Czasem
trzeba wyjechać z kraju, aby móc spojrzeć z innej perspektywy na swoje
życie zawodowe - mówi dr inż. Sebastian Kraszewski z Instytutu
Inżynierii Biomedycznej i Pomiarowej Politechniki Wrocławskiej.
Młody
naukowiec znalazł się w gronie zwycięzców konkursu Homing Plus,
zorganizowanego przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej. Wrócił do kraju i
tu będzie prowadził badania naukowe.
Jak długo mieszkał pan i pracował we Francji?Siedem
lat. Studiowałem na inżynierii biomedycznej, to jeszcze był wtedy
Zakład, dziś jest to Instytut na naszej Politechnice. Wyjechałem na staż
do Besançon na ostatnim roku studiów w 2005 roku. We Francji obroniłem
doktorat i zostałem.
Francja to piękny kraj...
No tak (śmiech), sery, wina, dużo ciekawych miejsc do obejrzenia. I to wszystko.
W Polsce jest lepiej? Czym się zatem różni praca naukowa tam od pracy naukowej tu, w kraju?
Tu jest o wiele więcej możliwości.
Wbrew pozorom.
Właśnie.
Na początku wydawało mi się, że we Francji jest o wiele łatwiej. Jednak
przez te kilka lat w Polsce tak dużo się zmieniło, że dziś można śmiało
powiedzieć, że tu jest łatwiej. Jest dużo więcej programów
finansujących badania naukowe. We Francji pieniądze pochodzą głównie z
budżetu państwa, a jest kryzys i pieniędzy brakuje.
W Polsce jest też
ogromny potencjał w ludziach, w młodych naukowcach powracających z
zagranicznych staży z nowatorskimi pomysłami. Poza tym na zachodzie
kryzys jest bardziej odczuwalny niż u nas. Polacy jakoś mają to do
siebie, że łatwiej radzą sobie w trudnych sytuacjach.
Można
powiedzieć, że konkurs Homing Plus, którego celem jest zachęcenie
wybitnych młodych naukowców do kontynuowania kariery naukowej w Polsce,
spadł panu jak z nieba. Spodziewał się pan wygranej?
Szczerze
mówiąc tak. Startowałem już w poprzedniej VII edycji konkursu. Niestety
bez powodzenia. Nie wiedziałem, że w drugim etapie wciąż trzeba jeszcze
bardzo zabiegać o “względy” jury. Teraz już nie popełniłem tego błędu.
Do końca VIII konkursu walczyłem o wygraną.
Znalazł się pan w gronie czternastu zwycięzców i otrzymał na swój projekt prawie 300 tys. zł.
Część
przeznaczona będzie dla współpracujących ze mną studentów, część na
sprzęt. Teraz muszę np. kupić trzy nowoczesne komputery do wizualizacji
trójwymiarowej. Przydałaby się jeszcze pracownia z co najmniej czterema
biurkami (śmiech).
Nad czym pan pracuje?
Głównym
punktem moich zainteresowań są kanały jonowe. Są to białka, które
pozwalają na przepływ jonów przez błonę komórkową i biorą udział w
przesyłaniu impulsów nerwowych. Takich białek pozwalających na
przenoszenie różnych cząsteczek do wnętrza komórki bądź na zewnątrz,
jest cała masa i ogólnie nazywa się je kanałami.
Kanały jonowe to nośny temat.
Tak,
a to w związku z tym, że w 2003 roku Roderick MacKinnon otrzymał
Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii właśnie za prace nad funkcjonowaniem
kanałów jonowych.
Na podstawie tych osiągnięć pracowałem we Francji
nad funkcjonowaniem tych kanałów. W międzyczasie pojawił się pomysł
przeniesienia badań bardziej na sferę zastosowania - ogólnie mówiąc -
związaną z leczeniem raka.
Dlaczego akurat rak?
Zawsze
interesowały mnie nośniki leków. Starałem się zaproponować projekt
nowoczesny, wpisujący się w tematykę Instytutu, w którym mógłbym
wykorzystać swoje kompetencje w kierunku właśnie tych kanałów.
W
laboratorium we Francji, w którym pracowałem, było kilku chirurgów
klinicznych w zespole. Inne spojrzenie - niż naukowe - bardzo pomaga.
Naukowiec sobie siada i wymyśla: “zrobimy sobie taki a taki lek, taki a
taki nośnik” i zaczyna rozmawiać z lekarzem na ten temat. A lekarz na
to: “Zapomnij, tego nigdy człowiekowi nie wstrzykniemy do organizmu”. I
zaczyna się poszukiwanie.
Kiedyś oglądałem w Internecie materiał
a’propos szlaków metabolicznych raka i pod koniec był taki obrazek, na
którym pojawił się kanał dla glukozy. I to mnie zainspirowało. Rok
drążyłem temat, jaki jest stan wiedzy na ten temat i co można jeszcze
nowego wymyślić.
Glukoza to zdaje się pożywienie dla raka?
Tak, a rak jest bardzo żarłoczny. I aby rosnąć, potrzebuje dużo glukozy, czyli cukru prostego.
Zagłodzić raka - to dość popularne dziś hasło.
Dokładnie.
To nie jest jakaś nowa idea. Ponad 20 lat naukowcy nad tym pracują.
Pojawiły się jednak ostatnio pewne niuanse, wynikające ze sposobu
dostarczania rakowi tej glukozy.
Co się zatem dzieje, kiedy próbujemy zagłodzić raka?
Jest
coraz bardziej głodny i na siłę chce jeść. Zaczyna sobie tworzyć na
powierzchni białek pompy do wsysania glukozy. Okazało się, że tego typu
pompy znajdują się tylko w raku oraz w jelicie. Nie ma ich np. w
układzie nerwowym. I teraz jeśli udałoby się nam selektywnie zaatakować i
wyłączyć te pompy, to fizycznie zaczynamy głodzić raka.
Głodzimy również jelita, czyli cały organizm.
Właśnie.
Idea jest taka, żeby opracować odpowiednią cząsteczkę, która będzie
blokowała wyłącznie pompy w raku. Tematem badań nie jest zatem szukanie
samego rozwiązania, bo ono jest, ale szukanie strategii, aby znaleźć
taką cząsteczkę, która jest mało toksyczna dla organizmu.
Ale mało toksyczna to znaczy mało efektywna.
I
o to chodzi, wtedy weźmiemy sobie nośnik, który dokładnie będzie
celował w komórki rakowe i tam uwolni wysokie stężenie. A jak lokalnie
będzie wysokie stężenie tej cząsteczki, to łatwiej nam będzie reagować
bez uszczerbku dla tkanek zdrowych.
Czyli słodycze to niestety nic dobrego...
Kiedy
jemy słodycze, cukier, nasz układ odpornościowy się rozleniwia. Są
nawet takie sugestie, aby podczas grypy czy kataru nie jeść cukru, wtedy
szybciej wyjdziemy z choroby.
A pan je słodycze?
Jak każdy chyba (śmiech).
Ale niejedzenie słodyczy naprawdę pomaga. Im mniej kaloryczna dieta,
tym bardziej czas życia się wydłuża. Tak więc troszkę mniej jeść i
troszkę więcej sportu. I chociaż, jak mawiają teoretycy, korelacja to
nie dowód, jednak od momentu kiedy człowiek zaczął rafinować cukier,
pojawiło się dużo więcej chorób i pojawił się też rak, być może nie był
po prostu wcześniej diagnozowany, ale tego nie wiemy.
Pracuje pan zatem nad lekarstwem na raka?
Tak.
To się uda?
Na pewno nie w ciągu tych dwóch lat, jakie mam do dyspozycji.
Co więc dalej?
Za dwa lata będzie rozwijanie nośnika, może pokaże się jakieś nowe światełko w tunelu, zobaczymy.
A co będzie z panem?
Zakładam, że Instytut będzie miał ze mnie pożytek i będę tu pracował.
Nie chce pan już wyjeżdżać za granicę?
Już się najeździłem i, szczerze mówiąc, nie ciągnie mnie już za granicę, no nie licząc oczywiście konferencji naukowych (śmiech).
Czasem trzeba wyjechać z kraju, aby móc spojrzeć z innej perspektywy na
swoje życie zawodowe. Dlatego wyjazdy są bardzo cenną rzeczą.
Teraz tworzy pan zespół tu na Politechnice Wrocławskiej.
Tak,
i im będzie większy i różnorodny, tym lepiej. Ja mam kompetencje
teoretyczne, coś, czego praktycznie na Dolnym Śląsku nie ma. Mam na
myśli dynamikę molekularną - jest to technika symulowania obiektów
biologicznych.
Może pan przybliżyć, co to jest?
Bierzemy
sobie jakieś białko i nie patrzymy tylko, jak ono wygląda i jaką ma
strukturę, i na tej podstawie wyciągamy wnioski, ale pozwalamy się tej
strukturze ruszać. Oddziałujemy na nią i patrzymy, jak się zmienia. Na
tej podstawie określamy, jaką to białko pełni funkcję. Technika ta
potrzebuje bardzo dużo mocy obliczeniowych. We Wrocławiu jest to możliwe
dzięki centrum WCSS.
Praca nad lekami to dość multidyscyplinarne zajęcie.
Dlatego
badania będą prowadzone we współpracy i z Uniwersytetem Wrocławskim i z
Medycznym, także z laboratorium we Francji, z którego się wywodzę.
Politechnika Wrocławska daje duży potencjał wdrożeniowy. Ma duże
możliwości, aby w przyszłości wprowadzić produkt na rynek.
Podobno chowa pan w domu skarb.
(śmiech)...
tak stwierdziła szefowa mojego Instytutu, prof. n. tech. dr hab. n.
fiz. inż. lek. med. Halina Podbielska, kiedy dowiedziała się, że moja
żona Justyna jest doktorem fizyki, z wykształcenia chemikiem.
Ale to nie jedyny skarb.
Jest jeszcze Irminka i Leon.
Dzieci urodziły się we Francji?
Syn już w Polsce, w grudniu.
Ma pan jakąś receptę na sukces?
Robić
to, co się lubi i starać się to robić dobrze, rzetelnie. Nie można żyć
ideą “zróbmy tak, aby innym się wydawało, że jest zrobione”.
Rozmawiała Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz
Dr inż. Sebastian Kraszewski z Instytutu Inżynierii
Biomedycznej i Pomiarowej Politechniki Wrocławskiej znalazł się w gronie
14 zwycięzców konkursu Homing Plus, zorganizowanego przez Fundację na
rzecz Nauki Polskiej. Na swój projekt otrzymał prawie 300 tys. zł.
Wcześniej pracował we Francji na Université de Franche-Comté w Besançon.
W ramach programu będzie realizował na Wydziale Podstawowych Problemów
Techniki PWr projekt pt. “Deactivation strategy of the sodium-dependent
GLUcose transporter for Targeted Anticancer Therapy (GLU-TAT)”.