Na inaugurację zjazdu pierwszego rocznika absolwentów Wydziału Informatyki i Zarządzania przybyło 26 osób. Zgromadzonych powitał ich kolega, Janusz Rogowiec, główny inicjator i organizator zjazdów.
- Przypominają mi się czasy, kiedy nie tylko pisaliśmy kolokwia i zdawaliśmy egzaminy, ale również bawiliśmy się razem - dawnych studentów przywitał prof. Stanisław Lochyński. -
Cieszę się, że więź między wami utrzymuje się przez tyle lat. Zachęcam
gorąco tych, którzy jeszcze nie zdążyli wstąpić do naszego
stowarzyszenia, aby to uczynili, bo bycie absolwentem PWr
to powód do dumy. Życzę wam zdrowia, optymizmu, zadowolenia, radości i
dobrej zabawy. Abyście kiedyś spoglądając wstecz czuli się spełnieni i
dumni ze swoich życiowych decyzji.
youtube
Dziekan Wydziału Informatyki i Zarządzania profesor Zdzisław Szalbierz mówił: - 15 lat temu przeniosłem się na Wydział Informatyki i Zarządzania i nie żałuję. Dzisiaj z pewnością zobaczyliście kilka budynków politechniki i przyznacie, że przez te wszystkie lata uczelnia bardzo się zmieniła. Postęp infrastrukturalny jest ogromny. W ostatnim czasie powstał budynek biblioteki i Geocentrum po drugiej stronie Odry. Niedługo będzie się można do niego dostać kolejką gondolową. Na miejscu starej stołówki powstanie nowy budynek B-14. Studiuje tutaj 34 tys. studentów i w żaden sposób nie odczuwamy niżu demograficznego. Na Wydziale Informatyki i Zarządzania mamy 3,5 tys. studentów. Jednak zawsze trzeba wrócić do początku i pochylić się przed tymi, którzy ten wydział tworzyli np. profesorami Bronisławem Pilawskim i Mieczysławem Napierałą.
Dziekan Szalbierz dostał zdjęcie studentów pierwszego rocznika swego wydziału, zrobione w październiku 1968 r. z profesorem Bronisławem Pilawskim w kopalni miedzi w Lubinie - Mam nadzieje, że to zdjęcie zawiśnie w dziekanacie – powiedział Janusz Rogowiec.
Sesja okolicznościowa składała się przede wszystkim z wystąpień absolwentów. Adam Siwerski w żartobliwy sposób tłumaczył „Jak polubić badania operacyjne”, Jacek Szkutnicki opowiadał historie z barwnego życia w akademikach (wtedy jeszcze nie koedukacyjnych), o „Klubie pod wiklinami” i o rajdach – ważnym elemencie studenckiego życia.
Dr Janusz Kroik wspominał lata pracy, spędzone na Politechnice Wrocławskiej, ale też i najtrudniejsze momenty studiów: - Jako studenci V roku uczęszczaliśmy na różne, specjalnie opracowane dla nas zajęcia. Pamiętam śp. profesora Zdzisława Bubnickiego, bardzo wymagającego i nieobliczalnego, świeżego profesora (w wieku trzydziestu kilku lat). Teoria sterowania, tak nazywał się jego przedmiot, pełen formułek matematycznych i kompleksowych, sterowanych operacji. Sam nie wiem, czy to rozumiałem, bo była to nowa cybernetyczna wiedza do opisywania rzeczywistości. Profesora ominąłem specjalnym podejściem, tj. czekałem aż wyjedzie na międzynarodową konferencję i egzamin, w zastępstwie, prowadził doc. Tadeusz Stanicki, cierpliwy, przyjazny. Udało się. To był mój najtrudniejszy egzamin – wspominał Janusz Kroik.
Józef Pluta przytoczył barwne anegdoty związane ze studium wojskowym. Ciągoty wojskowe wtedy nabyte zaowocowały przynależnością do Bractwa Kurkowego w randze hetmana raciborskiego. Dr Andrzej Nowak, który także związał swoje losy z macierzystą uczelnią, dzielił się z kolegami swoimi wspomnieniami o profesorach i refleksjami o roli przypadku w naszym życiu.
Janusz Moszumański przyznał, że to także przypadek zrządził, że trafił na ten wydział. Był na drugim roku na Wydziale Budownictwa, gdy w maju 1968 r., po wydarzeniach marcowych, był uczestnikiem pochodu pierwszomajowego, w którym studenci zamanifestowali przeciwko władzom, żądając wypuszczenia aresztowanych. Skutek był taki, że 5 czerwca 1968 r. z grupą innych studentów, został relegowany z uczelni. Ukrywał się całe lato w Szklarskiej Porębie, unikając poboru do wojska i prawdopodobnego wysłania do Czechosłowacji, do tłumienia „praskiej wiosny”. Przez cztery miesiące pracował jako brygadzista na budowie i w styczniu napisał podanie o ponowne przyjęcie na studia. Nie chciał jednak wracać na swój poprzedni wydział, obawiając się spotkania kolegów, którzy poprzednio na niego donieśli. Wybrał kierunek bardziej humanistyczny i ekonomiczny, czyli Zarządzanie. Poszedł do ówczesnego dziekana, profesora Bronisława Pilawskiego, który widząc dobre oceny na Budownictwie, chętnie go przyjął na studia, a na odchodnym powiedział: - Myślę, że wyciągnął pan wnioski z tej historii i nie będzie pan już tak gorliwie chodzić na pochody pierwszomajowe!
Podczas dalszych studiów był organizatorem rajdów ZSP wraz z Janem Sawką i Janem Kaczmarkiem, został laureatem Turnieju Uczelni Technicznych Ziem Zachodnich i Północnych, wyjechał na stypendium do RFN.
Po latach, przechodząc na emeryturę, oglądał swoją teczkę w IPN i w archiwach politechniki. Ku swojemu zdumieniu dowiedział się, że relegowanie z uczelni sprawnie zatarto, a przerwę w studiach wytłumaczono urlopem zdrowotnym. Dziś mieszka w Krakowie-Przegorzałach i prowadzi tam rodzinną winnicę.
red