Orkiestra Politechniki Wrocławskiej – choć istnieje dopiero niewiele ponad rok, na swoim koncie ma kilka serdecznie przyjętych przez publiczność koncertów. Muzykowali już m.in. w auli PWr i w Ratuszu, zagrali w spektaklu teatralnym i okiełznali wiatr nad Odrą. W repertuarze mają tanga Piazzolli, muzykę filmową, a także przeboje Abby i Beatlesów. Pomysł skrzyknięcia politechnicznych muzyków zrodził się w głowie dr Beaty Greb-Markiewicz – skrzypaczki i pracownika naukowego Wydziału Chemicznego. To ona zajęła się kwestiami organizacyjnymi. Za repertuar i wizję artystyczną zespołu odpowiada dyrygentka – Katarzyna Krzywniak, absolwentka Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Na razie orkiestra nie ma jeszcze na uczelni swojej siedziby. Próby odbywają się w auli – we wtorki i czwartki o godzinie 17.00.
Rozmowa z Katarzyną Krzywniak i Beatą Greb-Markiewicz. Czy Politechnice potrzebna jest orkiestra? W końcu to uczelnia techniczna – przedmioty ścisłe, liczby i komputery… Katarzyna Krzywniak: Właśnie dlatego jest potrzebna! Beata Greb-Markiewicz: Studenci nie myślą chyba takimi kategoriami i chętnie się do nas zgłaszają. Na wielu czołowych uczelniach na świecie oprócz organizacji studenckich związanych bezpośrednio z rozwojem zawodowym istnieją także organizacje umożliwiające rozwój w obszarze kultury i sportu. Obecnie uczelnie techniczne nie są już tylko wyższymi szkołami zawodowymi, ale miejscami gwarantującymi swoim pracownikom i studentom wszechstronny rozwój. Politechnika posiada bardzo wiele różnorodnych organizacji studenckich – do tej pory mogli np. realizować się ludzie lubiący śpiewać – chóry naszej uczelni odnosiły wiele sukcesów, natomiast brakowało miejsca dla instrumentalistów i właśnie orkiestra stała się takim uzupełnieniem i miejscem spotkań dla ludzi uzależnionych od grania.
A czy uczelnia wykorzystuje to, że ma orkiestrę? BGM: Na razie jeszcze nie wszyscy wiedzą o naszym istnieniu. Co prawda w kilku miejscach już się zaprezentowaliśmy. W statucie mamy jasno określoną naszą funkcję – reprezentacyjną dla Politechniki. Graliśmy już m.in. na zakończeniu Dolnośląskiego Festiwalu Nauki, w spektaklu „Mieszczanin szlachcicem” Moliera wystawianym przez Teatr Sztampa, zaczęliśmy też współpracować z innymi organizacjami studenckimi i wystąpiliśmy na pikniku rodzinnym PWr nad Odrą.
Ilu członków liczy obecnie zespół? KK: To w sumie trudne pytanie (śmiech). W orkiestrze grają nie tylko studenci i pracownicy Politechniki, ale też zgłosili się ludzie z innych uczelni. Jest to skład bardzo rotacyjny. Niektórzy przyszli na pierwsze próby, w kolejnym semestrze zmienił się im plan zajęć i musieli chwilowo zawiesić udział w próbach, teraz znowu się pojawili. To jest specyfika tego typu zespołów. Każdy przecież ma jakieś swoje inne zajęcia – studia, pracę, a orkiestra to bardzo ważne, ale jednak hobby. BGM: Wszystkich nas jest około 40 osób. Mamy dwa składy: smyczkowy oraz dęty z perkusją, gitarami i pianinem. I nad wszystkim czuwa czujne oko i ucho dyrygenta… BGM: Czujne, ale nie surowe (śmiech). Kasia jest wymagająca, ale robi to w taki sposób, że ludzie chcą ćwiczyć. Nie jest to żadna męka. W końcu gramy dla przyjemności.
Jaki jest repertuar orkiestry? KK: Grupa smyczkowa skupia się głównie na muzyce kameralnej. Mamy w planach przygotować cały koncert złożony np. z utworów Astora Piazzolli – przyjemnych, łatwo wpadających w ucho. Z kolei zespół dęty ma lżejszy repertuar. Gramy m.in. wiązanki utworów Abby, Beatlesów czy Queen, ale też Krzysztofa Krawczyka czy muzykę filmową.
Dobrze wspominacie pierwszy publiczny występ? BGM: Pierwszy raz pokazaliśmy się w Ratuszu na finisażu wystawy pt. „Wrocławianie rozebrani do ostatniej nitki DNA” – graliśmy podczas aukcji obrazów na cele charytatywne. Wnętrza Ratusza tworzą specyficzną wzniosłą atmosferę. Natomiast niezwykły i pełen wyzwań występ miał miejsce na pikniku rodzinnym PWr organizowanym przez fundację Manus. KK: Potwornie wtedy wiało i musieliśmy nuty przyczepiać klamerkami, a pulpity obłożyć kamieniami, żeby się nie przewracały. Ale się udało!
Jakie opinie zbiera orkiestra? KK: Mówiąc nieskromnie – podobamy się. BGM: Orkiestr uczelni technicznych w Polsce nie ma na razie wiele. Istnieją orkiestry na politechnikach w Łodzi, Opolu i Warszawie. Staramy się z nimi utrzymywać kontakt i korzystać z ich doświadczenia. W porównaniu z nimi dopiero raczkujemy.
Ale na pewno macie jakieś plany artystyczne? KK: Zgadza się. Aktualnie dużo energii wkładamy w projekt „Znajomi”, w którym uczestniczą obydwie sekcje. To inicjatywa studenta Damiana Domalewskiego z Wydziału Chemicznego. Napisał on piosenkę, do której orkiestra nagrywa muzykę. W projekt zaangażowały się też inne organizacje uczelniane – chcemy wspólnie zrobić teledysk i promować w ten sposób Politechnikę. W planach mamy też pełen koncert, chcemy zaprezentować cały nasz repertuar. Mam nadzieję, że to wydarzy się jeszcze w tym roku akademickim. BGM: Bardzo ważne jest dla nas teraz ustabilizowanie składu orkiestry… KK: I brakuje nam wiolonczeli i kontrabasu! Czekamy zatem na muzyków, którzy potrafią grać na tych instrumentach.
A co z siedzibą? KK: Mamy duży kłopot ze znalezieniem własnego miejsca. Mimo naszych starań brakuje nam sali do ćwiczeń, gdzie moglibyśmy również przechowywać nuty i zostawiać instrumenty (tuba, piece do gitar, perkusja). Mamy cichą nadzieję, że jak powstanie Strefa Kultury Studenckiej, to ktoś będzie pamiętał o orkiestrze i znajdzie się tam miejsce również dla nas.
To jeszcze na koniec wróćmy do pierwszego pytania… KK: Dobrze, ale ja je nieco zmodyfikuję na: Co daje granie w orkiestrze? Jest wielu ludzi, którzy skończyli szkoły muzyczne czy ogniska muzyczne. Grają, bądź kiedyś grali na klarnetach, saksofonach, gitarach itp. Zainteresowania się zmieniły, ale instrument pozostał. I teraz, po latach ta chęć do muzykowania gdzieś się odezwała. A samemu grać na klarnecie do lustra to mała przyjemność. Właśnie takim ludziom naprzeciw wychodzi nasza orkiestra. Od wielu osób już usłyszałyśmy, że to wspaniale, że mogą wreszcie poćwiczyć i powrócić do grania w zespole. Gdy coś się wspólnie tworzy, rodzi się muzyka, która do tego nieźle brzmi – to daje ogromną radość. I po muzykach to świetnie widać! Rozmawiała Iwona Szajner
|