od razu zastrzegam, że nie mam gotowej odpowiedzi na takie pytanie ani idealnego rozwiązania dla takiej sytuacji. Bo to skomplikowana kwestia.
Jestem za tym, by neony zostawały na naszych ulicach z wielu powodów. Nie tylko dlatego, że są znakiem pewnych czasów, elementem codzienności sprzed lat i przykładem kunsztu rzemieślników. Neony mają bardzo sympatyczne kolory. To światło, które w odróżnieniu od dzisiejszych świetlówek nie jest agresywne. Można się w nie wpatrywać i nie bolą od tego oczy. Brakuje nam takiego ciepłego, przyjaznego światła w naszym otoczeniu. Neony nie powinny trafiać do muzeów, bo to nie jest miejsce dla nich. 

neony5_28.07.2014.jpgfot. 2
Dlaczego?
Odpowiem anegdotą. Kiedy byłem dzieckiem, zabrano mnie do Muzeum Techniki w Warszawie. Oprowadzał nas przewodnik i pokazywał: „tu stoi legendarny komputer Odra, a tu stoi taka maszyna, a tam dalej jeszcze inna…”. Słowem kluczem było „stoi”, bo faktycznie wszystko tam stało i niczemu nie służyło. Niestety przez lata wiele się w tej kwestii nie zmieniło, o czym przekonałem się nie tak dawno, gdy do Wrocławia przyjechała wystawa maszyn Leonarda da Vinci. To były konstrukcje zbudowane dokładnie według opisów renesansowego wynalazcy, czyli były „na chodzie”. I co mnie powitało już u progu ekspozycji? Karteczka: „niczego nie dotykać”. Absurd, bo przecież to nawet nie były muzealia. Nie miały wartości zabytkowej. Dlaczego więc nie można było przygotować ich do tego, by chętni mogli coś tam pokręcić, przycisnąć, przesunąć itd.? Dopiero wtedy mogliby się naprawdę przekonać o geniuszu da Vinci. Jeżeli chcemy kogoś czymś zainteresować, powinniśmy dać mu możliwość uczestnictwa w tym, co ogląda, tak by mógł doświadczyć, a nie tylko biernie wysłuchać.
Niestety, poza nielicznymi wyjątkami, w Polsce jesteśmy jeszcze daleko od takiego prezentowania historii. Wróćmy jednak do neonów i załóżmy, że tworzymy dla nich muzeum…
Jedno powstało już w Warszawie.
Zatem załóżmy, że we Wrocławiu idziemy modelem warszawskim. Zbieramy neony w jednym miejscu, podłączamy je do prądu i co dalej? Możemy posłuchać, jak trzeszczą sobie transformatory, pogapić się na rurki i... to w zasadzie wszystko.
Bo kiedy zostawimy je na fasadach budynków, to…?
To wtedy możemy je oglądać w miejscach, dla których zostały stworzone. Możemy zobaczyć, jak wyróżniają się na tle ulicy, jakie mają światło, jak wyglądają we mgle, jak komponują się z innymi neonami czy jak dopasowano je do budynku.
Gdybyśmy pozostawili wiele spośród fantastycznych neonów, które dawniej zdobiły wrocławskie budynki, moglibyśmy teraz oprowadzać po mieście ich szlakiem. Można by organizować oprowadzanie dla turystów i mieszkańców, na których przewodnicy opowiadaliby, jak działają neony, jak je tworzono i dlaczego są wyjątkowe. Wie pani, ile osób przyszło na wykład o neonach na dworcu Głównym? Wrocławianie bardzo są zainteresowani takimi historiami, zwłaszcza młodzi.

neony2_28.07.2014.JPGfot. 3
Jeśli nie tradycyjne muzeum to może galeria sztuki?
Tak, ale pod warunkiem, że zgromadzimy tam wyłącznie neony, które powstawały mniej - więcej do lat 70., bo wówczas miały one jeszcze atrakcyjną graficznie formę, a do tego często były realizacją ciekawego pomysłu. Przykładem jest słynny skradający się złodziej w reklamie PZU na pl. Kościuszki. To były prawdziwe neony! Później, czyli od lat 80, neony były już w większości po prostu napisami informacyjnymi. Pozbawione rysunków, wykorzystujące typową czcionkę, dużo słabsze graficznie. W kapitalizmie jakość projektów spadła jeszcze bardziej – dziś dzięki komputerom „projektować każdy może – jeden trochę lepiej, drugi nieco gorzej”...
Gromadzenie i pokazywanie takich kiepskich tworów, tylko dlatego że są neonami, nie miałoby sensu, bo jakąż one mają wartość artystyczną?
Poza złodziejem z PZU mamy jeszcze we Wrocławiu te „prawdziwe neony”?
Z tak interesującymi rozwiązaniami – czyli animacją poklatkową – już niestety nie. Jest jeszcze kilka neonów – symboli, jak lew na bramie zoo, czy „dobry wieczór” naprzeciwko dworca. Pozytywne jest to, że wszystkie one w ostatnich latach przeszły remonty, przykre – że przy okazji dokonano w nich zmian. Lew ma uproszczony rysunek, „dobry wieczór” świeci w sposób ciągły, a animacja z PZU ma zmieniony program.
Dużo dłuższa jest jednak lista tego, czego już nie mamy: nie ma neonu „Uśmiech za uśmiech” z trójfazową animacją, który można było oglądać na dachu budynku obok Domu Handlowego Podwale, nie ma piłkarza spod dworca, który strzelał gole lepiej od całej polskiej reprezentacji, nie ma rybki i pelikana reklamującego ZOO, czy wreszcie Krokodyla i Maratonu, które pięknie rozświetlały plac PKWN...
Twórcy tego typu neonów byli artystami, którzy w jednym kształcie neonu potrafili pokazać różne postacie czy przedmioty i opowiedzieć nimi całą historię. Kultowym wręcz – w skali ogólnopolskiej – był neon na poznańskim kinie „Bałtyk”, którego obrys tworzył ekran, a on sam był korpusem raz Indianina, po chwili kowboja, a następnie kosmonauty i Napoleona. To prawdziwa sztuka wymyślić coś takiego.
Tu można zobaczyć neon kina „Bałtyk”.
Innym przykładem takiej fenomenalnej świetlnej reklamy jest przedwojenny warszawski neon reklamujący koniaki Montbel/Marteau. Cała konstrukcja była mechanicznie poruszana, co symulowało nalewanie koniaku z butelki do kieliszka. W obrysach szkła były żarówki, które w miarę przechylania gasły w butelce, a zapalały się w kieliszku – zachowując poziom płynu!

youtube
Trzeba bowiem pamiętać, że historia polskich neonów sięga czasów przedwojennych – polecam obejrzeć film „Lata dwudzieste… lata trzydzieste” z 1983 r. Można na nim zobaczyć, jak wyglądała warszawska ulica przed wojną i jakie znaczenie miały wówczas reklamy świetlne. Cytując jedną z piosenek: „i blask neonów, co na jezdni mokrej drży”...
Właśnie te kolory zachwyciły pana jako dziecko i zainteresowały neonami. Na swojej stronie im poświęconej pisze pan, że w szarej rzeczywistości PRL neony rozbudzały wyobraźnię…
A wie pani, że w PRL poszczególne kolory w neonach były przyporządkowane do ich zastosowań? I tak np. neony biblioteczne były zawsze białe. Podobnie było z neonami punktów informacyjnych, które najczęściej były białe lub niebieskie. Bardzo rzadko z kolei widywało się żółte neony, bo był to kolor trudny do uzyskania. Najczęściej w takiej sytuacji wykorzystywano biały luminofor i żółtą rurę. A we Wrocławiu mieliśmy taki prawdziwy żółty neon. Był na hotelu Piast - tworzył na dachu żółtą koronę. Niestety niedawno zniknął z budynku. 

neony3_28.07.2014.jpgfot. 4
A czerwony? Takich neonów było sporo.
Początkowo najwięcej. Był to kolor do wszystkiego z racji tego, że był łatwy do uzyskania. Jest to bowiem naturalny kolor neonu, który świeci właśnie na czerwono. Później w rurach neonowych zaczęto wykorzystywać argon i dzięki luminoforom uzyskiwano także wiele innych kolorów, a nawet odcieni.
Neony są dużo droższe od zwykłych świecących szyldów reklamowych?
I tak, i nie. Tak – ponieważ są wykonywane przez coraz mniej firm. We Wrocławiu zostało ich pewnie tyle, co palców u jednej ręki. Poza tym są ręczną robotą. Ich tworzenie polega na wyginaniu szklanej rury nad palnikiem. To musi kosztować. Ale też bez przesady. Parę dobrych lat temu moja żona dostała ode mnie neon w prezencie na rocznicę ślubu. To bukiet trzech tulipanów, z których każdy ma inny kolor i symbolizuje jedno z naszych dzieci. Taki neon kosztuje trzy tysiące złotych. To nie są małe pieniądze, ale i nie jest to też kolosalna suma. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę to, że świeci później przez całe lata, a jego eksploatacja nie rodzi żadnych problemów.
Teraz ta część odpowiedzi na „nie”. Neony nie są droższe, bo pobierają tyle samo prądu ile świetlówki, a w przypadku niektórych nawet mniej. Z tego właśnie powodu na dworcu Wrocław Główny były kiedyś rozkłady jazdy zrobione z szybek, a podświetlały je właśnie rurki neonowe - tak było najtaniej.
Ale mimo to odeszliśmy od neonów.
Bo dzisiaj mamy dużo wygodniejsze oświetlenie diodowe. Nie ma tam wysokiego napięcia, odpada też gięcie szkła. Z rurami neonowymi jest też taki problem, że zawierają rtęć.
Czyli są nieekologiczne.
Są, ale mają jedną, wielką zaletę. Żadnym innym oświetleniem i w żaden inny sposób nie uzyska się tak przyjemnego dla oczu światła i takiego efektu. Wielu próbowało, ale bezskutecznie.
Rozmawiała Lucyna Róg
*Dr inż. Bogusław Molecki pracuje w Katedrze Logistyki i Systemów Transportowych Politechniki Wrocławskiej. Od lat pasjonuje się neonami – nie tylko wrocławskimi, a swoją wiedzą na ich temat dzieli się na poświęconej im stronie internetowej oraz na wykładach i prelekcjach.  

ZDJĘCIA dzięki uprzejmości Pawła Ziarko, autora bloga SocWroc, na którym pokazuje to, co we Wrocławiu pozostało nam po PRL. Blog można znaleźć tutaj.

fot. 1 - Jeden z najsłynniejszych neonów we Wrocławiu. Kościuszkowska Dzielnica Mieszkaniowa.

fot. 2 - Zdjęcie neonu straży pożarnej przy ul. Teatralnej we Wrocławiu.

fot. 3 - Neon z Wrocławskich Zakładów Drobiowych przy ul. Paprotnej.

fot. 4 - Neon z ulicy Świdnickiej.