Poliglotka, globtroterka, oswojona z pięknem podwodnego świata, który wzbudza w niej niezmienny zachwyt. Dr inż. arch. Barbara Widera, adiunkt w Instytucie Historii Architektury, Sztuki i Techniki na Wydziale Architektury PWr. swoje pasje łączy z powodzeniem z wyuczoną profesją.
Dlaczego została pani architektem?
Architektura łączy różne dziedziny i to jest fascynujące. Nie chciałabym, by to górnolotnie zabrzmiało, ale architektura to dla mnie piękno na podbudowie intelektu. W swoim najnowszym filmie „O północy w Paryżu” Woody Allen ukazuje zabawną wizję ludzi, którzy mają nostalgiczne tęsknoty za innymi, lepszymi czasami, bo myślą, że gdyby żyli dawniej, to byliby bardziej twórczy. Ja także kiedyś zastanawiałam się, jak to byłoby żyć w czasach renesansu i wśród idei humanizmu projektować piękne, tak wówczas nowatorskie dzieła. Dzisiaj koncentruję się na architekturze współczesnej, najnowszej, a jednocześnie głęboko osadzonej w naszej tradycji, środowisku kulturowym i możliwościach technologicznych, którymi dysponujemy. To, co pozostawimy po sobie następnym pokoleniom, będzie świadczyć o nas. Umiejętność zrozumienia przesłania niesionego przez obiekty architektury współczesnej wymaga rozległej wiedzy, prowadzenia wielowątkowych analiz i przede wszystkim abstrakcyjnego myślenia. Architekt jest z zasady człowiekiem renesansu; trochę poetą, trochę filozofem, także psychologiem i oczywiście artystą, inżynierem, matematykiem. Wszystkim po trochu i to mnie w architekturze urzekło. Architektura stała się moją pasją, ale nie jedyną, bo interesuje mnie wszystko, co piękne, nowe, oryginalne, co wymaga poznania.
Doktorat napisałam o interdyscyplinarnych relacjach między ubiorem a architekturą na przestrzeni XX wieku. Zajmuję się też projektowaniem ubioru. Poza tym moją pasją są podróże. Służą one badaniom architektury, ale również poznawaniu świata, ludzi, ich kultury i sposobu życia. To dostarcza tematów do przemyśleń, a przy okazji uczy pokory. Istotne jest przy tym wypracowanie odpowiedniej płaszczyzny komunikacji. Nie mogę oczekiwać od mieszkańców maleńkich wioseczek w Meksyku czy Gwatemali, żeby biegle znali angielski. Wobec tego, jeśli chcę tych ludzi poznać i czegoś się o nich dowiedzieć, to muszę nauczyć się ich języka. Na szczęście talent lingwistyczny odziedziczyłam po mamie, więc po prostu uczę się kolejnych języków.
Jakie języki zna więc pani poza polskim i angielskim?
Przede wszystkim śląski! Ojciec urodził się w Katowicach i w domu zdarza nam się mówić gwarą śląską. Właściwie bardziej dla żartu niż dla podtrzymania tradycji, tym bardziej że mama pochodzi z Częstochowy, więc dla niej śląski to też język obcy. Wracając do pytania o języki, to może nie całkiem biegle, jednak komunikuję się w dziesięciu językach. Siostra mojego ojca mieszka w Czechach, więc odwiedzając rodzinę w dzieciństwie, zupełnie nieświadomie nauczyłam się czeskiego.
Zawsze bardzo chciałam nauczyć się hiszpańskiego, ale w tamtym czasie nie było to takie proste, więc najpierw nauczyłam się rosyjskiego, bo tak było trzeba. Potem przyszła kolej na angielski i wtedy odkryłam, że po pierwsze, lubię ten język, a po drugie, że jego znajomość stała się niezbędna. Po pierwszym roku zdałam egzamin uprawniający do nauczania angielskiego. Trochę później zaczęłam pracować jako tłumaczka. Tłumaczenie na żywo doskonale pasowało do mojego temperamentu. Śmiałam się, że mi płacą za gadanie. Korzystając z naprawdę wysokiego poziomu Studium Języków Obcych, zaczęłam poznawać francuski, którego naukę kontynuowałam w Alliance Francaise. Dopiero podczas studiów doktoranckich dosłownie wprosiłam się jako wolny słuchacz na lektorat hiszpańskiego do Anny Wawrykowicz, której zresztą będę za to wdzięczna do końca życia. Jeżdżąc na Bałkany, nauczyłam się chorwackiego i bułgarskiego na poziomie komunikacyjnym, jednak po pewnym czasie przestudiowałam podręczniki gramatyczne i uporządkowałam sobie tę wiedzę. Kolejnym językiem romańskim był włoski. Prawdę mówiąc, nauczyłam się go tak szybko, że mój mąż nawet o tym nie wiedział. Jechaliśmy do Rzymu na konferencję i miałam przed wyjazdem swobodne dwa tygodnie podczas wakacji, więc uznałam, że warto poświecić trochę czasu na naukę. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, właścicielowi pensjonatu brakowało słów po angielsku, więc całkiem płynnie przeszłam na włoski a Andrzeja dosłownie zatkało z wrażenia.
Najnowszym moim osiągnięciem jest portugalski. Wcześniej wydawało mi się, że tam, gdzie się mówi po portugalsku, można równie dobrze porozumieć się po hiszpańsku. Ale w Portugalii zrozumiałam, że to niekoniecznie musi być prawda. Podczas następnej podroży już porozumiewałam się wyłącznie po portugalsku podczas konferencji w Evorze. Chociaż muszę przyznać, że portugalski był pewnym wyzwaniem. Sądziłam, że będzie łatwiej, ale nie mam zwyczaju odpuszczać, a poza tym lubię tańczyć sambę. Nie byłam jeszcze w Brazylii, więc ten język pewnie się przyda.
Czy pani mąż jest także architektem?
Nie, jest sportowcem i ekonomistą. Najpierw ukończył studia na Akademii Wychowania Fizycznego, a potem marketing i zarządzanie. Jest typem człowieka, który do wszystkiego sam doszedł, co zawsze podziwiałam także u mojego ojca. Andrzej jest niewątpliwie zdolny, działa, prowadzi własną firmę. Ma uprawnienia instruktora jeździectwa, narciarstwa, strzelectwa oraz najwyższe w Polsce uprawnienia do szkolenia instruktorów nurkowania. W dniu, w którym się poznaliśmy, stwierdził, że ma przeczucie, iż będziemy razem nurkować, i tak się stało. Ale na architekturze zna się całkiem nieźle.
Patrzę na te fotografie przedstawiające podwodny świat, który państwo często penetrują, i zastanawiam się, czy nurkowanie jest bardzo trudne, bo zapewne wymaga żelaznej kondycji fizycznej?
Wymaga dobrego stanu zdrowia i kondycji fizycznej, ale przede wszystkim to zajęcie dla myślących. Potrzebne jest opanowanie i spokój, a także umiejętność błyskawicznego podejmowania decyzji i działania. Co ważne, woda nie jest naszym środowiskiem naturalnym, więc działanie instynktowne nie wchodzi w grę. Nie można się po prostu wynurzyć i zacząć oddychać. Szczególnie gdy nurkuję w jaskiniach, na wrakach lub wykonuję nurkowanie techniczne na duże głębokości. Jestem też odpowiedzialna za partnera i muszę przewidywać kilka ruchów do przodu. Kontrolować przyrządy swoje i partnera, sprawdzać, czy mamy wystarczającą ilość czynnika oddechowego. Co zrobić w przypadku awarii, żebyśmy oboje bezpiecznie odbyli dekompresję i wyszli na powierzchnię Tego trzeba się ciągle uczyć i naprawdę przez cały czas myśleć. Andrzej uratował pod wodą już niejedno życie. Być może ja też. Z drugiej strony świat podwodny jest przepiękny i fascynujący. Jego fauna i flora są tak bogate, że ograniczając się do życia na powierzchni, bardzo dużo tracimy. Tak intensywnych kolorów, jakie można oglądać na rafach koralowych, nie widziałam nigdy w środowisku powietrznym. To cudowne źródło inspiracji i sposób na wyciszenie. Pozwala poznać bardzo ciekawy świat, a równocześnie nabrać dystansu do rzeczywistości i problemów dnia codziennego.
To bardzo przyjemnie we dwoje podróżować i zwiedzać świat. Proszę opowiedzieć o tych wojażach, które utrwalone na fotografiach pokazujemy przy okazji tej rozmowy.
Nasze podróże są przeważnie związane z badaniami architektury współczesnej albo z nurkowaniem. Staramy się poznawać przy tym jak najwięcej ciekawych ludzi. Nie umiem wymienić wszystkich miejsc, które odwiedziliśmy w ostatnich latach. Objechaliśmy całe Bałkany, Półwysep Iberyjski i Apeniński, Maroko, ogólnie prawie całą Europę, spory kawałek Bliskiego Wschodu, Amerykę Środkową i trochę Północnej. Niezależnie od tego, jaki jest powód wizyty, wszędzie badam i fotografuję architekturę i jeśli to możliwe, rozmawiam z architektami.
W Nowym Jorku dzięki przyjaciołom mieliśmy okazję odwiedzić na Manhattanie pracownię słynnego architekta Stevena Holla. Po krótkim powitaniu Holl od razu przeprosił, że ma dla mnie tylko kwadrans, bo w sąsiednim pokoju odbywa się bardzo ważna narada i zaraz musi tam wrócić. Pomyślałam, że trzeba ten czas jak najlepiej wykorzystać! Zaczęłam rozmowę o architekturze współczesnej. Efekt był taki, że po kilku minutach Holl przeprosił, zniknął na moment w tym sąsiednim pokoju, po czym wrócił i przez ponad półtorej godziny oprowadzał mnie i męża po swojej pracowni. Dowiedziałam się wtedy mnóstwo o jego projektach. Dostałam też dwie książki z dedykacją i stały akces do wszystkich materiałów ze zgodą na publikację. Bardzo dobrze wspominam to spotkanie!
W ogóle mam chyba sporo szczęścia do ludzi. W Moskwie, gdy prowadziłam badania nad konstruktywizmem radzieckim, trafiłam do domu zbudowanego w latach 20. XX wieku przez Konstantina Mielnikowa. Dom nie jest udostępniony zwiedzającym. Znalazłam się tam na osobiste zaproszenie syna tego sławnego architekta – Wiktora Konstantinowicza Mielnikowa i jego wnuczki Kateriny Mielnikowej, która stała się moją przewodniczką po Moskwie. Takich osobistych relacji, budowanych na bazie wspólnych zainteresowań, nie da się zastąpić studiami w archiwum. Poznałam kulisy architektury tego najbardziej płodnego i kreatywnego okresu w dziejach Rosji, obejrzałam oryginały projektów i zrealizowane prace Mielnikowa, które do dzisiaj zaskakują nowatorskim podejściem do projektowania. Niezwykle ciekawe kontakty mam też we Francji, na Bałkanach i we Włoszech.
Wojażując, poznaje pani z pewnością także różne potrawy. Czy przywozi pani przepisy na specjalne dania?
Najbardziej lubię kuchnię włoską, śródziemnomorską. Ale jesteśmy otwarci na inne zwyczaje i testujemy różne specjały. Z Hiszpanii przywiozłam ciekawy przepis na gambas al pilpil – krewetki w bardzo ostrym sosie z papryczek piri-piri. Polecano tę potrawę jako lokalną specjalność w Andaluzji. Danie było tak pyszne, że poprosiłam o przepis. Kelner, który okazał się Argentyńczykiem, przysiadł się po prostu do naszego stolika, zapisał dla mnie przepis, a potem opowiadał o Argentynie i o tamtejszym życiu.
Z kolei z Meksyku przywieźliśmy nadzwyczajny sposób na sos z tamaryndowca. To jest roślina strączkowa, która ma kwaśno-słodki smak i z jej soku przyrządza się wspaniały napój. Na południu Jukatanu, w maleńkiej karaibskiej osadzie Mahahual trafiliśmy do skromnej z wyglądu restauracji. Byliśmy strasznie głodni i zmęczeni po powrocie z Bancho Chinchoro, bardzo trudno dostępnej, lecz przepięknej rafy koralowej, na którą udało nam się dotrzeć jako pierwszym Polakom, dopiero podczas trzeciej wyprawy do Meksyku. Poszliśmy do knajpki No-Hoch-Kai to uczcić, ale nie spodziewaliśmy się kulinarnych fajerwerków. Tymczasem nigdzie na świecie nie jedliśmy tak pysznych ryb i owoców morza. Liczyłam, że wrócimy tam nazajutrz, ale okazało się, że następnego dnia restaurację zamknięto z powodu silnego wiatru i musiałam przepis odtwarzać z pamięci, na szczęście z sukcesem.
W internecie znalazłam pochlebne opinie studentów na temat prowadzonych przez panią zajęć.
To oczywiście bardzo miłe, zwłaszcza że praca ze studentami jest dla mnie źródłem ogromnej satysfakcji. Najchętniej prowadzę seminaria z historii architektury współczesnej i historii stroju. Ten pierwszy przedmiot wraz ze sposobem prowadzenia przejęłam od profesor Jadwigi Sławińskiej, drugi powstał według mojej koncepcji. Mam nadzieję, że uda mi się uruchomić kolejny przedmiot wybieralny dla Wydziału Architektury – projektowanie ubioru. Zajęcia, które prowadzę, mają charakter dyskusji. Wierzę, że to pozwala znacznie lepiej zrozumieć omawianie zagadnienia niż słuchanie monologu prowadzącego. Przygotowanie takich zajęć jest naturalnie trudniejsze, ponieważ muszę dobrać materiał ilustracyjny, żeby stworzyć logiczny scenariusz do dyskusji, a jednocześnie pozostawić możliwość ewoluowania naszej rozmowy, gdy pojawią się jakieś odkrywcze spostrzeżenia.
To pozwala na kreatywną wymianę myśli i wzajemne wzbogacanie na płaszczyźnie intelektualnej.
Odnoszę wrażenie, że bardzo lubi pani prowadzić te zajęcia.
Tak, w ogóle bardzo lubię pracę dydaktyczną. Badania naukowe są zawsze inspirujące, ale dla mnie równie ważne są zajęcia ze studentami, nie wyobrażam sobie bez nich pracy na uczelni. Poza tym architektura współczesna z zasady musi się stale rozwijać i nieustannie wymaga świeżego podejścia. Żeby dobrze projektować, warto rozumieć zjawiska zachodzące w tej dziedzinie. To wyzwala kreatywność i dodaje odwagi, tym bardziej dzisiaj, kiedy proces projektowy jest tak złożony. Właściwie technologia przestała być barierą dla wyobraźni. Znacznie ważniejsza stała się umiejętność wykreowania przestrzeni funkcjonalnej, atrakcyjnej, dobrze osadzonej w kontekście krajobrazu, dziedzictwa kulturowego, klimatu i bezpiecznej dla środowiska naturalnego. Ponieważ jednym z głównych zadań dla architekta jest kształtowanie związków człowieka z naturą.
Może kiedyś poprowadzi pani zajęcia ze studentami z… projektowania architektury podwodnej…
Chciałabym! Kiedy byliśmy w Sudanie i mieliśmy okazję dowiedzieć się dużo o eksperymencie Jacques‘a Cousteau, dotyczącym możliwości zamieszkania ludzi w środowisku wodnym. Od tego czasu zaczęłam się interesować tą podwodną architekturą. Na bazie tych doświadczeń przygotowałam referat na konferencję o habitatach i napisałam też kilka artykułów na ten temat.
Rozmawiała: Barbara Folta
Dr inż. arch. Barbara Widera
Po ukończeniu studiów na Wydziale Architektury PWr (1995) przez rok pracowała w pracowni architektonicznej ARRA. W latach 1996-2000 odbyła studia doktoranckie na PWr, zakończone pracą doktorską (2002) pt. Moda jako zagadnienie interdyscyplinarne na przykładzie architektury i stroju. Była także dyrektorem artystycznym w firmie Exstream. Od 2002 r. jest adiunktem w Instytucie Historii Architektury, Sztuki i Techniki na Wydziale Architektury PWr. Prowadzi zajęcia z przedmiotów: historia architektury współczesnej, estetyka i historia stroju. Do swoich zainteresowań naukowo-badawczych zalicza ponadto: archeologię podwodną, projektowanie architektoniczne, projektowanie ubioru i filozofię. Autorka i współautorka szeregu publikacji. Od 2005 r. członkini międzynarodowych ekspedycji naukowych organizowanych w celu poszukiwania i eksploracji wraków w akwenie Morza Czarnego. Od roku 2007 zaś członkini Sekcji Historii Architektury i Ochrony Zabytków Komisji Architektury i Urbanistyki Oddziału PAN we Wrocławiu. Zainteresowania osobiste: nurkowanie, podróże, lingwistyka, komunikacja międzykulturowa, moda, taniec.