W zawodach technicznych lepiej radzą sobie mężczyźni. Sytuację, w której „pewna pani łamie ten stereotyp na całej linii”, opisał w Nowinach Wodzisławskich użytkownik laptopa z Pszowa Dziennikarz Nowin miał pecha. Pośliznął się na zaśnieżonym chodniku. Jemu na szczęście nic się nie stało, ale laptop źle zniósł zderzenie z twardą rzeczywistością. Co zrobić z uszkodzonym laptopem? Najlepiej kupić nowy, bo ten ma już dwa lata i nikt nie chce się podjąć naprawy.
 Za namową przyjaciela dziennikarz trafił jednak do pani Kasi, która uratowała laptopa. Z rozmowy z właścicielką serwisu wynika, że w zawodach technicznych kobiety bywają czasem niezastąpione. Bo gdzie jest pasja, tam jest i sukces. Zanim pani Kasia, absolwentka Politechniki Wrocławskiej, otworzyła swój biznes, przejrzała fora komputerowe i zauważyła, że powtarzał się tam jeden wątek: sporo osób nieznających się na komputerach skarżyło się, że w serwisach są źle traktowani. Zdarzało się, że żartowano z klientów, że taka prosta sprawa, a sami nie potrafią tego zrobić. To był impuls do założenia własnej firmy. Tym bardziej, że praca na etacie, a konkretnie pisanie oprogramowania do sterowników przemysłowych, przestało przynosić jej satysfakcję. Na stronie serwisu K&K (http://www.laptopy.wodzislaw.pl/ciekawe-przypadki/ ) Katarzyna Kłosek barwnie opisuje niektóre z awarii, z jakimi zgłaszali się do jej serwisu klienci: Dostarczono nam do serwisu laptop z opisem awarii „coś śmierdzi i błyska w środku”. Po oględzinach poinformowaliśmy klienta, iż płyta główna posiada zwarcie i pali się oraz że naprawa będzie skomplikowana. Pomimo wszystko klient postanowił „ratować sprzęt”. Poprosił również o zarejestrowanie kamerą stanu „palenia się płyty”. Był to bardzo ryzykowny pomysł – mogło to „dobić” komputer. Klient postanowił jednak podjąć ryzyko. albo Klient może mówić o ogromnym szczęściu. Przyniósł laptopa ze zleceniem wyczyszczenia. Po rozmontowaniu okazało się, że komputer miał dni policzone. Wiatraczek „zrobił” sobie dwie piękne kulki kurzu, które „biegały” w jego wnętrzu. Wystarczyło, aby przynajmniej jedna zablokowała śmigło, a laptop uległby przegrzaniu. Katarzyna Kłosek studiowała na Politechnice Wrocławskiej. Skończyła elektronikę w 2004 r. - Wybór kierunku był związany zarówno z moimi zainteresowaniami, jak i kontynuacją ukończonego technikum – mówi pani Kasia. Jak wspomina uczelnię? - Hmm..., trzeba powiedzieć, że nigdzie więcej nie spotkałam tak miłych pań jak w dziekanacie – śmieje się. - Oczywiście nie można też zapomnieć pizzy formatu A5 z baru na wydziale elektroniki, po zjedzeniu której nie było się głodnym do końca dnia, czy baru MCFalafel. Muszę się przyznać, że ilekroć jestem w okolicach Politechniki, zawsze tam wpadam. Bardzo często chodziłam tam z kolegami na gyrosa, niestety koleżanek było jak na lekarstwo. Tam poznałam również mojego męża - jednego z kolegów z uczelni. Ale czas studiów to także trudne momenty. - Przygotowywanie projektów do rana, wkuwanie trudnych zagadnień – wylicza. Szczególnie wspomina wykłady doktora Marka Kukawczyńskiego: - Ze szczególnym uwzględnieniem obliczania układów tranzystorowych - mówi. - Muszę zaznaczyć uczciwie, że nie żałuję wyboru. Po raz kolejny również wybrałabym Politechnikę. Tu można przeczytać rozmowę z Katarzyną Kłosek.
Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz
|