Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Sport

Drukuj

Lubię dźwięk odbijanej piłeczki

23.01.2015 | Aktualizacja: 17.02.2015 14:08

Rafał Dworakowski jest studentem trzeciego roku na Wydziale Informatyki i Zarządzania Politechniki Wrocławskiej (fot. Krzysztof Mazur)

Codziennie ponad dwie godziny spędza przy stole tenisowym, regularnie startuje w turniejach, a do tego jeszcze szkoli młodych zawodników. Rafał Dworakowski, student trzeciego roku na Wydziale Informatyki i Zarządzania Politechniki Wrocławskiej, w ubiegłym roku zwyciężył Dolnośląską Ligę Międzyuczelnianą w ping-ponga. W tym również ma szanse na wygraną


Rozmowa z Rafałem Dworakowskim
Iwona Szajner: - Trudno pogodzić uprawianie sportu ze studiami?
Rafał Dworakowski: - Nie powiem, że jest lekko (śmiech). Zwłaszcza na koniec semestru, kiedy człowiek zmęczony wraca z treningu, a tu trzeba jeszcze zdobyć się na kolejny wysiłek i pouczyć do egzaminów.
Dużo ich masz w tej sesji?
Teraz będę mieć trzy egzaminy i cztery kolokwia zaliczeniowe. Dam radę.
Ile czasu przeznaczasz na treningi?
Każdego dnia po dwie, trzy godziny. W soboty gram mecze, a w niedziele najczęściej organizowane są turnieje.
Reprezentujesz też Akademicki Klub Sportowy Politechniki Wrocławskiej w rozgrywkach Dolnośląskiej Ligi Międzyuczelnianej?
Już czwarty rok z rzędu. Poprzednio nawet wygrałem. A dwa lata temu byłem drugi. Teraz jestem chyba na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej. A zostały jeszcze dwa turnieje do rozegrania. Reprezentowałem też naszą uczelnię w Akademickich Mistrzostwach Polski, gdzie drużynowo zajęliśmy czwarte miejsce wśród wszystkich szkół wyższych i drugie miejsce wśród politechnik. W tym roku także będę startował w tych rozgrywkach.
Od kiedy grasz w ping-ponga?
Zacząłem trenować pod koniec drugiej klasy podstawówki. Trzynaście lat w jednym klubie - UKS Dwunastka Betard Wrocław. Miałem jednak półroczną przerwę w graniu, spowodowaną kontuzją pleców.
Pleców?
Wszystkim się wydaje, że tenisiści stołowi najczęściej mają problemy z rękami albo nogami. A to właśnie plecy są narażone na największe urazy. Byłem przez jakiś czas wyłączony z trenowania i ciężko to przeżyłem. Granie sprawia mi ogromną przyjemność, uwielbiam dźwięk odbijanej piłeczki o stół. Lubię być na sali treningowej.
Możesz pochwalić się sukcesami?
W kategorii młodszej (szkoła podstawa i gimnazjum) byłem wielokrotnie drużynowym mistrzem Polski, a indywidualnie - pięciokrotnie w najlepszej trójce w Polsce. Gram w klubie, który przez wiele lat był najlepszy w kraju. Aktualnie jestem zawodnikiem grającym w I lidze.
A jakim jesteś studentem? Pierwszy wszystko zaliczasz i zdajesz egzaminy w przedterminach?
Chciałbym (śmiech). Niestety w ubiegłym roku byłem na urlopie dziekańskim. Za dużo wszystkiego miałem na głowie – mnóstwo trudnego materiału do nauczenia się na studiach i intensywne treningi przygotowujące do rozgrywek I-ligowych. Musiałem na chwilę przystopować, bo nie dawałem rady.
Ale teraz już wszystko masz pod kontrolą?
Tak, bo trochę to inaczej sobie poukładałem. Mam czas na studia, sport i uczenie innych.
No właśnie, trenujesz też dzieci. To chyba jest absorbujące?
Ale daje dużo satysfakcji! Jestem w trakcie zdobywania uprawnień trenerskich, pomagam teraz mojemu trenerowi. Prowadzę zajęcia dla dzieci od czwartej klasy podstawówki do pierwszej  liceum. Bardzo mnie cieszy, jak mogę ich czegoś nauczyć, podzielić się swoim doświadczeniem. Przecież ja zaczynałem tak jak oni! A już najfajniej jest, jak widzę, że oni zaczynają robić postępy i się rozwijać.
Czy tenis stołowy jest drogim sportem?
Na pewno nie tak, jak narciarstwo czy tenis ziemny. Trzeba mieć dobrą rakietkę i dobre buty. Ja gram na sprzęcie wartości około 600 zł. Buty i strój zapewnia mi mój klub. Fajnie, że ping-pong jest dyscypliną całoroczną i niezależnie od pory roku można trenować.
Twoi tenisowi mistrzowie?
Hmm… Na pewno Bartosz Such – według mnie jest najlepszym tenisistą stołowym w Polsce, śledzę też karierę Białorusina – Wladimira Samsonowa.
Nigdy nie myślałeś, żeby swoją przyszłość zawodową związać ze sportem?
Akuratnie tenis stołowy jest tak słabo opłacanym sportem, że naprawdę trzeba by poświęcić wszystko, żeby móc się z niego utrzymać. Zawsze chciałem pójść na Politechnikę, bo wiedziałem, że to dobra uczelnia, po której ma się pracę. Planuję skończyć licencjat na zarządzaniu, może potem studia magisterskie. Jestem też na stażu w firmie ubezpieczeniowej, bo rynek ubezpieczeń to mój plan awaryjny (śmiech). Tenis stołowy jest bardzo ważną częścią mojego życia, ale nie jedyną.
Rozmawiała Iwona Szajner