Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Badania i Technologie

Drukuj

Nasi konserwatorzy wrócili z polsko-egipskiej misji w Marinie el Alamein

06.08.2014 | Aktualizacja: 27.08.2014 14:11

Marina el Alamein - widok południowej pierzei głównego placu (fot. archiwum profesora Rafała Czernera)

Już dziewiętnasty sezon architekci-konserwatorzy z Politechniki Wrocławskiej pracowali  w polsko-egipskiej misji konserwatorskiej w Marinie el Alamein w Egipcie. O tegorocznych działaniach opowiada profesor Rafał Czerner – kierownik misji
Profesor Rafał Czerner: - W przyszłym roku będziemy obchodzili 20-lecie naszych tamtejszych prac. W 1995 roku profesor Stanisław Medeksza z niewielką grupką współpracowników rozpoczął prace polsko-egipskiej misji konserwatorskiej w Marinie. Misja archeologiczna działała tam już wcześniej. Teraz zrodziły się pewne pomysły uczczenia tej rocznicy: po pierwsze, chcielibyśmy zorganizować we Wrocławiu konferencję z tej okazji i zaprosić na nią wszystkich, którzy prowadzą podobne badania – studiują lub konserwują miasta z okresu hellenistycznego, na skrzyżowaniu kultur. W Marinie spotyka się bowiem Wschód – kultura grecka - z Zachodem – kulturą rzymską i z lokalną kulturą egipską. Konferencja taka miałaby się odbyć jesienią przyszłego roku.
Drugi pomysł pojawił się podczas naszej wizyty w egipskim Ministerstwie Starożytności w Kairze, w urzędzie, który sprawuje opiekę nad misjami zagranicznymi. Po zakończeniu prac pojechaliśmy tam podziękować za tegoroczną współpracę. Na wzmiankę o przyszłorocznej rocznicy zaproponowano nam zrobienie wystawy w Aleksandrii albo w Muzeum Egipskim w Kairze. Będę się starał podchwycić ten pomysł. Trzeba na to zdobyć środki, ale gdyby się udało, wystawa by się pojawiła – po pierwsze przy konferencji, a po drugie - w którymś z muzeów egipskich. Nie mówimy tu o wielkiej wystawie, raczej złożonej z materiałów fotograficznych.

Jaki był w misji ten kolejny sezon?
Już trzeci raz z rzędu był krótki, ale bardzo sprawny i treściwy. Trwał przez cały maj. Nie mieliśmy też żadnych problemów organizacyjnych. Pomału już się do tego przyzwyczajamy, że jesteśmy tam krócej i okazuje się, że umiemy pracować w takim systemie.
Dlaczego sezony są krótsze niż poprzednio?
Jak wiadomo, w ostatnich latach w Egipcie dzieją się różne przemiany, a efektem tego są też problemy finansowe. Turystów jest mniej, więc ministerstwo, które żyje z turystyki, także dysponuje mniejszymi środkami. Kolejny raz, mimo że misja jest polsko-egipska, nie mieliśmy finansowania ze strony gospodarzy. Cały ciężar finansowy poniosły więc instytucje polskie, a w tym roku szczególnie spoczęło to też na Politechnice Wrocławskiej. Byliśmy finansowani i przez Uniwersytet Warszawski, i przez Politechnikę Wrocławską, i to nawet w przeważającej części przez naszą uczelnię.
Nad czym trwały prace w tym roku?
Misja jest konserwatorsko-badawcza, więc nie tylko konserwujemy, ale prowadzimy też badania. Pozostawiamy teren zabezpieczony i przygotowany ekspozycyjnie, zarówno odkryty w wyniku naszych badań, jak też wcześniej. Wciąż jest tam wiele fragmentów miasta odsłoniętych podczas wykopów przy pracach budowlanych w latach 80., gdy na tym terenie miało powstać miasto turystyczne. Pierwsze wykopaliska ratunkowe miały zabezpieczyć ten teren przed działalnością budowlaną. Archeolodzy egipscy oraz polscy pod kierunkiem profesora Wiktora A. Daszewskiego z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW prowadzili badania w różnych miejscach Mariny. Jest więc wiele miejsc odkopanych w 1987 roku, które staramy się systematycznie konserwować. W pierwszym rzędzie te, które najpilniej tego potrzebują, ale i te, które są najbardziej interesujące badawczo i w efekcie mogą być najciekawsze dla zwiedzających.
Od paru lat koncentrujemy się na pracach w samym centrum antycznego miasta. Parę lat temu rozpoczęliśmy prace przy głównym placu, który jest identyfikowany przez profesora Daszewskiego jako forum i rzeczywiście wiele wskazuje, że tak było. Dawniej było pewnie grecką agorą, ale obrzeża placu są już z czasów rzymskich. Od kilku sezonów pracujemy na południe od tego placu, w miejskich łaźniach rzymskich. Mają one typowy układ takich łaźni, są bardzo eleganckie. Natomiast w tym roku rozpoczęliśmy zarówno badania, jak i konserwację po drugiej, północnej stronie placu, gdzie zachowały się relikty łaźni o rozwiązaniach typowo hellenistycznych - greckich. Są one nieznacznie wcześniejsze, także wcześniejsze od struktury portyku z obrzeży placu. Dobrze widać, co było wcześniej, a co później budowane, ale są one minimalnie oddalone w czasie. Hellenistyczne oceniamy na I wiek, a rzymskie – na koniec I., początek II wieku n.e.
Dla nas jest to o tyle ciekawe, że możemy obserwować przemiany sposobu życia, przemiany cywilizacyjne społeczeństwa, które żyło jak w miastach greckich, a potem zaczęło się romanizować i przyjmować pewne charakterystyczne rozwiązania, jak rzymskie łaźnie z systemem hypocaustum – ogrzewania podłogowego, z systemem rozprowadzania wody. Greckie łaźnie są inne – mają charakterystyczny tholos – główne pomieszczenie o okrągłym kształcie z wanienkami ustawionymi dookoła. W takich płytkich wanienkach się siedziało i brało kąpiel. Były też wanny większe, zanurzeniowe. Oprócz tego mieścił się tam zbiornik - rezerwuar na wodę, z którego ktoś wodę donosił i wlewał do wanienek, potem wylewał. A więc nie było jeszcze żadnych wodociągów.
Jak więc ogrzewano łaźnie?
Pomieszczenia z wannami zanurzeniowymi ogrzewano tylko piecem w jednym z sąsiednich wnętrz, więc przez ścianę. Natomiast w tholosie ustawiało się na środku kosz z węglem.
Wygląda na to, że w pewnym czasie obie łaźnie, grecka i rzymska, funkcjonowały równocześnie. Greckie łaźnie przeszły kilka przebudów i być może, były stopniowo unowocześniane, wprowadzano elementy nowszych urządzeń - tego jeszcze nie wiemy, będziemy to badać.
Badania ratunkowe tego fragmentu miasta przeprowadzili egipscy archeolodzy w 1987 r., potem je rozszerzyli, ale jest tam jeszcze parę rzeczy do wyjaśnienia, co nas badawczo bardzo cieszy. Ciągle też nie są do końca przebadane rzymskie łaźnie. Jeśli chodzi o liczbę przykładów – w Egipcie więcej jest reliktów greckich-hellenistycznych łaźni. Większą rzadkością są łaźnie rzymskie, jakie badamy i konserwujemy od 2008 roku.
Po zeszłym sezonie, kiedy relacjonowaliśmy w różnych miejscach nasze odkrycia, m.in. na konferencji „Polacy nad Nilem” na Uniwersytecie Warszawskim, na której mówiono o wszystkich polskich działaniach archeologicznych i konserwatorskich w Sudanie i Egipcie, w kilku miejscach w Internecie pojawiły się opisy i zdjęcia naszego najciekawszego zeszłorocznego odkrycia – wyjątkowo eleganckiej, wykładanej marmurem latryny. Odezwały się po tym do nas dwie badaczki francuskie, które zajmują się łaźniami hellenistycznymi i badają takie w Taposiris Magna, niedaleko od Mariny. Zwróciły się do nas z pytaniem, czy ta latryna jest z tych hellenistycznych łaźni, czy z rzymskich. Jeśli by była z hellenistycznych , to okazałaby się rewelacją, bo byłoby to bardzo wczesne takie łaźnie. No, ale niestety, latryna należy do łaźni rzymskich. Badaczki z Francji przygotowują już kolejną publikację o łaźniach Egiptu i chciałyby, żeby tam dołączyć artykuł o naszych, z Mariny, bo są bardzo interesujące. Pomimo, że wszystkie trzy strony internetowe, które o tym pisały były polskimi stronami, jednak do tych informacji udało się dotrzeć. Dzięki temu będziemy mieć publikację.
Takie są pożytki z internetu… Czy coś równie ciekawego znaleźliście w tym sezonie?
Kolejne odkrycie, zrobione w tym roku z łaźni rzymskich, to odkryta w sąsiednim pomieszczeniu druga, trochę mniejsza i prawie równie elegancka latryna.
Ciągle kończymy odsłanianie południowej części tych łaźni, choć to jeszcze trochę potrwa. Są to miejsca najgorzej zachowane z racji tego, co się tam działo w latach osiemdziesiątych XX wieku, kiedy budowano wioskę turystyczną. Różne rzeczy mogą się tam jeszcze pojawić. Spodziewaliśmy się właśnie jeszcze jednej latryny, także szatni. Teraz odkryliśmy drugą latrynę z prowadzącym do niej korytarzykiem. Na ścianie takiegoż korytarza, przy latrynie odsłoniętej w zeszłym sezonie znaleźliśmy relikty malarstwa. Fresk geometryczny, wielobarwny, z którego odsłoniliśmy tylko niewielki paseczek, a reszta pozostała zasypana. Polichromię zabezpieczyła konserwatorka malarstwa. Zdajemy sobie sprawę z tego, że gdyby go odsłonić i zostawić, to za parę lat już by nic z tego nie zostało. 
Łaźnie, mimo że nie są duże, były bardzo starannie wykończone – marmurem na podłodze, i gdzieniegdzie na ścianach. Miały też w niektórych miejscach polichromie ścienne.
Ciągle studiujemy układ funkcjonalny całości. Wyraźnie wydzielić można dwie fazy budowy. Tegorocznym odkryciem jest pierwotny układ jednego z głównych pomieszczeń – caldarium. W pierwszej fazie budowy było większe niż początkowo sądziliśmy, bo w sąsiednim pomieszczeniu, które później prawie przestało być użytkowe, znaleźliśmy kontynuację hypocaustum z tamtego pomieszczenia.
Czym się różnią te dwie eleganckie latryny?
Na przykład w tej mniejszej nie ma w posadzce rynienki z płynącą wodą, która służyła do mycia, brak jest też marmurowych płytek na murku, na którym użytkownicy trzymali nogi, jak to było w latrynie odkopywanej w zeszłym roku. Zastanawiamy się jak wyglądał przydział tych latryn: czy wedle klasy, czy według płci? Ta bardziej elegancka jest większa i ma pełniejszy komplet urządzeń. W latrynach był kanał biegnący dookoła pomieszczenia, a na podwyższeniu nad nim znajdowało się siedzisko drewniane lub kamienne. Tutaj było wyraźnie drewniane, bo, ku radości badaczy, znaleziono dobrze zachowane ślady po mocowaniu belek drewnianych na murze. Przy odkopywaniu latryny znaleziono różne rzeczy zwalone do jej kanału, np.: fragmenty amfor i innych naczyń. W okresie wtórnego użytkowania latryny częściowo zagrodzono jej korytarzyk, tam również odkryliśmy różne naczynia, ale takich ciekawych rzeczy, jak znaleziony w zeszłym roku pierścionek z brązu z inskrypcją, już w tym roku nie było.
Zazwyczaj latryny są takim miejscem, gdzie badacz ma nadzieję na znalezienie ciekawych, zwłaszcza małych przedmiotów, które, gdy wpadły do kanału, nikt już ich nie wyjmował. Ale w łaźniach jest inaczej, bo użytkownik wcześniej się przebiera i na przykład na zgubione monety już nie można liczyć.
W części południowej zabezpieczyliśmy więc w tym roku latrynę, ustabilizowaliśmy posadzkę, tu i tam nadbudowane zostały mury, także dla zabezpieczenia przed nawiewaniem piasku.
A w łaźniach greckich?
Jeśli chodzi o łaźnie hellenistyczne od północy – nikt ich nie ruszał od 1987 roku, bo były wybudowane wyjątkowo solidnie i starannie, jak na swoje czasy. Solidnie w takim sensie, że wykonano je z lepszego kamienia i po odsłonięciu relikty stosunkowo wolniej niszczały. W tym roku zdecydowaliśmy, że już trzeba się nimi zająć i je zabezpieczyć. Zawsze też jest ciekawość badawcza… Wykonywaliśmy więc prace konserwatorsko-zabezpieczające, czyli zabezpieczenie murów do pewnej wysokości, maksymalnie dwóch metrów. Trzeba zazwyczaj uzupełnić ich koronę, czasem dodać kilka bloków, z których były zbudowane. W licach murów gdzieniegdzie są zerodowane kamienie, więc trzeba je uzupełnić lub wyjąć i zastąpić innymi. W tym akurat obiekcie sytuacja jest dość dobra – bloki, z których ściany były zbudowane, były dość starannie zeskładowane w jednym miejscu. A ponieważ są to bloki o typowym wymiarze – takie uzupełnienia można było zrobić.
Tholos – okrągłe pomieszczenie z wanienkami – było zazwyczaj przykryte niską kopułą lub stożkiem z otworem doświetlającym w środku. Wymagało utrzymania ciepła wewnątrz, więc było to pomieszczenie dość niskie i ciemne. W Taposiris Magna było ono podziemne, kute w skale. U nas jest murowane i miało ceglaną kopułę, nie wiemy dokładnie jaką, bo się niemal nie zachowała, ale spodziewamy się, że tak jak we wszystkich podobnych przypadkach – spłaszczoną. Na ścianach tholosu zachowały się nieliczne ślady początku tej kopuły, miejsca jej osadzenia na murze – ślady i kilka niedużych cegiełek, mniejszych niż rzymskie. Odtworzyliśmy więc zaczątek tej kopuły dla demonstracji. Ciekawa rzecz, że nasi inspektorzy, ale i robotnicy, bardzo szybko zauważyli, o co chodzi – jest to bliskie ich tradycji budowlanej, takie kopuły nadal na wsi się buduje.
Pracowaliście też w innych częściach miasta?
Jeżeli wcześniej pracowaliśmy na południe od głównego placu i po tej jego stronie odbudowywaliśmy ściany w głębi portyku oraz stojące wzdłuż nich ławeczki, to teraz zaczęliśmy robić to samo przy łaźniach po stronie północnej. Ta część gorzej się zachowała, ale jednak już we fragmentach jest odrestaurowana północna ściana północnego portyku i dwie ławeczki. Kiedyś był ich cały ciąg. Były połamane na dwie lub trzy części. Trzeba je było pokleić i podyblować, co robili nasi konserwatorzy kamienia. Opierały się na kamiennych nogach – z kilku zachowanych nóżek, dwie zostały zastąpione rekonstruowanymi na wzór tych zachowanych. Od dwóch stron wyremontowany plac już zaczyna dobrze wyglądać.
Wykonywaliśmy też bieżące zabezpieczanie różnych elementów, bo wiatr tam działa, przyspiesza erozję i wysolenia, więc trzeba uzupełniać spoiny, tynki. Dwa lata temu odkryliśmy, że te procesy dość szybko przebiegają i trzeba stale poprawiać rzeczy już poprzednio zrobione.
Poza tym, badawczo dla nas ciekawe są te północne łaźnie, bo okazuje się, że nie wszystkie miejsca są w pełni odsłonięte i, po kilku przebudowach, nie do końca jasny jest cały układ funkcjonalny. Być może jesteśmy na tropie pieca, który ogrzewał łaźnie - w jedynym jeszcze nieodsłoniętym pomieszczeniu zauważyliśmy, że pojawiają się cegły spojone zaprawą glinianą. Chyba też zaczynamy rozumieć układ całości z odpowiedzią na pytanie: od której strony się tam wchodziło, choć to też jeszcze wymaga dalszych badań. Mamy więc, jak mówiłem na początku, ciekawy temat badawczy: od łaźni hellenistycznych do tych rzymskich, odsuniętych od siebie niedaleko w terenie (około 40 m) i czasowo. Wszystko na to wskazuje, że w jakimś czasie funkcjonowały jednocześnie. Jedne w tradycji starszej, drugie w nowszej. Społeczeństwo się nie wymieniło, więc coś się musiało zmienić w sytuacji politycznej, w otoczeniu. Obok była Aleksandria – stolica hellenistycznego państwa, potem stolica prowincji rzymskiej. Widocznie mieszkańcy Mariny chcieli się stać Rzymianami i tak zmieniali sposób życia. To jest ciekawy temat i nie żałujemy, że wreszcie zajęliśmy się też północnymi łaźniami.
Co spodziewacie się znaleźć we wschodniej części placu?
Plac od północy, południa i wschodu miał portyki kolumnowe. Portyk południowy jest szerszy, podwójny – ma dwa rzędy kolumn z wnęką – eksedrą – miejscem spotkań. Na południe od niego są rzymskie łaźnie i cywilna bazylika. Jest ona albo cywilną bazyliką przy forum, albo też pełni funkcje bazyliki przy termach, albo jedno i drugie zarazem. Od północy były greckie łaźnie, od zachodu, na osi szeroka ulica prowadziła do placu. Naprzeciwko, za portykiem, jak na razie odsłonięty jest kolejny mniejszy placyk, jakby dziedziniec perystylowy z kolumnami i portykami dookoła. I tu na razie część rozpoznana się kończy. Dziedziniec ten musiał poprzedzać jakąś ważną, a może i najważniejszą budowlę przy tym placu. Znaleziono już elementy detalu architektonicznego, który choć podobny w charakterze do tego w portykach placu, w domach czy w łaźniach, ale jest o wiele większy. Jeżeli więc gdzieś miałaby być świątynia, to właśnie tam. Dotychczas żadnych śladów świątyni nie znaleziono. Podobnie, jak nie znaleziono teatru. Nie mamy też pomysłu, gdzie miałby być jakiś teatr lub arena. Za to mamy znaleziony bilet.
Bilet?
No, nie na 100 procent, ale wygląda na bilet. To były bilety wielokrotnego użytku: kółeczko kościane z dziurką, żeby go nie zgubić, i z numerkiem. Nie wiemy, czy był tu teatr. Może Marina była na to zbyt małym miastem, a bilet został komuś np. z pobytu w Aleksandrii?
W tym roku pojawili się tam jacyś turyści?
Ciągle jeszcze nie ma regularnego ruchu turystycznego. Tuż przed egipską rewolucją były do tego prowadzone przygotowania, ale zostały zatrzymane. Na razie zwiedzanie jest tam organizowane sporadycznie dla specjalnych grup, np. dla studentów archeologii.
Jak wyglądał tegoroczny zespół?
Zespół jest interdyscyplinarny. W tym roku byli z nami: oprócz mnie, z architektów - Wiesław Grzegorek, architekt i konstruktor i studentka roku dyplomowego na półrocznym stypendium w Egipcie Marta Grzegorek, archeolog Grażyna Bąkowska-Czerner z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, konserwatorzy rzeźby i kamienia: Piotr Zambrzycki z Międzyuczelnianego Instytutu Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki i Wojciech Osiak oraz Marlena Koczorowska, konserwatorka malarstwa z Akademii Sztuk Pięknych z Warszawy. Nie wszyscy byli przez cały czas, np. Marlena była tylko przez ostatni tydzień, kiedy zabezpieczała freski na ścianach i eksponaty zdeponowane w magazynach muzeum. Wykonano też konserwacje niewielkich elementów kamiennych – Piotr Zambrzycki po podjętej przez inspektorów decyzji, że fragment marmurowej płyty z inskrypcją, ważną, bo datującą, zostanie zabrany do magazynu, ponownie go zakonserwował. Wszystkie co ważniejsze rzeczy poddajemy konserwacji i montujemy na ścianach, prowizorycznie organizując ekspozycję.
Na ile jeszcze sezonów przewiduje pan prace w Marinie?
Nie wiadomo, w tym trybie pracy to idzie bardzo powoli. Konserwacja stanowiska będzie zawsze potrzebna. Około dwa sezony będą niezbędne do zakończenia prac w łaźniach i zostanie jeszcze cały wschód placu, gdzie można by kontynuować wykopaliska. Nie możemy jednak prowadzić wykopalisk rozległych. W tym roku zatrudniliśmy tylko 11 robotników. Na większe wykopaliska trzeba by ich mieć około 30. Należy też prowadzić prace konserwatorskie. Będziemy więc pracować spokojniej.
Jakie są perspektywy na przyszły rok?
Zobaczymy, dużo zależy od finansów, ale mam deklarację ze strony władz naszej uczelni, że w razie kłopotów, możemy liczyć na pomoc Politechniki, więc poczułem się bezpiecznie. Ze strony Egipcjan po raz kolejny słyszymy, że wstrzymanie finansowania misji jest przejściowe, ale rokowania są takie, że dziwiłbym się, gdyby już w przyszłym roku coś się zmieniło. Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego skraca czas trwania nawet swoich dwóch najbardziej sztandarowych misji: w Deir el Bahari i w Aleksandrii.
A jak wygląda teraz życie w nowożytnym Egipcie?
Jest ciekawie. Wszyscy nas ostrzegali, że może być niebezpiecznie, bo jedziemy w czasie, kiedy będą wybory prezydenckie. I rzeczywiście odbyły się na naszych oczach.
Gdy doszło do kampanii przedwyborczej, wszędzie pojawiły się rozmaitych rozmiarów portrety głównego kandydata. Widać było, że różne środowiska, i u nas na wsi, i w Kairze tym bardziej, szczerze go popierają. Gdy został wybrany, były dwa lub trzy dni spontanicznego świętowania ze sztucznymi ogniami. Wtedy już byłem w Kairze i na ulicach kto żyw chodził z flagami egipskimi, wszyscy śpiewali i krzyczeli.

Gdzie jeszcze pracują nasi architekci-konserwatorzy?
W tym sezonie odbędzie się jeszcze misja w Marei, która ruszy lada chwila, w sierpniu-wrześniu. Marea leży nieopodal nas, na brzegu jeziora Mariut - antycznego Mareotis, bardziej na zachód w stosunku do Aleksandrii. To jest stanowisko już z czasów chrześcijańskich, z wielką bazyliką. Misja we współpracy z centrum Archeologii Śródziemnomorskiej, ale prowadzona przez Muzeum Archeologiczne w Krakowie. Tam jeździł poprzednio profesor Jacek Kościuk, ale teraz całe lato pracuje w Peru. Nasza dyplomantka Marta Grzegorek od stycznia pracowała w Deir el Bahari, w Aleksandrii i u nas. Tej jesieni będą też dwie studentki od nas w misji Totmesa III, a nasz doktorant Mariusz Caban jest stałym członkiem – architektem tej misji. Niedawno pracował też w misji Hatszepsut. W poprzednim sezonie w Sudanie była dr Teresa Dziedzic i konstruktor z naszego wydziału dr hab. Romuald Tarczewski.
Dr arch. Aleksandra Brzozowska we wrześniu pojedzie na Cypr (Nea Pafos i Willa Tezeusza - red.). W 2015 roku tamtejsza misja w Pafos będzie obchodziła swoje 50-lecie. Dr Brzozowska bierze udział w organizacji tego wydarzenia, które będzie się działo częściowo na Cyprze, a częściowo w Warszawie, w Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW.
Rozmawiała Krystyna Malkiewicz