13
listopada 1980 roku sąd odrzucił jednak wniosek o rejestrację
Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Na uczelniach rozpoczęły się akcje
protestacyjne. Na Uniwersytecie Łódzkim 6 stycznia 1981 roku
zorganizowano „solidarne czekanie”, a potem strajk okupacyjny. Studenci
żądali, oprócz rejestracji NZS-u, zniesienia przymusu nauczania języka
rosyjskiego, prawa do swobodnego wyjazdu za granicę, skrócenia służby
wojskowej dla studentów, wprowadzenia niezależności uczelni w sprawach
naukowych i dydaktycznych oraz uwolnienia więźniów politycznych.
Strajk
rozprzestrzeniał się na inne uczelnie w kraju, dołączyli do niego
również studenci Politechniki Wrocławskiej. 17 lutego na PWr strajkowało
około 1100 studentów, ale już następnego dnia ponad 2200.
W końcu władze PRL skapitulowały – podpisały Porozumienia Łódzkie i zgodziły się na rejestrację NZS-u.
Wybrać go, mądrze gada!
–
Gdyby nie Porozumienia Łódzkie, to życie akademickie pozostałoby takie,
jak było w PRL-u. Dotychczasowe mechanizmy były anachroniczne, a świat
wokół nas się zmieniał. Przecież „Solidarność” dążyła do zmian, a my
mieliśmy pozostać w kokonie socjalistycznego systemu szkolnictwa? – mówi
Bernard Afeltowicz, jeden z liderów studenckiego komitetu strajkowego
na Politechnice Wrocławskiej w czasie łódzkich protestów.
Afeltowicz
podkreśla, że to przypadek sprawił, że on, student I roku architektury,
znalazł się wśród ludzi działających w opozycji. – Był wiec, pamiętam,
że pojawił się spór, czy strajk ma być jednodniowy, czy okupacyjny,
wywiązała się dyskusja, zabrałem głos i ktoś krzyknął: „wybrać go,
mądrze gada!” I tak to się zaczęła działalność w komitecie strajkowym –
śmieje się. – Potem poszło jak burza. Zaczęło się coś, co mogło mieć
sens, gdyby tylko władza realizowała proces demokratyzacji i nie
zniszczyła wszystkiego wprowadzeniem stanu wojennego.
Dzięki
Porozumieniom Łódzkim uczelnie zyskały autonomię, a studenci niezależną
organizację. Dopuszczono ich (oraz młodszych pracowników naukowych) do
współdecydowania na uczelniach – poprzez parytet w Senacie.
1.
Bernarda
Afeltowicza wybrano na członka Senatu z ramienia studentów Wydziału
Architektury. – Zaczęliśmy mieć wpływ na proces nauczania – opowiada. – W
tamtych czasach studenci wyrywali się na zachód. A jak nie wracali na
rozpoczęcie roku akademickiego, to groziło im wydalenie ze studiów. I
nie można było oficjalnie w podaniu o dziekankę napisać „jadę poznawać
świat”. Ludzie więc kłamali, tworzyli fałszywe historie choroby,
uśmiercali pół rodziny. Przeforsowaliśmy więc w regulaminie Politechniki
zapis, że chęć odbycia stażu na Zachodzie jest wystarczającym powodem
do uzyskania urlopu dziekańskiego.
Afeltowicz wylicza dalej: –
Zajmowaliśmy się rzeczami praktycznymi. Pojawiła się możliwość wyboru
przedmiotu, indywidualnego toku studiów, wywalczyliśmy nieobowiązkowość
wykładów [obowiązkowość wykładów wprowadzono podczas kadencji rektora
Porębskiego – red.].
Światopoglądowy tygiel
Co
różniło NZS od „Solidarności”? – Marginalne znaczenie miały dla nas
postulaty socjalne. Ruch studencki to była raczej gigantyczna dyskusja
światopoglądowa. Nagle uwolniły się różne wizje świata, niezgodne z
„jedynie słusznie obowiązującą”. Byli wśród nas ludzie, którzy wynieśli z
domu endeckie tradycje i koniecznie chcieli stawiać pomnik Dmowskiego,
inni to piłsudczycy, jeszcze inni związani z Klubami Inteligencji
Katolickiej i ruchem duszpasterstwa akademickiego, byli też wariaci,
którzy otaczającą rzeczywistość wykorzystywali do tworzenia happeningów,
nie brakowało nawiedzonych lewaków, którzy uważali, że komunizm to lek
na całe zło, gdyby tylko ten socjalizm go nie popsuł… – tłumaczy
Afeltowicz.
Jego zdaniem nie można pominąć w opowieści o NZS
aktywności strajkowej z okresu „kryzysu bydgoskiego” (marzec 1981 r.) i
jesiennego strajku „radomskiego”. – To była i „walka z komuną”, i szkoła
poszukiwania kompromisu i porozumienia – te wartości, które później
doprowadziły do Okrągłego Stołu i przemian w Polsce. A na krótszą metę
te wydarzenia ukształtowały struktury i przygotowały ludzi, którzy potem
odgrywali kluczowe role we wrocławskim podziemiu okresu stanu wojennego
– podkreśla Afeltowicz.
NZS PWr to również walka z cenzurą i
działalność drugoobiegowych wydawnictw (także książkowych). To właśnie
ta aktywność przełamywała monopol władzy na myślenie o polityce,
ekonomii, społeczeństwie. Wyrastało pokolenie ludzi rozumiejących, czym
powinna być samorządność, demokracja i wolny rynek. Nieprzypadkowo, już w
wolnej Polsce, tyle wybitnych osób przyznaje się do NZS-owskich
korzeni.
Nie byłoby strajku bez NZS
Kiedy
wybuchł stan wojenny, studenci z NZS-u od razu pojawili się na uczelni. –
Wieczorem w niedzielę 13 grudnia w D-1 i A-1 było już nas kilkuset i
nie byłoby strajku na Politechnice, gdyby nie studenci – opowiada
Bernard Afeltowicz. – Pracownicy w większości zaczęli pojawiać się w
poniedziałek, przychodzili zobaczyć, co się dzieje i niektórzy
zostawali. Ale to studenci stworzyli struktury organizacyjne strajku.
2.
–
Pamiętam, jak opracowywaliśmy drogę ewakuacji na wypadek pacyfikacji.
Budynki w kwartale wokół A-1 połączone są piwnicami. Razem z panem z
administracji szliśmy tymi korytarzami i otwieraliśmy każde drzwi po
kolei (były pozamykane na klucz) i rysowaliśmy strzałki kredą na
ścianach. Okazało się, że nie mamy klucza od ostatnich drzwi, więc
wróciliśmy do A-1. Kiedy wychodziliśmy z tego korytarza, właśnie zaczęła
się pacyfikacja... Zomowcy weszli oknami od podwórza i chcieli nas
wyrzucić z budynku, ale główne drzwi, ograniczone kratą, były zamknięte
na klucz, a klucz gdzieś się zapodział. Ludzie napierali na te drzwi. To
wtedy doszło do tych najbardziej dramatycznych zdarzeń – wspomina
Afeltowicz [podczas pacyfikacji strajku zmarł na zawał Tadeusz Kostecki,
żołnierz AK, absolwent PWr, delegat na strajk Okręgowej Dyrekcji Dróg
Wodnych we Wrocławiu - red.].
Kilka godzin wcześniej Afeltowicz
przedostał się do otoczonego przez milicję Pafawagu, gdzie schronili się
członkowie RKS-u (Regionalny Komitet Strajkowy Solidarności), skąd
przyniósł kilkanaście przepustek dla łączników komitetu strajkowego,
parafowanych przez siebie i Władysława Frasyniuka. Gdyby wpadły w ręce
esbeków, mieliby jak na tacy nazwiska konspiratorów. – Pobiegłem do
sali, gdzie zostawiłem zawinięte w śpiwór przepustki – opowiada. –
Wpadam, a tam już trwa przeszukanie... Jakiś tajniak złapał mnie za
ubranie (miałem na sobie taki narciarski bezrękawnik), od wewnętrznej
strony przypiętą wielką czerwoną gwiazdę z Leninem (została po jakimś
happeningu). I on tak patrzy na tę gwiazdę: – „O... Lenin, no dobrze”. I
mnie puścił. „Co ty tu robisz?”– pyta. „Przyszedłem tylko swoje rzeczy
zabrać” – odparłem „To zabieraj i spier... !” – wrzasnął. Zrolowałem
rzeczy razem z tymi dokumentami i uciekłem.
Na Politechnice trzymaliśmy się razem
Po
wprowadzeniu stanu wojennego Niezależne Zrzeszenie Studentów, podobnie
jak NSZZ „Solidarność”, zostało zdelegalizowane, a wielu jego działaczy
aresztowanych.
W jednym z procesów marca 1982 roku nie udało się
działaczom NZS oraz „S” na Politechnice udowodnić do końca „winy”.
Oskarżenie brzmiało: „W dniach 13-15.XII.1981 r. we Wrocławiu, Bernard
Afeltowicz jako wiceprzewodniczący Zarządu Uczelnianego NZS, Andrzej
Wiszniewski jako członek NSZZ „Solidarność” w Politechnice Wrocławskiej,
zaś Andrzej Olszewski jako członek Prezydium Komisji Zakładowej NSZZ
„Solidarność” w tej Politechnice – nie odstąpili od udziału w
działalności tych związków, mimo zawieszenia ich na mocy prawa, lecz
utworzyli z innymi osobami komitet strajkowy, w ramach którego kierowali
strajkiem w Politechnice Wrocławskiej”.
– Sąd miał problem, żeby nas
skazać. Prokuratura i służba bezpieczeństwa popełniły błąd. Zarzut był o
organizowanie i kierowanie, a dowody zebrano tylko na to, że byliśmy w
składzie Komitetu Strajkowego. My broniąc się twierdziliśmy, że nic nie
zorganizowaliśmy, bo jak przychodziliśmy na Politechnikę, to strajk już
trwał – relacjonuje Afeltowicz. – A komitet strajkowy? Cóż. Linia obrony
była taka, że został powołany nie po to, by kierować strajkiem, tylko
po to, by doprowadzić do jego pokojowego zakończenia.
Profesor
Tadeusz Zipser wygłosił w sądzie zdanie, które Bernard Afeltowicz
wspomina z uśmiechem na twarzy: – Profesor zeznawał, że kiedy dowiedział
się, że powstał komitet strajkowy, to był bardzo zadowolony, ponieważ
straż pożarna – jak powszechnie wiadomo – nie jest do rozpalania
pożarów, ale do ich gaszenia. Więc – zdaniem rektora – komitet strajkowy
nie miał rozniecać strajku, a ugasić. A w dodatku on przez wiele lat
wspinał się w górach i był szefem komisji wypadków górskich, przez co
nie należy rozumieć, że on te wypadki organizował, tylko że starał się
im przeciwdziałać.
Sąd mógł skazać organizatorów strajku, gdyby
znalazł się świadek, który zeznałby, iż otrzymywał jakieś polecenia od
członków komitetu strajkowego. – Nikt nas nie obciążył – mówi
Afeltowicz. – Zaimponowała mi solidarność ludzi Politechniki,
niezależnie z jakiej opcji byli, jakie mieli poglądy, czy byli
studentami, czy pracownikami, trzymali się razem.
Wyrok w zawieszeniu pozwolił mu kontynuować studia.
Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz
Na zdjęciach:
1. Grudzień 1981. Aula Politechniki Wrocławskiej. Na mównicy
Bernard Afeltowicz, jeden z liderów NZS, fot. archiwum prywatne Bernarda
Afeltowicza
2. Grudzień 1981. Aula Politechniki Wrocławskiej. Orzeł w koronie
był formą demonstracji sprzeciwu wobec władzy. Ten przygotowywany
zawisł za stołem prezydialnym, fot. archiwum prywatne Bernarda Afeltowicza