Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Z Klubu Seniora

Drukuj

Matematycy opowiadali o swoim profesorze

21.02.2014 | Aktualizacja: 02.04.2014 13:37

Marek Klonowski ze zdjęciem prof. Władysława Ślebodzińskiego (fot. Krzysztof Mazur)

Wybitnego matematyka, profesora Władysława Ślebodzińskiego wspominali w Klubie Seniora Politechniki Wrocławskiej dr hab. Marek Klonowski i dr Hanna Langner-Matuszczyk. Wśród słuchaczy było kilku dawnych studentów profesora.
Urodzony w 1884 r. Władysław Ślebodziński ukończył studia matematyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1908 r. Tuż po uzyskaniu dyplomu nauczycielskiego ożenił się z Anną Wandą Goldfinger. Uczył wtedy matematyki w szkołach realnych (czyli szkołach średnich, w których programie najwięcej miejsca zajmowały przedmioty ścisłe), a w czasie wolnym zajmował się pracą naukową. – W tamtych czasach większość naukowców nie otrzymywała wynagrodzeń za działalność naukową – wyjaśnił dr hab. Marek Klonowski. – Musieli mieć więc inne źródła utrzymania. W 1913 r. Ślebodziński otrzymał stypendium na dwuletnie studia matematyczne w Getyndze. Słuchał tam wykładów najwybitniejszych matematyków tamtych czasów: Hilberta, Landaua i Carathéodory'ego. Niestety wybuch I wojny zmusił go do skrócenia pobytu w Getyndze.
Po krótkim okresie służby wojskowej Ślebodziński powrócił do nauczania. Gdy skończyła się wojna, zamieszkał w Wielkopolsce. Od 1921 r. pracował w Wyższej Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki w Poznaniu. W 1928 r. uzyskał doktorat z matematyki na Uniwersytecie Warszawskim. Trzy lata później wprowadził do matematyki pojęcie znane jako pochodna Liego.
Po wybuchu wojny w 1939 r. Ślebodziński został wysiedlony do Bochni. Tu i w Rabie Wyżnej prowadził tajne nauczanie. W listopadzie 1942 r. został za to aresztowany przez gestapo. Ostatecznie trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Wkrótce był tak osłabiony, że jako niezdolny do pracy miał trafić do komory gazowej. Przed tym losem uchronił go współwięzień Ludwik Banach (marynarz z Gdyni), który ukrył Ślebodzińskiego w kopcu ziemniaków, a potem wprowadził do komando pracującego w kuchni. Po pewnym czasie Ślebodziński trafił do pracy w obozowym instytucie higieny (Hygiene Institut der Waffen-SS und Polizei Auschwitz O/S), prowadzącym badania nad tyfusem plamistym i i innymi chorobami zakaźnymi, by zapobiec ich szerzeniu się wśród dywizji SS. Nawet w tym trudnym czasie Władysław Ślebodziński nie zaprzestał nauczania – to wtedy zetknął się z nim m.in. elektryk prof. Józef Hulanicki. W styczniu 1945 r. Ślebodziński wraz ze współwięźniami został ewakuowany z Auschwitz do Nordhausen. Ostatecznie ocalony został 11 kwietnia 1945 r.
Już trzy miesiące później wraz z pierwszym transportem dotarł do Wrocławia. Był jednym z pierwszych pracowników połączonego Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu. Po rozdzieleniu tych uczelni pracował głównie na Politechnice. Oficjalnie zatrudniony tu był do przejścia na emeryturę w 1960 r., jednak pojawiał się na uczelni do końca życia. Wypromował 11 doktorów. – W środowisku matematycznym to bardzo dużo – mówił Klonowski. – Na ogół nasi profesorowie promują po 2-3 doktorów. Ostatnią doktorantką Ślebodzińskiego była Hanna Langner-Matuszczyk, która doktorat uzyskała w 1971 r., gdy profesor miał 87 lat.
Władysław Ślebodziński był doktorem honoris causa trzech uczelni: Politechniki Wrocławskiej (1965), Politechniki Poznańskiej (1967) i Uniwersytetu Wrocławskiego (1970).
Zmarł w styczniu 1972 r. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Świętej Rodziny we Wrocławiu.
Ten zasłużony matematyk ostatnio doczekał się ulicy swojego imienia. Została ona wytyczona na wrocławskich Marszowicach. Pierwsze domy przy niej powstaną prawdopodobnie w najbliższych miesiącach.
Maria Lewowska