Pomiń polecenia Wstążki
Przeskocz do głównej zawartości

Ludzie Politechniki

Drukuj

Należy robić to, co się lubi i starać się robić to dobrze

20.02.2014 | Aktualizacja: 03.03.2014 15:04

Dr inż. Sebastian Kraszewski (fot. Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz)

Czasem trzeba wyjechać z kraju, aby móc spojrzeć z innej perspektywy na swoje życie zawodowe - mówi dr inż. Sebastian Kraszewski z Instytutu Inżynierii Biomedycznej i Pomiarowej Politechniki Wrocławskiej.
Młody naukowiec znalazł się w gronie zwycięzców konkursu Homing Plus, zorganizowanego przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej. Wrócił do kraju i tu będzie prowadził badania naukowe. 

fb-like.jpg

Jak długo mieszkał pan i pracował we Francji?

Siedem lat. Studiowałem na inżynierii biomedycznej, to jeszcze był wtedy Zakład, dziś jest to Instytut na naszej Politechnice. Wyjechałem na staż do Besançon na ostatnim roku studiów w 2005 roku. We Francji obroniłem doktorat i zostałem.
Francja to piękny kraj...
No tak (śmiech), sery, wina, dużo ciekawych miejsc do obejrzenia. I to wszystko.
W Polsce jest lepiej? Czym się zatem różni praca naukowa tam od pracy naukowej tu, w kraju?
Tu jest o wiele więcej możliwości.
Wbrew pozorom.
Właśnie. Na początku wydawało mi się, że we Francji jest o wiele łatwiej. Jednak przez te kilka lat w Polsce tak dużo się zmieniło, że dziś można śmiało powiedzieć, że tu jest łatwiej. Jest dużo więcej programów finansujących badania naukowe. We Francji pieniądze pochodzą głównie z budżetu państwa, a jest kryzys i pieniędzy brakuje.
W Polsce jest też ogromny potencjał w ludziach, w młodych naukowcach powracających z zagranicznych staży z nowatorskimi pomysłami. Poza tym na zachodzie kryzys jest bardziej odczuwalny niż u nas. Polacy jakoś mają to do siebie, że łatwiej radzą sobie w trudnych sytuacjach.
Można powiedzieć, że konkurs Homing Plus, którego celem jest zachęcenie wybitnych młodych naukowców do kontynuowania kariery naukowej w Polsce, spadł panu jak z nieba. Spodziewał się pan wygranej?
Szczerze mówiąc tak. Startowałem już w poprzedniej VII edycji konkursu. Niestety bez powodzenia. Nie wiedziałem, że w drugim etapie wciąż trzeba jeszcze bardzo zabiegać o “względy” jury. Teraz już nie popełniłem tego błędu. Do końca VIII konkursu walczyłem o wygraną.  
Znalazł się pan w gronie czternastu zwycięzców i otrzymał na swój projekt prawie 300 tys. zł.
Część przeznaczona będzie dla współpracujących ze mną studentów, część na sprzęt. Teraz muszę np. kupić trzy nowoczesne komputery do wizualizacji trójwymiarowej. Przydałaby się jeszcze pracownia z co najmniej czterema biurkami (śmiech).
Nad czym pan pracuje?
Głównym punktem moich zainteresowań są kanały jonowe. Są to białka, które pozwalają na przepływ jonów przez błonę komórkową i biorą udział w przesyłaniu impulsów nerwowych. Takich białek pozwalających na przenoszenie różnych cząsteczek do wnętrza komórki bądź na zewnątrz, jest cała masa i ogólnie nazywa się je kanałami.
Kanały jonowe to nośny temat.
Tak, a to w związku z tym, że w 2003 roku Roderick MacKinnon otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii właśnie za prace nad funkcjonowaniem kanałów jonowych.
Na podstawie tych osiągnięć pracowałem we Francji nad funkcjonowaniem tych kanałów. W międzyczasie pojawił się pomysł przeniesienia badań bardziej na sferę zastosowania - ogólnie mówiąc - związaną z leczeniem  raka.
Dlaczego akurat rak?
Zawsze interesowały mnie nośniki leków. Starałem się zaproponować projekt nowoczesny, wpisujący się w tematykę Instytutu, w którym mógłbym wykorzystać swoje kompetencje w kierunku właśnie tych kanałów.
W laboratorium we Francji, w którym pracowałem, było kilku chirurgów klinicznych w zespole. Inne spojrzenie - niż naukowe - bardzo pomaga. Naukowiec sobie siada i wymyśla: “zrobimy sobie taki a taki lek, taki a taki nośnik” i zaczyna rozmawiać z lekarzem na ten temat. A lekarz na to: “Zapomnij, tego nigdy człowiekowi nie wstrzykniemy do organizmu”. I zaczyna się poszukiwanie. 
Kiedyś oglądałem w Internecie materiał a’propos szlaków metabolicznych raka i pod koniec był taki obrazek, na którym pojawił się kanał dla glukozy. I to mnie zainspirowało. Rok drążyłem temat, jaki jest stan wiedzy na ten temat i co można jeszcze nowego wymyślić.
Glukoza to zdaje się pożywienie dla raka?
Tak, a rak jest bardzo żarłoczny. I aby rosnąć, potrzebuje dużo glukozy, czyli cukru prostego.
Zagłodzić raka - to dość popularne dziś hasło.
Dokładnie. To nie jest jakaś nowa idea. Ponad 20 lat naukowcy nad tym pracują. Pojawiły się jednak ostatnio pewne niuanse, wynikające ze sposobu dostarczania rakowi tej glukozy.
Co się zatem dzieje, kiedy próbujemy zagłodzić raka?
Jest coraz bardziej głodny i na siłę chce jeść. Zaczyna sobie tworzyć na powierzchni białek pompy do wsysania glukozy. Okazało się, że tego typu pompy znajdują się tylko w raku oraz w jelicie. Nie ma ich np. w układzie nerwowym. I teraz jeśli udałoby się nam selektywnie zaatakować i wyłączyć te pompy, to fizycznie zaczynamy głodzić raka.
Głodzimy również jelita, czyli cały organizm.
Właśnie. Idea jest taka, żeby opracować odpowiednią cząsteczkę, która będzie blokowała wyłącznie pompy w raku. Tematem badań nie jest zatem szukanie samego rozwiązania, bo ono jest, ale szukanie strategii, aby znaleźć taką cząsteczkę, która jest mało toksyczna dla organizmu.
Ale mało toksyczna to znaczy mało efektywna.
I o to chodzi, wtedy weźmiemy sobie nośnik, który dokładnie będzie celował w komórki rakowe i tam uwolni wysokie stężenie. A jak lokalnie będzie wysokie stężenie tej cząsteczki, to łatwiej nam będzie reagować bez uszczerbku dla tkanek zdrowych.
Czyli słodycze to niestety nic dobrego...
Kiedy jemy słodycze, cukier, nasz układ odpornościowy się rozleniwia. Są nawet takie sugestie, aby podczas grypy czy kataru nie jeść cukru, wtedy szybciej wyjdziemy z choroby.
A pan je słodycze?
Jak każdy chyba (śmiech). Ale niejedzenie słodyczy naprawdę pomaga. Im mniej kaloryczna dieta, tym bardziej czas życia się wydłuża. Tak więc troszkę mniej jeść i troszkę więcej sportu. I chociaż, jak mawiają teoretycy, korelacja to nie dowód, jednak od momentu kiedy człowiek zaczął rafinować cukier, pojawiło się dużo więcej chorób i pojawił się też rak, być może nie był po prostu wcześniej diagnozowany, ale tego nie wiemy.
Pracuje pan zatem nad lekarstwem na raka?
Tak.
To się uda?
Na pewno nie w ciągu tych dwóch lat, jakie mam do dyspozycji.
Co więc dalej?
Za dwa lata będzie rozwijanie nośnika, może pokaże się jakieś nowe światełko w tunelu, zobaczymy.
A co będzie z panem?
Zakładam, że Instytut będzie miał ze mnie pożytek i będę tu pracował.
Nie chce pan już wyjeżdżać za granicę?
Już się najeździłem i, szczerze mówiąc, nie ciągnie mnie już za granicę, no nie licząc oczywiście konferencji naukowych (śmiech). Czasem trzeba wyjechać z kraju, aby móc spojrzeć z innej perspektywy na swoje życie zawodowe. Dlatego wyjazdy są bardzo cenną rzeczą.
Teraz tworzy pan zespół tu na Politechnice Wrocławskiej.
Tak, i im będzie większy i różnorodny, tym lepiej. Ja mam kompetencje teoretyczne, coś, czego praktycznie na Dolnym Śląsku nie ma. Mam na myśli dynamikę molekularną - jest to technika symulowania obiektów biologicznych.
Może pan przybliżyć, co to jest?
Bierzemy sobie jakieś białko i nie patrzymy tylko, jak ono wygląda i jaką ma strukturę, i na tej podstawie wyciągamy wnioski, ale pozwalamy się tej strukturze ruszać. Oddziałujemy na nią i patrzymy, jak się zmienia. Na tej podstawie określamy, jaką to białko pełni funkcję. Technika ta potrzebuje bardzo dużo mocy obliczeniowych. We Wrocławiu jest to możliwe dzięki centrum WCSS.
Praca nad lekami to dość multidyscyplinarne zajęcie.
Dlatego badania będą prowadzone we współpracy i z Uniwersytetem Wrocławskim i z Medycznym, także z laboratorium we Francji, z którego się wywodzę. Politechnika Wrocławska daje duży potencjał wdrożeniowy. Ma duże możliwości, aby w przyszłości wprowadzić produkt na rynek.
Podobno chowa pan w domu skarb.
(śmiech)... tak stwierdziła szefowa mojego Instytutu, prof. n. tech. dr hab. n. fiz. inż. lek. med. Halina Podbielska, kiedy dowiedziała się, że moja żona Justyna jest doktorem fizyki, z wykształcenia chemikiem.
Ale to nie jedyny skarb.
Jest jeszcze Irminka i Leon.
Dzieci urodziły się we Francji?
Syn już w Polsce, w grudniu.
Ma pan jakąś receptę na sukces?
Robić to, co się lubi i starać się to robić dobrze, rzetelnie. Nie można żyć ideą “zróbmy tak, aby innym się wydawało, że jest zrobione”.
Rozmawiała Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz

Dr inż. Sebastian Kraszewski z Instytutu Inżynierii Biomedycznej i Pomiarowej Politechniki Wrocławskiej znalazł się w gronie 14 zwycięzców konkursu Homing Plus, zorganizowanego przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej. Na swój projekt otrzymał prawie 300 tys. zł. Wcześniej pracował we Francji na Université de Franche-Comté w Besançon. W ramach programu będzie realizował na Wydziale Podstawowych Problemów Techniki PWr projekt pt. “Deactivation strategy of the sodium-dependent GLUcose transporter for Targeted Anticancer Therapy (GLU-TAT)”.