Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Sprawy studenckie

Drukuj

Akademia Przeżycia - nie bój się pomagać

07.05.2013 | Aktualizacja: 14.05.2013 12:34

Ratownicy medycznymi Justyna Gajewska i Przemysław Jastrzębski (fot. Elżbieta Wroczyńska)

Akademia Przeżycia zorganizowana została na Politechnice Wrocławskiej już po raz ósmy. Była częścią pierwszego dnia tegorocznych juwenaliów. O tym, jak przezwyciężyć obojętność i nie bać się pomagać, rozmawiamy z ratownikami medycznymi Justyną Gajewską i Przemysławem Jastrzębskim. 


youtube

Co powinniśmy zrobić, kiedy widzimy, że na ulicy leży ktoś nieprzytomny?

Justyna Gajewska: Udzielanie pierwszej pomocy każdy powinien zacząć od potwierdzenia własnego bezpieczeństwa, bo o tym często się zapomina. Należy sprawdzić, czy można bezpiecznie podejść do poszkodowanego, czy nic nie spadnie nam na głowę, nic nas nie przejedzie, czy nie wpadniemy do jakiejś dziury. Dopiero potem sprawdzamy, czy poszkodowany jest przytomny. Jeżeli nie reaguje, próbujemy zorganizować sobie jakąś pomoc - zaczepiamy kogoś na ulicy, wśród tłumu wskazujemy osobę i mówimy, żeby przy nas została. Kiedy nie ma pomocnika, musimy działać w pojedynkę. Sprawdzamy, czy nieprzytomna osoba oddycha. Musimy udrożnić drogi oddechowe, pochylić się nad poszkodowanym i obserwując równocześnie klatkę piersiową próbujemy wyczuć oddech na własnym policzku. Oceniamy, czy zachowany jest oddech i krążenie. Po 10 sekundach, jeżeli stwierdzamy, że nie ma oznak życia, dzwonimy po pogotowie. Jeżeli mamy wyznaczonego pomocnika, prosimy go, aby to on zadzwonił. Telefonując musimy poinformować, że mamy dorosłego lub dziecko, które nie oddycha. Następnie przystępujemy do masażu - najpierw klatki piersiowej, potem dwa wdechy ratownicze, po udrożnieniu dróg oddechowych. To jest właściwie cały schemat.
Jeżeli jesteśmy świadkiem wypadku samochodowego i jest wielu poszkodowanych, do kogo podchodzimy najpierw?
Często ludzie popełniają błąd zwracając uwagę na ofiary, które głośno krzyczą. Tymczasem w pierwszej kolejności pomagamy osobie, która nie daje oznak życia. Wcześniej zabezpieczamy miejsce zdarzenia i organizujemy pomoc. Pilnujemy, żeby nie spowodować dodatkowej kolizji na drodze.
Jak przeprowadzamy resuscytację?
30 razy uciskamy klatkę piersiową, a potem dwa oddechy ratownicze, oczywiście po udrożnieniu dróg oddechowych.
A czy zabezpieczamy rany powypadkowe?
Nigdy nie wyciągamy niczego, co jest wbite w ciało. Zabezpieczamy ranę, unieruchamiamy, jeżeli jest czym, stabilizujemy np. dwoma bandażami, tak żeby ciało obce nie powodowało dalszych uszkodzeń.
Co zrobić, jeżeli poszkodowane są dzieci?
Przemysław Jastrzębski: W przypadku niemowlęcia, nie odchylamy głowy do tyłu, a masaż klatki piersiowej robimy dwoma palcami. Dziecku do lat ośmiu jedną ręką, a nastolatka traktujemy już jak dorosłego - używamy obu rąk.
Z czym młodzież ma największe problemy na zajęciach z zasad udzielania pierwszej pomocy?
Justyna Gajewska: Najczęściej z samym kontaktem. Młodzież obserwuje z daleka ćwiczenia i nie jest chętna sama spróbować resuscytacji. Kiedy przezwycięży się pierwsze opory, dalej jest już łatwiej i z zapamiętywaniem ilości oddechów nie ma już takiego problemu.
Przemysław Jastrzębski: Podobnie jest w sytuacji, kiedy rzeczywiście trzeba komuś pomóc. Każdy boi się zainterweniować, bo ponosi odpowiedzialność za drugiego człowieka. Nie należy się obawiać, że uszkodzimy nieprzytomnemu kręgosłup. Przecież jeżeli nie podejdziemy, to ofiara i tak umrze, bo nie oddycha. Czasami wystarczy tylko odgiąć głowę i już ratujemy życie. Tym nikomu nie jesteśmy w stanie zaszkodzić.
Czyli świadkowie wypadku rzadko pomagają, zanim przyjedzie karetka?
Przemysław Jastrzębski: Niestety rzadko. Najczęściej nad ofiarą stoi tłum gapiów i nikt nic nie robi, poza telefonem na pogotowie. Bywa, że przyjeżdżamy, a leżący na ulicy mężczyzna oddycha, tylko jest pijany i nikt tego nie sprawdził. Zdarza się, że zgromadzeni robią poszkodowanemu zdjęcia i nagrywają filmy. Potem znajdujemy takie materiały w sieci z opisem: „Jechaliśmy na wakacje i po drodze był wypadek”
Czy da się przekonać ludzi, żeby częściej udzielali pomocy?
Jest dużo szkoleń pierwszej pomocy, ale wszystko idzie bardzo powoli, bo trudno zmienia się nawyki osób dorosłych. Dużo łatwiej jest z dziećmi, co widać na zajęciach, realizowanych w przedszkolach. Maluchy łatwiej oswajają się z nową sytuacją, szybko się uczą i nie mają oporów przed ćwiczeniem resuscytacji. Potem instynktownie wiedzą, co należy zrobić, aby pomóc.
rozmawiała Małgorzata Jurkiewicz