W pierwszym dniu Wrocławskich Targów Książki Naukowej z czytelnikami spotkał się Mariusz Urbanek, autor poczytnej i zbierającej świetne recenzje książki „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”. Opowiadał o fascynacji postacią Steinhausa, zaskoczeniu sukcesem książki i pomysłach na kolejneKsiążka „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna” ukazała się w zeszłym roku nakładem wydawnictwa Iskry. Mariusz Urbanek pokazuje w niej losy lwowskich uczonych - Hugona Steinhausa, Stefana Banacha, Stanisława Ulama i Stanisława Mazura, o których dokonaniach głośno było na całym świecie. Ale nie jest to opowieść skupiająca się wyłącznie na matematycznych twierdzeniach i kolejnych etapach życia naukowców. Autor pokazuje, jakimi osobami byli – ze wszystkimi ich zaletami i wadami, odmalowuje klimat Kawiarni Szkockiej, w której spędzali czas na pracy i rozrywce, i charakteryzuje lwowskie środowisko naukowe.
- Napisałem tę książkę, bo pomyślałem, że tak mało wiemy o lwowskich matematykach – opowiadał Mariusz Urbanek. – Podejrzewam, że gdyby ktoś zapytał na warszawskiej ulicy, kim był Stefan Banach, 90 proc. pytanych odpowiedziałoby, że lekarzem. Bo skoro szpital jest przy ulicy Banacha, to chyba to musiał być jakiś lekarz.
Pisarz przyznawał, że nie wierzył w wielkie zainteresowanie czytelników książką. – Ludzie w Polsce na słowo „matematyka” reagują cofnięciem się. Jak ktoś nie czuje się dobrze w matematyce, to od razu tłumaczy: „bo ja to jestem humanistą”. Boimy się matematyki i nie lubimy jej.
Dlatego sukces książki bardzo go zaskoczył. Standardowo biografie na polskim rynku wydawniczym są publikowane w dwóch-trzech tysiącach egzemplarzy. Iskry postawiły od razu na dużo większy nakład – 10 tys. książek - i cały się wyprzedał. Do tej pory wydawnictwo zlecało już sześć dodruków, wypuszczając na rynek w sumie 35 tys. egzemplarzy książki.
- Chylę czoła przed moim wydawcą i księgarzami, którzy od razu zamawiali spore liczby książek. Ja nie wierzyłem, że tak wielu ludzi będzie chciało poczytać o lwowskich matematykach – przyznawał Mariusz Urbanek.
Książka spotkała się z bardzo pozytywnymi recenzjami. Urbanek wspominał, że w jednym z tygodników napisano nawet, że gdyby polscy filmowcy „mieli jaja”, to już dawno nakręciliby film albo serial o lwowskich matematykach. – Bo oni prowadzili bardzo ciekawe i barwne życie. Mieli szerokie horyzonty i byli nietuzinkowi – tłumaczył. – Steinhaus był nie tylko fantastycznym matematykiem, ale także autorem aforyzmów znanych na całym świecie. Ulam był jednym z twórców bomb atomowych, które spuszczone na Hiroszimę i Nagasaki zmieniły losy drugiej wojny światowej. Banach był… rockandrollowy – to nie moje określenie, ale bardzo lubię go używać, bo idealnie do niego pasuje. Jako nieślubne dziecko niepiśmiennej góralki, oddane na wychowanie do właścicielki pralni, w zasadzie nie miałby prawa znaleźć się w miejscu, do którego doprowadziło go życie. Gdyby przypadek nie sprawił, że spotkał go Hugo Steinhaus, prawdopodobnie nie pracowałby na Politechnice Lwowskiej.
youtubePisarz podkreślał, że to wokół Banacha „kręciło się” życie lwowskiej szkoły matematycznej. To on nadawał mu rytm i skupiał wokół siebie uczonych. – We Wrocławiu próbowano po wojnie wskrzesić styl pracy lwowskiej szkoły matematycznej. Powstała Nowa Księga Szkocka, przemianowana później na Księgę Wrocławską. I choć zapisano w niej zdecydowanie więcej problematów, to jednak nie było to już to samo. Zabrakło Banacha i zabrakło ducha miejsca.
Zapytany przez prowadzącą spotkanie dziennikarkę Magdę Piekarską o plany na kolejne książki, Urbanek opowiedział o dwóch tematach. Właśnie pracuje nad biografią Kornela Makuszyńskiego. Ma to być jednak historia nie samego literata, a opowieść o rzeczywistości społecznej Polski po 1945 r. – Rzeczywistości, która zabiła pisarza – opowiadał Mariusz Urbanek. – Makuszyński to był autor, który lubił lubić ludzi i chciał, by oni także go lubili. Nie miał ambicji politycznych. Chciał robić dalej to, co zaczął przed wojną. Chciał pisać bezpretensjonalne książki dla dzieci z miłymi postaciami. Oczekiwano jednak od niego dowodów zaangażowania politycznego i książek ze słusznymi postaciami robiącymi słuszne rzeczy. To go zabiło jako pisarza.
Autor ma także zamiar zająć się biografią Rudolfa Weigla, o którym wspomniał już w „Genialnych…”. W jego lwowskim Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami w czasie okupacji niemieckiej jako karmiciele wszy zatrudniani byli liczni inteligenci. Dawało im to ochronę i środki do życia. – On po prostu ratował wartościowych ludzi, którzy byli potrzebni Polsce po wojnie – mówił Urbanek. – Dlatego chcę mu się przyjrzeć lepiej.
Spotkanie z Mariuszem Urbankiem było pierwszym z trzech, które znalazły się w programie tegorocznych Wrocławskich Targów Książki Naukowej. W czwartek na Politechnice Wrocławskiej pojawią się dr Marek Krajewski, profesor Zbigniew Izdebski i profesor Janusz Leon Wiśniewski.
Lucyna Róg