O swoim wyjeździe na półwysep Istria opowiadał emerytom Politechniki Wrocławskiej profesor Jacek Młochowski z Wydziału Chemicznego Politechniki Wrocławskiej. Zwiedzał go w czasie zeszłorocznego urlopu Profesor Młochowski lubi Europę. Dlatego już od ponad dwudziestu lat na urlopy jeździ w różne zakątki naszego kontynentu. Za każdym razem wybiera inną trasę i inne miejsca, które chce odwiedzić. Zwykle jeździ tylko z rodziną, własnym samochodem, dlatego wędruje trasą i tempem, jakie mu odpowiada. Z każdego wojażu publikuje swoje zdjęcia (wraz z krótkimi komentarzami) na stronie obiezyswiat.org. Na spotkaniu w Klubie Seniora Politechniki Wrocławskiej (9 kwietnia) profesor opowiadał o wyjeździe na adriatycki półwysep Istria, a dokładniej – tę jego część, która należy do Słowenii i Włoch. Był tam we wrześniu ubiegłego roku. - Urlopy spędzam zwykle niedaleko Wrocławia, w miejscach położonych nie dalej niż 1500 km od naszego miasta – żartował profesor na spotkaniu z seniorami. – Dalej jeździć już mi się nie chce. Stara się nie podróżować autostradami, nawet jeśli oznacza to konieczność nadłożenia drogi i dłuższy czas podróży. – Wolę jeździć drogami przecinającymi miasta i mniejsze miejscowości – twierdzi profesor. – Wtedy można zobaczyć dużo więcej.
Pierwszy postój wypadł w Lednicy na Morawach. Zwiedził tu pałac w stylu angielskiego neogotyku, należący do 1945 r. do rodu Liechtensteinów. Jego uwagę przykuło nie tylko samo wnętrze, ale i to, co znajdowało się na tyłach: minaret i ogrodowa filia Urzędu Stanu Cywilnego. – Minaret został wybudowany przez jednego z właścicieli pałacu, którego posądzano o bezbożność – opowiadał Młochowski. – Wzniósł tę budowlę z czystej przekory. W Słowenii dotarł do miejscowości Skofja Loka, której historia sięga X wieku. Wtedy zatrzymywali się tu niemieccy kupcy, kwitły klasztory. Miasteczko podupadło dopiero po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło je w XVI w., a jego wcześniejszą rolę przejęła Ljubljana. Jednak zachowało się tu wiele starych budowli. Profesor zaprezentował m.in. zdjęcia gotyckich domów i pochodzącego z tych samych czasów Mostu Kapucyńskiego. Dalej profesor Młochowski wędrował przez Alpy Julijskie. – Pierwszy raz widziałem je z tej strony – mówił, wspominając jazdę na przełęcz Vršič, położoną na wysokości ponad 1600 m n.p.m. – Musiałem tak się nakręcić kierownicą, że nie bardzo miałem czas na podziwianie widoków – śmiał się profesor. Zjeżdżając z przełęczy napotkał rzekę Soczę, której woda jest szmaragdowa. – Nad tą rzeką kręcono film „Pożegnanie z bronią” – opowiadał profesor Trafił też do Gorycji na granicy słoweńsko-włoskiej. Nowa część tego miasteczka znajduje się w Słowenii, stara – po włoskiej stronie granicy. – Jeśli granica przecina jakąś ulicę, to trudno to zauważyć – mówił prelegent. – Nazwa się nie zmienia, tylko część numerów jest po jednej stronie granicy, a reszta po drugiej. Zatem nie zawsze byłem pewny, czy jestem w Słowenii, czy we Włoszech. – 25 lat temu, kiedy byłem na Istrii po raz pierwszy, dominowała tam hodowla zwierząt, teraz jest coraz więcej winnic. Półwysep upodabnia się do Toskanii, a ma nad nią tę przewagę, że leży o 500 km bliżej od Wrocławia. Osoby, które nie spotkały się z profesorem Jackiem Młochowskim w Klubie Seniora 9 kwietnia, mogą zobaczyć jego zdjęcia tutaj.
Ml
|