O duszę i nazwisko słynnego matematyka, współtwórcy lwowskiej szkoły
matematycznej, walczyły także Kraków, Łódź i Lublin. I Wrocław wcale nie
miał najsilniejszych kart.
Zostaniesz profesorem we Wrocławiu
Tym, który przepowiedział Steinhausowi Wrocław, był Benedykt Fuliński, zoolog z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.
Był lipiec 1941 roku, Rosjan we Lwowie zastąpili Niemcy, dla ludzi
pochodzenia żydowskiego miasto było miejscem coraz bardziej
niebezpiecznym. W nocy z 3 na 4 lipca na Wzgórzach Wuleckich zamordowano
profesorów z uniwersytetu i politechniki. Następnego dnia Steinhausowie
opuścili swój dom przy ul. Kadeckiej. Tułali się po krewnych i
znajomych, mieszkali też przez jakiś czas w willi profesora Fulińskiego
(zmarł rok później we Lwowie). To od niego Steinhaus któregoś dnia
usłyszał: - Zostaniesz profesorem we Wrocławiu.
To była jedna z wielu
przepowiedni Fulińskiego. Czasem trafnych, jak te, że Niemcy nie
zdołają dotrzeć do Kaukazu, albo że Amerykanie przystąpią w końcu do
wojny w Europie. Często fałszywych, jak ta o powstaniu po wojnie
Chersonii, zależnego od Polski kraju za Dniestrem, w którym zamieszkają
Żydzi. „Wrocławską” przepowiednię w 1941 roku raczej trudno było
traktować poważnie.
We Wrocławiu Steinhaus był wcześniej tylko
przejazdem, jadąc w 1906 roku na studia w Getyndze, najważniejszym
wówczas europejskim ośrodku matematycznym.
1.
Podobno cały UJK ma iść do Wrocławia
Wojnę
przeżył ukrywając się w Stróżach pod Jasłem jako Grzegorz Krochmalny.
Informacje, które dochodziły do galicyjskiej wioski pod koniec wojny,
były sprzeczne. Te optymistyczne głosiły, że Lwów pozostanie w granicach
Polski, a władzę w kraju obejmie rząd londyński. Ale Steinhaus nie miał
złudzeń, że terenów, które Stalin już zajął, nikt nie odważy mu się
odebrać. W połowie lutego 1945 r. gazety potwierdziły najgorsze:
wschodnia granica będzie przebiegać wzdłuż tzw. linii Curzona, a więc
Lwów i Wilno znajdą się poza Polską.
Wydawane po polsku gazety,
firmowane przez rząd osadzony przez Armię Czerwoną w Lublinie,
przypominają wilka przebranego za babcię w bajce o Czerwonym Kapturku,
pisał Steinhaus. Pełno w nich słów o demokracji, wolności, powrocie na
prastare ziemie piastowskie i Nowej Epoce, ale nie ma nic ani o
komunizmie, bezbożnictwie, wywózkach na Sybir, ani NKWD. O Katyniu,
owszem, pisze się, ale że to „niemiecka prowokacja”. „Kto by nie znał
wilka, myślałby, że to babcia” - dodał. Komunistyczny rząd nie cieszył
się ani zaufaniem, ani szacunkiem ludzi. „Półinteligenci, kilku
doktrynerów, kilku oportunistów” gotowych zrobić wszystko, co każe im
Stalin – ocenił Steinhaus. Rozważał nawet wyjazd z Polski.
2.
Trzeciego
kwietnia 1945 roku po spotkaniu z księdzem Aleksym Klawkiem, przed
wojną profesorem na Uniwersytecie Jana Kazimierza (był dziekanem
Wydziału Teologicznego i prorektorem), Steinhaus zanotował: „Podobno
cały UJK ma iść do Wrocławia”. Kilkanaście dni później dowiedział się,
że nad lwowskimi profesorami opiekę sprawuje profesor Stanisław
Kulczyński, przed wojną rektor UJK, który będzie organizował wyższą
uczelnię we Wrocławiu. Na razie rejestruje tych, co przeżyli.
Katedra na UJ
Do
Stróży docierały jednak informacje i pogłoski odbierające wiarę w
przyszłość. O podstępnym aresztowaniu i postawieniu w Moskwie przed
sądem szesnastu przywódców państwa podziemnego (wśród nich Leopolda
Okulickiego – Niedźwiadka, ostatniego komendanta AK), o rosnącej liczbie
grabieży dokonywanych przez Rosjan, którzy traktują ziemie przyznane w
Jałcie Polsce jako wojenny łup, o naciskach, żeby jak najwięcej ludzi
wstępowało do partii komunistycznej.
Zwykli ludzie próbowali znaleźć dla siebie miejsce w nowej
rzeczywistość. Także Steinhaus powoli zaczynał pracować. Napisał notę do
wznowionych w Krakowie przez Wacława Sierpińskiego „Fundamenta
Mathematicae”, rozpoczął kolejną rozprawę (o taryfie kwadratowej), kiedy
pojawiła się propozycja objęcia katedry matematyki na Uniwersytecie
Jagiellońskim. Z listu Sierpińskiego zrozumiał, że gdy tylko przyjmie
ofertę UJ, zostanie także członkiem prestiżowej Polskiej Akademii
Umiejętności, więc perspektywa była podwójnie kusząca.
3.
Do
Krakowa przekonywał Steinhausa także inny matematyk, profesor Bronisław
Knaster (przed wojną na Uniwersytecie Warszawskim), zrozpaczony po
niedawnej śmierci żony, aktorki Marii Morskiej. Szukał już nawet dla
siebie oraz Stefanii i Hugona Steinhausów mieszkania w Krakowie. Ale
Steinhaus nie spieszył się. Spokój, który oferowała wieś, zniechęcał do
powrotu, zwłaszcza że rodzinny dom w Jaśle po niemieckich
bombardowaniach przestał istnieć, a do Lwowa powrotu nie było. Zachwycał
się cudownym parkiem i wolnością od uczelnianych kłopotów: władz,
posiedzeń, wieców. „…czy może być coś lepszego?” – napisał i to było
pytanie, które jego zdaniem nie wymagało odpowiedzi.
Uniwersytet Wrocławski to blaga rządu i prasy
Planowana
we Wrocławiu uczelnia potrzebowała polskich uczonych. Stanisław
Kulczyński kusił. Wiedział, co w zniszczonej Polsce jest towarem
najbardziej pożądanym. Na terenach, z których wysiedlano Niemców, nawet w
zniszczonym Wrocławiu było sporo opuszczonych i dobrze wyposażonych
mieszkań. „Stefa ma ochotę jechać do Wrocławia, żeby zdobyć mieszkanie” –
zanotował Steinhaus 22 czerwca 1945 roku. Jednak tydzień później
napisał: „Przed Wrocławiem ostrzegają: miny, pełno trupów, okoliczne
wsie zniszczone, żyje się konserwami”.
Z Kulczyńskim spotkał się także Bronisław Knaster, ale też nie był
przekonany do wyjazdu na ziemie zachodnie. Informacje z Wrocławia były
coraz mniej zachęcające. „Uniwersytet to blaga rządu i prasy, na razie
jest tam 250 000 Niemców” – zanotował Steinhaus. Jeszcze bardziej
niepokojące były pogłoski, że Wrocław wcale nie zostanie przy Polsce, bo
ostatecznie granica będzie tylko na Odrze, a nie na Nysie. Niemcy na
Śląsku już dogadują się z Sowietami za pomocą wódki, pisał matematyk.
Przyjazd z Londynu i wejście do tzw. Rządu Jedności Narodowej Stanisława
Mikołajczyka, wcześniej premiera rządu emigracyjnego, niewiele
zmienił.
4.
21
lipca Steinhaus otrzymał list z oficjalną już propozycją profesorów
Stanisława Kulczyńskiego i Stanisława Lorii (przed wojną fizyk na UJK),
organizujących uczelnię we Wrocławiu, by to on stworzył i pokierował
wydziałem matematyczno-przyrodniczym przyszłego uniwersytetu. Uderzyli w
strunę patriotyczną: od zaangażowania Polaków i sukcesów
organizacyjnych tego, co stworzą, zależy przynależność Wrocławia do
Polski. „Dziś odpisałem, że przyjmuję” – zanotował Steinhaus 22 lipca.
Dwa tygodnie później jednak dodał: „Knaster odradza mi <<szukać
guza>> we Wrocławiu”. O przyszłym uniwersytecie, poza głupstwami
wypisywanymi przez prasę, dalej nic nie wiadomo, pisał.
Wstawił mnie w sytuację idiotyczną
Tymczasem
Knaster znalazł wreszcie mieszkanie w Krakowie. „…ładne, ale bez mebli”
– poinformowała męża Stefania Steinhausowa, która zobaczyła je jako
pierwsza. Naprawdę było doskonałe, uznał Hugo, który przyjechał do
Krakowa pod koniec sierpnia. Był gaz, sprawne kaloryfery, luksusowa
łazienka.
Po latach spędzonych na wsi, Kraków przeraził Steinhausa
ruchem, zgiełkiem i brudem. „Prócz tego Knaster zostawił w mieszkaniu
nastrój neurastenicznej obawy przed pogromami i <<dżunglą>>”
– napisał. Pogromy były zagrożeniem realnym, zwłaszcza, że znów zaczęły
krążyć po Polsce plotki o mordach rytualnych dokonywanych przez Żydów, a
co gorsza, tzw. dobrze poinformowani mówili, że każdy Żyd wracający z
obozu wiezie 10 tysięcy dolarów. To brzmiało jak zaproszenie do mordu.
Mimo
to Steinhaus uznał, że meldując go w krakowskim magistracie jako
katolika, Knaster przesadził. Problemem nie był urząd, gdzie wystarczyło
rzecz całą sprostować, ale środowisko naukowe, z matematykami i
Wacławem Sierpińskim na czele. „Ponieważ było to przed wyborami do PAU,
więc wstawił mnie teraz w sytuację idiotyczną” – pisał Steinhaus.
Pokłócili się.
5.
Steinhaus
czuł się związany przyrzeczeniem danym Kulczyńskiemu. Mimo wciąż
niepewnych sygnałów płynących z Wrocławia odmówił profesorowi Tadeuszowi
Kotarbińskiemu, rektorowi Uniwersytetu Łódzkiego, który przyjechał
specjalnie do Krakowa, żeby zaproponować mu objęcie w Łodzi katedry
matematyki. Nie przyjął także katedry na uniwersytecie w Lublinie, gdzie
już go nawet powołano, tyle, że bez wcześniejszego uzgodnienia. Ale i
Kraków nie rezygnował z kolejnych prób zdobycia matematyka. A byli tam
już inni lwowiacy: Marceli Stark i Otto Nikodym, czekano na Stefana
Banacha (dopiero w sierpniu nadeszła wiadomość o jego śmierci). Był
także, wspominał Steinhaus, „Tygodnik Powszechny”, wydawany pod
parasolem metropolity krakowskiego Adama Sapiehy, doskonale redagowany i
cieszący się wielką popularnością. Mogło się wydawać, że Kraków ma
szansę być jedynym w Polsce miejscem, gdzie „humorystyczna” peerelowska
demokracja nie będzie miała całkowitego dostępu. „PPR i rząd rozumie
demokrację w ten sposób, że jest instancja, która rozstrzyga, kto jest
demokratą” – napisał Steinhaus.
Największa kupa dziadów na największej kupie cegieł
Do
Wrocławia pojechał pierwszy raz dopiero pod koniec września 1945 roku.
Zabrał się z „wycieczką” uczonych z Politechniki Lwowskiej, którzy
jechali oglądać budynki szykowanej dla nich Politechniki Śląskiej w
Gliwicach. Na miejscu Kulczyński potwierdził: Steinhaus miałby we
Wrocławiu zorganizować wydział matematyczno-przyrodniczy uniwersytetu.
6.
Wrocław
zrobił na matematyku wrażenie przygnębiające. Był zniszczony i
wyrabowany przez szabrowników: państwowych i prywatnych. Stare miasto
zburzone, śródmieście zrównane z ziemią pod lotnisko, w jako takim
stanie ostały się tylko przedmieścia. Kilkanaście tysięcy Polaków rządzi
(„kolonialnie”, bez użycia siły) dwustu tysiącami Niemców. Ci są
uprzedzająco uprzejmi i usłużni, choć nikt ich nie bije, ani się nad
nimi nie znęca. Nawet ci, którzy mieliby do tego dość powodów, bo
okupację spędzili w Breslau. Jak choćby pamiętany dobrze ze Lwowa
świetny matematyk Edward Szpilrajn (po wojnie zmienił nazwisko na
Marczewski), który jako robotnik przymusowy plantował teren pod
lotnisko. W dodatku niemiecki duch wygląda z każdej kamienicy i
mieszkania, gdzie „…szabrownicy zdarli obicia, ale zostawili genius
loci” – pisał Steinhaus.
Bywały noce, że we Wrocławiu ginęło po
kilkunastu ludzi, a w dzień centrum zamieniało się w wielki, ciągnący
się od mostu Grunwaldzkiego po Rynek jarmark („szaber plac”) ze
wszystkim. Obok siebie wykładali z plecaków swój towar: kanciarze,
złodzieje, szabrownicy, Żydzi-wszystkoroby, paniusie-spekulantki, Niemki
w spodniach, sowieccy i polscy maruderzy. Mówią jakimś mieszanym
językiem, który wszyscy rozumieją, ale tylko w tym jednym miejscu na
świecie. „…największa kupa dziadów na największej kupie cegieł i
rumowiska w Europie” – pisał Steinhaus.
Wszystko rozbija się o mieszkania
Steinhaus
miał jednak nadzieję, że mimo wszystko jakoś to będzie. Z Kulczyńskim i
Lorią ustalili, że nowa uczelnia będzie nazywać się Śląska Szkoła
Główna z podtytułem: Uniwersytet i Politechnika we Wrocławiu, a wydział
matematyczno-fizyczno-chemiczny utworzą: Steinhaus, Marczewski,
Stanisław Mazur, Władysław Ślebodziński, Władysław Orlicz i Antoni
Zygmund. „W praktyce wszystko rozbija się o mieszkania” – napisał
Steinhaus. Przy okazji dowiedział się, że krąży o nim plotka, jakoby za
Sowietów był we Lwowie komunistą, potem zmienił nazwisko na Zamojski czy
Załuski, i udaje Polaka. Nie wiadomo było, co najpierw prostować.
Ostatecznie
ani Orlicz, ani Mazur do Wrocławia nie przyjechali. Pierwszy wybrał
Poznań, drugi Warszawę, a Zygmund w ogóle nie wrócił po wojnie do
Polski. Na Wrocław zdecydował się za to Knaster, choć był wabiony także
przez Warszawę, Toruń i Lublin.
7.
Po
powrocie do Krakowa (do Wrocławia szukać domu pojechała Stefania)
Steinhaus dostał list od Williama Fellera. Poznany przed wojną w
Getyndze matematyk (absolwent Uniwersytetu w Zagrzebiu) pisał, że razem z
Markiem Kacem, z którym pracują na Uniwersytecie Cornella w Ithaca, już
Steinhausa opłakali. Mieli tak „pewne” wiadomości o jego śmierci, że
Feller umieścił nawet na jednej z szykowanych do publikacji prac żałobną
dedykację. Musiał ją szybko z książki wycofać.
8.
Półtora studenta
Hugo
Steinhaus ostatecznie wyruszył z Krakowa do Wrocławia 14 listopada. Nie
mógł dłużej odkładać wyjazdu. Knaster ostrzegał, że jeśli natychmiast
nie przyjedzie, straci willę, którą „wychodziła” Stefa.
W willowej
dzielnicy Bischofswald (Biskupin) było jeszcze sporo pustych domów, co
prawda bez szyb i z pozrywanymi rynnami, ale z niezniszczonymi dachami,
które można było za kilkanaście tysięcy wyremontować. Ale na początek
matematyk zamieszkał w dwóch pokojach jednej z uniwersyteckich klinik,
bo wybrany przez żonę dom przy Feenweg (dziś ul. Aleksandra Orłowskiego)
15 trzeba było najpierw „odbić” z rąk administracji wojskowej.
Steinhausowie wprowadzili się do poniemieckiej willi dopiero w lipcu
1946 roku. Zajęli piętro, na parterze zamieszkał Bronisław Knaster.
„Wrocław
zaczyna być miastem. Co się dało skraść, skradziono.
<<Bezpieka>>, złodzieje, Niemcy w białych opaskach i Śląska
Szkoła Główna na tym tle” – tak 18 listopada 1945 roku napisał Hugo
Steinhaus o mieście, które miało odtąd być jego miastem.
Pierwszy
wykład we Wrocławiu wygłosił 19 listopada 1945 roku. Studentów
matematyki było… półtora, bo drugi bardzo chciał studiować, ale nie miał
dokumentów.
Mariusz Urbanek
---------------
Cytaty pochodzą z Wspomnień i zapisków Hugona Steinhausa, Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2002
Na zdjęciach:
1. Lwów 1929. Od lewej siedzą: Hugo Steinhaus,
Ernest Zermelo, Stefan Mazurkiewicz. Stoją: Kazimierz Kuratowski,
Bronisław Knaster, Stefan Banach, Włodzimierz Stożek, Eustachy Żyliński i
Stanisław Ruziewicz. Źródło: Roman Duda, "Lwowska szkoła matematyczna",
Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.
2. Źródło: Roman Duda, "Lwowska szkoła matematyczna", Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.
3. Tablica pamiątkowa na budynku Instytutu
Matematyki i Informatyki Politechniki Wrocławskiej przy ul.
Janiszewskiego 14a (bud. C-11), fot. Krzysztof Mazur.
4-5. Steinhaus ma we Wrocławiu popiersie w
ratuszowej Galerii Sławnych Wrocławian, ulicę, tablicę pamiątkową,
patronuje gimnazjum. Dał też nazwę kawiarni-restauracji przy ul.
Włodkowica. Otworzył ją fizyk dr Aleksander Gleichgewicht, który jako
piętnastolatek ułożył zadanie, z którym Steinhaus nie umiał sobie
poradzić. W związku z czym zaprosił autora zadania na kolację. - Byłem
bardzo rozemocjonowany. Steinhaus mówił do mnie "pan" i przeprosił, że
kolacja będzie "nudna, ale on zawsze taką jada": parówki w pomidorach i
piwo. Wypiłem, nie śmiałem odmówić – opowiadał dla Gazety Wyborczej Wrocław Gleichgewicht.
6. Hugo Steinhaus słynął z poczucia
humoru i umiejętności posługiwania się słowem. Aforyzmy, kalambury,
dowcipy wybitnego matematyka można
przeczytać m.in. na tablicy w restauracji, której dał imię.
7. We Wrocławiu genialny matematyk zamieszkał na Biskupinie przy ul. Orłowskiego.
8. Hugo Steinhaus pochowany jest na cmentarzu Św. Rodziny przy ul. Smętnej.