Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Sprawy studenckie

Drukuj

Space is More: Jedziemy do USA wykorzystać swoją szansę

25.06.2014 | Aktualizacja: 01.07.2014 15:18

W ekipie, która znalazła się w finałowej dziesiątce konkursu Mars Student Design Contest, są m.in. (od lewej): Aleksander Gorgolewski, Szymon Gryś, Aleksander Tuzik, Dorota Budzyń i Leszek Orzechowski (fot. Małgorzata Jurkiewicz)
4 sierpnia zespół Space is More z Politechniki Wrocławskiej wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. W finale konkursu organizowanego m.in. przez Mars Society zaprezentuje swoją propozycję załogowej misji na Marsa. Z członkami zespołu porozmawialiśmy o przygotowaniach i o tym, co planują po Mars Student Design Contest
Finał konkursu organizowanego przez stowarzyszenie The Mars Society, NASA oraz fundację Inspiration Mars będzie częścią czterodniowej konferencji w Houston. Weźmie w niej udział wielu specjalistów z NASA i przemysłu kosmicznego. Drużyna z Politechniki Wrocławskiej będzie jednym z 10 zespołów z całego świata prezentujących się w finale konkursu. Projekt rakiety, która ma zabrać załogę na Marsa, opracowali studenci i absolwenci Politechniki Wrocławskiej: Leszek Orzechowski, absolwent architektury, Aleksander Tuzik z mechatroniki, Aleksander Grogolewski z energetyki, Radosław Groński i Dorota Budzyń z automatyki i robotyki, Konrad Cyprych, doktorant z PWr, Olaf Kowalski z inżynierii systemów i Szymon Gryś z mechaniki i budowy maszyn.

Lucyna Róg: - Jak będzie wyglądał finał Mars Student Design Contest?
Leszek Orzechowski: - Każdy z zespołów dostanie 25 minut na prezentację i pytania od członków jury. Musimy dobrze wypaść, więc przez cały czas pracujemy nad swoją prezentacją, żeby spójnie i ciekawie przedstawić nasz projekt.
Czyli do tej pory liczyło się przede wszystkim to, jak dobry pomysł macie, a teraz musicie też pokazać, że umiecie o tym opowiadać?
Szymon Gryś: - Musimy umieć się „sprzedać”, a to nie jest łatwe. Dlatego stale korzystamy z zaproszeń na różne spotkania i prezentacje. Przynajmniej raz w tygodniu przedstawiamy gdzieś nasz projekt. Wszystko po to, żeby ćwiczyć – za każdym razem w trochę innej konfiguracji, inaczej zaczynając prezentację, pokazując naszą propozycję pod innym kątem, itd.
Leszek Orzechowski: - Raz opowiadamy o projekcie, stawiając przede wszystkim na kwestie techniczne, innym razem bardziej ideowo.
Szymon Gryś: - I obserwujemy, jak reagują ludzie, którzy nas słuchają. Czy to ich wciąga? A może po jakimś czasie tracą koncentrację? Czy to, co mówimy, podoba się im?
Planujecie fajerwerki?
Szymon Gryś: - Jak najbardziej. Nasza prezentacja musi być bardziej show niż suchą prelekcją. Nie możemy przecież dokładnie i w szczegółach przedstawić 50-stronicowego raportu, który przesłaliśmy wcześniej jury.
Olaf Kowalski: - Pewnie w czasie pytań od jury pojawią się kwestie dotyczące różnych szczegółów naszego projektu i wtedy będziemy mieli szansę o nich opowiedzieć. Poza tym jury będzie znało raport i nie będzie oceniało nas biorąc pod uwagę tylko naszą prezentację.
Podglądacie konkurencję?
Leszek Orzechowski: - Raporty ich projektów znamy oczywiście od deski do deski, ale swoich prezentacji żaden z zespołów, co zrozumiałe, nie udostępnia.
Szymon Gryś: - Zespoły, które dostały się do finału, są z całego świata – m.in. z Indii, Holandii, Japonii czy Stanów Zjednoczonych, więc nawet jeśli, podobnie jak my, gdzieś się teraz prezentują i w sieci są ich nagrania, to niekoniecznie muszą być one po angielsku. Trudno więc nam powiedzieć, jak im idzie.
A jak wyglądają wasze przygotowania? Trenujecie ze specjalistami?
Leszek Orzechowski: - Przez cały czas ćwiczymy z Michałem Kasprzykiem z TEDxWrocław, który zaprosił nas nawet na najbliższy TEDx zaplanowany na 5 lipca. To będzie dla nas duży test, bo tam poprzeczka jest wysoko postawiona.
Wojciech Wodo, opiekun zespołu Space is More z ramienia Politechniki Wrocławskiej i Fundacji Manus: - Ale szkolenia nie dotyczą tylko prezentacji. Członkowie zespołu ćwiczą też umiejętności miękkie, m.in. networking oraz tworzenie planów biznesowych. Wszystko po to, by w czasie konferencji, na której będą prezentować swój projekt, potrafili nawiązywać kontakty z przedstawicielami przemysłu kosmicznego, które mogą później zaowocować współpracą. Przyda im się to także później, w czasie wyjazdu do Kalifornii, gdzie będą mieli spotkania m.in. na Uniwersytecie Stanforda czy na Uniwersytecie w Berkeley.
Szymon Gryś: - Na razie najszersze pole do networkingu mieliśmy na gali plebiscytu Gazety Wyborczej i TVN „Ludzie Wolności”, w którym byliśmy nominowani do nagrody w kategorii nauka. Byliśmy w jednym miejscu z osobistościami z całej Polski – prezydentem, politykami, znanymi biznesmenami, prezesami banków, itd. I oni wszyscy po prostu stali obok nas, na wyciągnięcie ręki. Ale proszę wierzyć, że musieliśmy przemóc się, żeby po prostu podejść i zagadać. To się tylko wydaje takie proste.
Rakieta PWR.jpg
Cały ten rozgłos wokół was i waszego projektu nie przeszkadza wam w przygotowaniach do finału?
Olaf Kowalski: - On ciągle stwarza nam nowe możliwości, które bez rozgłosu na pewno by się nie pojawiły. Korzystamy więc z nich i nie narzekamy.
Stale podkreślacie, że wasze rozwiązanie, w porównaniu do tych zaproponowanych przez inne zespoły, stwarza zdecydowanie większą przestrzeń życiową dla kosmonautów. Tym zamierzacie punktować rywali?
Leszek Orzechowski: - Proponujemy nie tylko większą przestrzeń życiową, ale i tańszą. Inni – zgodnie ze swoimi propozycjami - musieliby zabierać w przestrzeń kosmiczną całe habitaty, a my wymyśliliśmy, że kosmonauci mogą mieszkać w pustym zbiorniku po paliwie. Ta ogromna przestrzeń jest więc niejako za darmo. I nie jest to nasz wymysł, ale pomysł Wernera von Brauna, który my dzisiaj rozwijamy.
Szymon Gryś: - Poza tym używamy gotowych elementów, które są już sprawdzone, co także ogranicza koszty. Naszym atutem jest też wirówka, której żaden inny zespół nie zaproponował. To urządzenie, które przypomina rower. Ma bardzo długie ramię z pedałami na końcu, kręci się wokół własnej osi na zasadzie karuzeli i powoduje, że czuje się siłę odśrodkową. W tej wirówce kosmonauci mogą trenować mięśnie i doświadczać ciążenia, co jest bardzo ważne, bo przecież spędzą w kosmosie ponad 500 dni, czyli półtorej roku bez grawitacji. Dodatkowo nasz statek ma taką trajektorię i jest na tyle lekki, że mamy duży margines masy. Możemy zabrać do niego drugie tyle, ile do tej pory zaplanowaliśmy.
Leszek Orzechowski: - Wszystko dzięki temu, że zoptymalizowaliśmy dotychczasową trajektorię. Nasz kolega z zespołu zaprzągł do tego całą moc obliczeniową swojego Linuxa (śmiech).
Wasze wizualizacje przestrzeni mieszkalnej dla kosmonautów nie przypominają tego, co widujemy w filmach. Wyglądają jak całkiem fajne mieszkanie.
Leszek Orzechowski: - Wyszliśmy z założenia, że mieszkańcy statku muszą czuć się w nim dobrze. Powinni poczuć się na jego pokładzie jak w domu, by w komforcie wykonywać swoje zadanie.
Yt
Jakie są mocne punkty waszej konkurencji? Czego obawiacie się z ich strony?
Szymon Gryś: - Niektóre mają po 40 członków i w takich przypadkach każda z tych osób mogła się skupić na bardzo wąskiej części projektu. Praca toczyła się tam więc nie w jednej grupie, ale w kilku mniejszych, o dużo mniejszym zakresie obowiązków. Pewnie dzięki temu mają rożne elementy swoich projektów opracowane w najmniejszych szczegółach. Myślę, że są w stanie np. bardzo dokładnie odpowiedzieć na pytanie, co się może zepsuć w ich statku, w jaki sposób i jak to naprawić.
Leszek Orzechowski: - My oczywiście także przygotowaliśmy część techniczną jak najbardziej poprawnie, ale o ile inne zespoły skoncentrowały się na ogromnie szczegółowych rozwiązaniach technicznych, o tyle my skupiliśmy się na załodze i na tym, by lot przeżyła w dobrym zdrowiu psychicznym i fizycznym, by był dla niej możliwie komfortowy.
Wojciech Wodo: - Można się zastanawiać, co było celem organizatorów konkursu – czy chcieli świeżych, ciekawych pomysłów, czy raczej rozwiązań mniej pomysłowych, ale takich, które już następnego dnia można zacząć realizować, bo dokumentacja jest tak szczegółowa. Przekonamy się w USA.
Zgłaszając się do konkursu wierzyliście, że uda się zakwalifikować do finału czy po prostu chcieliście spróbować sił w takim projekcie?
Leszek Orzechowski: - Kiedy wpadliśmy na pomysł ze zbiornikiem po paliwie, to poczuliśmy się na tyle pewnie, że poszliśmy do Radia Luz, żeby opowiedzieć o sobie i o tym, że startujemy. Myśleliśmy: „mamy fajne rozwiązanie, jest szansa”.
Szymon Gryś: - Potem oddaliśmy projekt i tak naprawdę przez dwa tygodnie niewiele o nim myśleliśmy. A później na stronie pokazały się wyniki… i byliśmy ogromnie zaskoczeni.
Leszek Orzechowski: - Były euforia i radość..
Szymon Gryś: - Ale tylko przez chwilę… Bo zaraz pojawiła się refleksja: „zaraz, a skąd my weźmiemy pieniądze na wyjazd?”.
I okazało się, że potrafiliście sięgnąć do kieszeni Polaków. I to wcale nie chwytającym za serce opisem o biednych studentach.
Szymon Gryś: - Bo nie chcieliśmy grać na emocjach. Ja tego bardzo nie lubię. W naszym opisie i prośbie o wsparcie na portalu „Polak Potrafi” postanowiliśmy pokazać, że reprezentujemy pewną jakość i warto dać nam szansę.
Zagraliście Polakom na ambicjach na zasadzie: „jak to, my Polacy nie potrafimy wysłać naszych zdolnych studentów do USA?”
Szymon Gryś: - Raczej na sukcesie i patriotycznej nucie. Pokazaliśmy, że jako Polacy nie musimy czuć się gorsi, mało tego - nawet jesteśmy lepsi od wielu innych, skoro możemy zakwalifikować się do finału tak prestiżowego międzynarodowego konkursu. Ale to nie była tylko kwestia zamieszczenia informacji na „Polak Potrafi”. Nasze starania o wsparcie wymagały od nas mnóstwo zaangażowania jeśli chodzi o współpracę z mediami. Wszyscy myślą: „o po prostu się udało”, a my z jednego spotkania z dziennikarzami szliśmy na kolejne. To bywało dla nas bardzo męczące. Wiedzieliśmy jednak, że to konieczne, bo np. po naszym występie w TVN w jeden wieczór dostaliśmy od internautów 40 tys. zł na nasz wyjazd. W pewnym momencie już nawet musieliśmy zrezygnować z zaproszenia od jednej ze stacji telewizyjnych, bo zebraliśmy wystarczającą sumę.
Czym zaskoczyliście całą Polskę – bo nie dość, że w tak szybkim czasie uzbieraliście całą potrzebną sumę, to jeszcze po jej przekroczeniu powiedzieliście: stop, dziękujemy.
Szymon Gryś: - Jesteśmy zobligowani wobec ludzi, od których dostaliśmy pieniądze, że przeznaczymy je na wyjazd do Stanów i nasz udział w konkursie. To, co zebraliśmy, wystarczy nam na bilety. Nie chcieliśmy więc nadużywać zaufania tych, którzy postanowili nam pomóc. Wszystkie inne koszty i nasz późniejszy wyjazd do Kalifornii pokrywamy z pieniędzy od sponsorów.
Załóżmy, że wygrywacie – co to dla was zmienia?
Szymon Gryś: - Na pewno będzie miało wpływ na to, co zastaniemy na Okęciu po powrocie…
Ludzi z kwiatami i transparentami czy pustkę na lotnisku i niezadowolenie na forach internetowych?
Leszek Orzechowski: - Dokładnie. Dla nas ważne jest jednak przede wszystkim to, co będzie dalej z naszym zespołem.
Szymon Gryś: - Trzeba pamiętać, że nawet jeśli wygramy, to wcale nie oznacza to, że nasze rozwiązanie zostanie wprowadzone w życie. Nagrodą w konkursie jest 10 tys. dolarów i nic więcej. W regulaminie konkursu jest zapis, że organizatorzy mogą wykorzystać nasze koncepcje, ale nie muszą. Podstawową wartością tego konkursu jest to, że możemy zaprezentować swoje pomysły przed ludźmi z branży i kto wie, może narodzi się tam jakiś pomysł na współpracę?
Co będzie ze Space is More po konkursie?
Leszek Orzechowski: - Mamy kilka możliwości. Na pewno chcemy dalej działać razem. Ale na razie za wcześnie, by przesądzać o tym, czy nasza grupa stanie się np. częścią jakiegoś większego projektu badawczego lub grupy projektowej, czy też może założymy własną firmę.
Z działalności w przemyśle kosmicznym da się w Polsce utrzymać?
Szymon Gryś: - Właśnie powstaje Polska Agencja Kosmiczna, więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Tym bardziej, że my jako grupa chcemy zostać i działać w Polsce.
Leszek Orzechowski: - Mamy nadzieję, że agencja od razu zacznie współpracę z prywatnymi firmami i nie powieli w ten sposób błędów swoich poprzedniczek, czyli NASA i Europejskiej Agencji Kosmicznej, które dopiero teraz nastawiły się na współdziałanie z prywatnym sektorem i outsourcing zadań.
Czujecie presję związaną z kredytem zaufania, jakiego udzielili wam Polacy, którzy zapłacili za wasz przelot do USA?
Szymon Gryś: - Tego, że ludzie się nami interesują, nie odbieramy jako presji, ale jako kibicowanie nam i motywowanie nas.
Leszek Orzechowski: - Mamy poczucie, że nie ufundowano nam wycieczki do Stanów, ale szansę. I zamierzamy ją jak najlepiej wykorzystać.
Rozmawiała Lucyna Róg