Pomaganie innym to świetna inwestycja - uważa Rozalia Sikorska, studentka geodezji i kartografii na Politechnice Wrocławskiej. Przez 10 miesięcy uczestniczyła w projekcie Wrocławska Podróż do Wolontariatu
 Jesteś wolontariuszką „z papierami”? Rozalia Sikorska: Teraz już tak (śmiech). Mój udział w projekcie Wrocławska Podróż do Wolontariatu wiązał się z cyklem specjalnych szkoleń z zakresu opieki nad dziećmi, psychologii, działalności pomocy społecznej itp. Już samo dostanie się do projektu nie było takie proste. Musiałam przejść rozmowę kwalifikacyjną, złożyć odpowiednie dokumenty itp. Po zakończeniu dostałam certyfikat uczestnictwa w projekcie Wrocławska Podróż do Wolontariatu oraz kilka innych zaświadczeń o przebyciu kursów i szkoleń, np. z pierwszej pomocy czy zakresu kompetencji miękkich. O co pytali cię na takiej rozmowie? To było trudne spotkanie. Tym bardziej, że poszłam trochę z marszu. Musiałam odpowiadać, dlaczego w ogóle zgłosiłam się do projektu, opisać w kilku słowach moje cechy charakteru, ale też powiedzieć, co bym zrobiła w konkretnych sytuacjach, np. gdy dziecko opowiada o swoim problemie lub jest agresywne. Co ciekawe, koordynatorów programu zainteresowało włośnie to, że jestem z Politechniki Wrocławskiej. Większość kandydatów była z kierunków pedagogicznych lub psychologicznych. A ja z... geodezji. Na czym polegał twój wolontariat? Przez 10 miesięcy miałam pod opieką 15-letnią dziewczynę z domu dziecka - Kamilę. Do moich obowiązków należało przede wszystkim spędzanie z nią czasu, 16 godzin w miesiącu, czyli około cztery godziny w tygodniu. Mówię około, bo raz było dłużej, a innym razem nieco krócej. Co robiłyście? Różnie, czasem odrabiałyśmy razem lekcje, pomagałam jej w matematyce czy angielskim. Szłyśmy na spacer, do kina, teatru, zdarzało się też wspólne smażenie naleśników, gotowanie. Kiedyś przyznała się, że jej marzeniem jest wycieczka do Krakowa, więc ją tam razem z drugą wolontariuszką zabrałyśmy na cały dzień. Pokazywałyśmy jej też różne ciekawe miejsca we Wrocławiu, w których wcześniej nigdy nie była. Podobało jej się? Bardzo. Projekt się już skończył, a my dalej mamy ze sobą kontakt. Myślę, że i dla niej, i dla mnie ta relacja jest ważna. Zauważałam, że dzieciaki potrzebują styczności z innym środowiskiem niż to, w którym tkwią na co dzień. Mieć stały kontakt z kimś, kto nie funkcjonuje w ich „systemie”. Moja podopieczna była w takim trudnym okresie, kiedy zastanawiała się, co chce dalej robić w życiu. Dużo na ten temat rozmawiałyśmy. Razem z moimi przyjaciółmi pokazywaliśmy jej różne możliwości i drogi, którymi może pójść. Przekonywaliśmy, że nie musi wcale robić tego, czego oczekuje od niej otoczenie. Zależy ci na tym, żeby jej się udało w życiu? Oczywiście! Nie traktuję jej tylko jako podopiecznej z projektu, ale zdecydowanie o wiele bliższą osobę. Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby osiągnęła cele, które sobie w życiu już postawiła i będzie stawiać. I żeby udawało jej się spełniać swoje marzenia każdego dnia! Co przez te 10 miesięcy było dla ciebie najtrudniejsze? Prozaiczna sprawa - czas do wygospodarowania. Studiuję, pracuję i jeszcze mam mnóstwo innych zajęć. Trudno niekiedy było mi wszystko pogodzić. Ale udawało się. Jeżeli chodzi o Kamilę? Rozmowy na bardzo poważne tematy. Nie tylko o problemach w szkole, ale przede wszystkim o jej życiu – mieszkaniu w domu dziecka, rozłąką z rodzeństwem. Staraliśmy się jej jakoś pomóc poukładać wszystko. Byłaś dla niej kimś w rodzaju starszej siostry? Można tak powiedzieć. Na pewno było i jest jej potrzebne wsparcie. Sama wywodzę się ze szczęśliwej rodziny. Przyznam szczerze, nie wiedziałam, że dzieci muszą zmagać się z takimi ogromnymi problemami. Miałaś świadomość, że komuś pomagasz? Bardzo chciałam pomóc! Choć czasem wcale nie widziałam efektów (śmiech). Mam jednak wrażenie, że Kamila zaczęła się trochę zmieniać i patrzeć w przyszłość z większymi ambicjami i nadzieją. Co tobie dał wolontariat? Bardzo dużo. Przede wszystkim przekonałam się, że paradoksalnie, jeżeli chcę się rozwijać, to nie mogę się skupiać na sobie i swoich problemach. To nie ja jestem pępkiem świata. Muszę wyjść do innych ludzi. Trzeba dostrzec drugiego człowieka i po prostu z nim być. A wtedy bardziej poznam też siebie. Żeby być wolontariuszem, potrzebne są jakieś specjalne predyspozycje? Na pewno trzeba chcieć. Ważna też jest motywacja. Nie wiem, czy ja mam jakieś predyspozycje. Nie zastanawiałam się nad tym. Chciałam zrobić coś dla innych. Lubię dzieci, jeżdżę na wakacje jako opiekunką, jestem też nianią. Nie kalkulowałaś, czy przyda ci się to np. do CV? W ogóle tak nie myślałam. Akurat w moim zawodzie to chyba raczej nie będzie miało znaczenia (śmiech). Chociaż kto wie… Ale zdobyłaś doświadczenie w opiece nad nastolatką. To jedno. Mieliśmy też szkolenia psychologiczne czy dotyczące predyspozycji zawodowych, dowiedzieliśmy się dużo o działaniach pomocy społecznej, procesie adopcyjnym. Dużo było o wychowaniu, o dobrym podejściu do dzieci. Przyda się na przyszłość. Jasne! Już teraz wykorzystuję niektóre pomysły jako niania. Gdybyś miała zachęcić innych do zaangażowania się w wolontariat? Powiem tak: nasze życie wbrew temu, co mówi świat, wcale nie należy tylko do nas. Żyjemy wśród ludzi i poświęcenie energii innym prędzej czy później do nas wróci. Dawanie jest fajne. To rodzaj inwestycji, tylko w nieco innym - szerszym, lepszym - wymiarze. Rozmawiała: Iwona Szajner *** Wrocławska Podróż do Wolontariatu - projekt realizowany przez Wrocławskie Centrum Opieki i Wychowania. Jego ideą jest pomaganie wychowankom domów dziecka i placówek zastępczych. W projekcie uczestniczą wolontariusze (studenci, osoby starsze), którzy regularnie spędzają z podopiecznymi czas. Głównym celem projektu jest przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu młodych ludzi, którzy wychowują się w placówkach zastępczych. Obecnie trwa nabór do trzeciego cyklu programu. Projekt współfinansowany jest z funduszy unijnych. Więcej szczegółów tutaj.
|